czwartek, 30 listopada 2017

Projekt stylówka #6

No cześć. To już szósta odsłona projektu stylówki, jak to szybko leci!

Ubiegły tydzień miał być poświęcony sukienkom, jednak w środę było tak zimno, że zrezygnowałam z tego pomysłu. Poza tym jeansowa sukienka, którą planowałam ubrać była w praniu i nie miałabym czego włożyć :)

PONIEDZIAŁEK: 
pokaże Wam zdjęcia także w pełnym stroju wyjściowym, z kurtką



sukienka-C&A, kupiłam ją będąc w ciąży i służy mi nadal
buty-Lasocki
kurtka-Primark
szal-no name 

WTOREK:


sukienka- George, kupiona za 3 zł w second handzie, wystarczyło przeszyć zamek. Gdyby była z innego materiału np.wiskozy, a nie poliestru- stanowiłaby mój ideał
buty- Lasocki

ŚRODA:


Nic szałowego, ale chciałam ciepełka. 
Sweter- Esmara 
Bluzka- H&M
Spodnie- Levis 
Buty-Lasocki 


To na tyle, wiem ,że w środę nie poszalałam :D Odnośnie spodni z ostatniego zdjęcia- Levisach, pragnę zrobić wpis koło stycznia.

Miłego dnia. 

wtorek, 28 listopada 2017

Ulubieńcy października i listopada

Witajcie. Ostatnie dwa miesiące zbiegły się z czwartym rokiem studiów psychologicznych i pierwszym rokiem podyplomówki z przygotowania pedagogicznego. Bardziej skupiałam się na uczelni i ubiorze niż makijażu, był on szczerze mówiąc minimalistyczny. W związku z tym pokażę Wam dzisiaj niewiele produktów działu pielęgnacji i makijażu, a znacznie więcej z strefy "różne" . Zapraszam :)


  1. Płyn micelarny Garnier


    Jest to produkt, który używam od kilku miesięcy, właśnie rozpoczęłam trzecią butelkę. Dokładnie zmywa makijaż, nie szczypie (a mam bardzo wrażliwe oczy i cerę) nie powoduje zaczerwienień, koi. Moja skóra nie jest po nim ściągnięta. Same superlatywy. Nie kosztuje dużo, wart każdej złotówki. 

  2. Baza pod podkład Ingrid, zakrywająca zaczerwienienia oraz matrująca



    Baz mam kilka, jednak tej używam na co dzień. Nie sądziłam ,że w tak dużym stopniu zatuszuje moje zaczerwienienia i spowoduje, że fluid nie będzie konieczny (wystarczy produkt, o którym za chwilę). Niewielka ilość wystarczy, aby przykryć policzki. Nie zapycha skóry. Polecam. 
  3. Korektor w słoiczku Catrice



    Nie używałam go bardzo długo, ale jak kończyć kosmetyki- to kończyć. Z początku nie mogłam się przyzwyczaić do gęstej konsystencji i wrażenia posiadania czegoś grubego na twarzy. Jednak po paru użyciach uczucie minęło. Używałam go w zasadzie na policzki, trochę na brodę i czoło. Stanowił dla mnie delikatny podkład, ponieważ stosuję minimalną ilość. Połowę opakowania wykańczam od lipca (a stosuję go co 2 dzień). Uważam,że nie wygląda korzystnie pod oczami, na cienkiej skórze, ale na twarzy to co innego. Co ważne: nie zapycha. 
  4. Termos Elbrus



    Jest to mój największy ulubieniec zeszłych miesięcy. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie mojej egzystencji bez tego gagatka. Wygląda klasycznie, posiada "ubranko" - skórzany pokrowiec i co najważniejsze- bardzo długo trzyma ciepło. Jak mam zajęcia od 9-21 to po powrocie do domu herbata nadal jest gorąca. Co prawda termos nie wytrzymał  próby 24 h, ale mi 12 w zupełności wystarczy. Kosztował 40 zł. 
  5. Kanał na yt Przeciętny Człowiek



    Co jakiś czas, gdy mam czas ;) odwiedzam youtuba. Od niedawna zaczęły męczyć mnie kanały poświęcone stricte urodowej sferze. Szukałam czegoś, co pomoże mi się rozwinąć. I tak trafiłam na Przeciętnego Człowieka, który jest niesamowicie inspirujący. Na jago kanale znajdziecie mnóstwo filmików, dotyczą one rozwoju osobistego i nie tylko. Filmiki są o tyle inne od pozostałych kanałów rozowjowych, że słyszymy głos, a widzimy "rysujące się" obrazki. I to bardzo ładne. To z pewnością szybciej pozwala przyswoić wiedzę. Polecam. Oto on: przeciętny człowiek

  6. Książki J.K Rowling Harry Potter



    Akurat o tym nie muszę chyba dużo pisać. Towarzyszyły mi przez połowę października i listopada. Wciągnęłam się na maksa. 

  7. Buty Anna Field



    Niestety, obecnie jest na nie za zimno, ale do zeszłego tygodnia ubierałam je prawie codziennie. Wygodne, pasują do wszystkich eleganckich stylizacji (i nie tylko). Są przepiękne i komplementogenne. Co prawda ciężko jest usunąć niektóre zabrudzenia, ale całe szczęście są ciemne i tego aż tak nie widać. Link do butów: klik
  8. Płyty Cleo i Donatan Hiper Chimera oraz Dwa Sławy




    Kto mnie zna, ten wie, że byłam kolekcjonerką płyt. Miałam ich sporo. W sumie nadal mam, ale sukcesywnie się ich pozbywam (dużo łatwiej mi to wychodzi niż z książkami). Cały październik i prawie listopad (do zeszłego tygodnia) moje auto było w naprawie. W zastępczym działało super radio i głośniki. Te dwie płyty były "molestowane" za każdym razem, gdy jechałam i wracałam z uczelni. Znam każdą (no dobra,prawie każdą,bo w Cleo kilka mi nie pasuje) piosenkę na pamięć. Polecam gorąco. Tych płyt nie sprzedaję :D 
  9. Block site



    Na koniec aplikacja, która powoduje "wychodzenie z mojej strefy komfortu" na skalę mikro, ale zawsze :D Dzięki block site sami sobie (albo jak jesteśmy rodzicem to swoim dzieciom) blokujemy dostęp do konkretnych stron. Ja mam tak zablokowanego przez większość czasu facebooka, a w większości Zalando. Są to strony najczęściej odwiedzane przeze mnie i staram się to ograniczyć. Jeśli jednak potrzebuję coś sprawdzić na danej platformie wystarczy, że wpisze hasło i odblokuję dostęp. U mnie się sprawdza. W dodatku kiedy z przyzwyczajenia wpisujemy np.facebook w wyszukiwarkę i chcemy w niego wejść pojawia się komunikat,że niestety nie możemy z niej skorzystać i liczba prób wejścia na daną stronę. Naprawdę przydaje się :)

To już wszyscy ulubieńcy. Mam nadzieję, że się czymś zainspirujecie. Miłego tygodnia, cześć.


zdjęcia kosmetyków: wizaż.pl , przeciętny człowiek- yt, Harry Potter- książkazmasłem.wordpress, buty-Zalando, płyty-grafiki google, block site- wips.com 

niedziela, 26 listopada 2017

"Kobiety Kaddafiego" Annick Cojean

Dziś mowa o książce, którą miałam okazję przeczytać tydzień temu. Zaraz po Harrym Potterze przyszła pora na coś równie fantastycznego, a jednak tak okrutnego i prawdziwego. I niestety- to nie fikcja literacka. 

Książkę znalazłam w publicznej bibliotece, w mojej miejscowości. Ciekawy tytuł i opis z tyłu zachęciły do sięgnięcia po lekturę. Zresztą lubię tego typu albumy, do dziś pamiętam "Jeśli doczekam jutra" Shapelle Corby- jeden z moich ulubionych dokumentów. Od niego zaczęło się moje zainteresowanie tym gatunkiem.



Dziennikarka z Paryża Annick Cojean podjęła się trudnego zadania, którym było zbadanie zbrodni seksualnych największego wodza Libii- Kaddafiego. Temat stanowił dużą zagwostkę, gdyż kraj, w którym ów Wódz żył, od dziesięcioleci ogarnia zmowa milczenia. W dodatku marginalne traktowanie kobiet i największa hańba w kraju, której dopuszczał się przywódca- seks pozamałżeński- utrudniały badanie tematu. Podziwiam autorkę tekstu za samozaparcie i trud, jaki musiała podjąć w celu uzyskania informacji do napisania książki.

Treść dzieli się na dwie części- opowieść Sorai, jednej z niewolnic, uprowadzonych przez tyrana oraz drugiej- czyli szukaniu przez dziennikarkę potwierdzenia świadectwa kobiety oraz dodaniu politycznych informacji z życia wodza. 

Szczerze najbardziej interesującą była pierwsza część. Czytało się ją jak jakiś kryminał.Podczas lektury nachodziło mnie dużo refleksji i zastanawiałam się od strony psychologicznej nad genezą powstania seksualnej bestii opętanej morderczą żądzą posiadania. Stanowiło dla mnie także pewną trudność zrozumienie osób, które były blisko Kaddafiego ,jednak inna jest mentalność czytelnika-Polki, a inna Libijczyka, który w tym uczestniczy.

Często przy takich tematach zastanawiam się, w którym momencie człowiek popełnia błąd. Kiedy przekracza cienką granicę przyzwoitości i staje się inną osobą.  Ostatnio takie myśli nachodziły mnie podczas czytania "Pedofilii (...)". W obu dokumentach wyraźnie widać perwersje i skale problemu. To nie jest kradzież cukierka za 20 gr. Jednak w pewnym  momencie ktoś nie zauważył, że trzeba przystopować,powiedzieć sobie "dość, mam problem". Gorzej jak tego problemu w ogóle nie widzi.

Być może moje spojrzenie jest życzeniowe, jednak to pozwala mi wierzyć, że każdemu trzeba pomóc. A to, że nie wszyscy są warci pomocy- to inna strona medalu.

Kończąc tą być może niekompletną recenzję (bo część oddałam moim rozważaniom) dodam, że książkę warto przeczytać. Chociażby z ciekawości: innego świata, kultury, polityki. No i oczywiście ku refleksji. Nie chciałabym mieć tej pozycji w swoim zbiorze, ponieważ jednokrotne przeczytanie jej mi wystarczy. Jednak cieszę się, że miałam okazję to zrobić. 


czwartek, 23 listopada 2017

Projekt stylówka # 5

No cześć.
Kolejna dawka mojego ubioru w zeszłym tygodniu.
Zaznaczam: jest ultra monotonnie, ale zasady zostały niezłamane :)

PONIEDZIAŁEK:


Golf-H&M 
Spodnie-Zara
Buty- Lasocki
Pasek- Primark


WTOREK:


Bluzka- H&M (mam ją od 6 lat)
Dół- jak w poniedziałek

ŚRODA:


Najmniej ostre, ale miałam kilka sekund, żeby zrobić zdj i wyjść. 
Bluzka znowu z H&M , również mam ją 6 lat :) 

Cóż jak widać był to bardzo paskowy tydzień. Naprawdę lubię ten "wzór" na ubraniach. W szafie mam jeszcze jedną taką bluzkę. Poza tym muszę dodać, że te ze zdjęć są świetnej jakości. Bardzo polecam. Natomiast spodnie z H&M warto sobie podarować i przejść się do Zary :)

wtorek, 21 listopada 2017

Jak znaleźć dla siebie czas mając małe dziecko?

Witajcie. Ostatnio zastanawiałam się nad wpisem z działu "matczynego" , ponieważ po pierwsze jestem matką, a po drugie sama z chęcią czytałam takie wpisy. Dzisiaj przygotowałam tekst traktujący o znajdywaniu dla siebie czasu. Większość "rad" odnosi się do troszeczkę starszych dzieci (ok roku i więcej) jednak pierwsza jest dla tych świeżo upieczonych mam. Zaczynamy:

1. Wykorzystuj czas, kiedy karmisz maluszka:
z własnego doświadczenia wiem, że takie karmienie wydaje nam się nieskończonością. Sama podawałam dziecku pierś do ok. 3/4 msc. i pochłaniało to większą część dnia. Ja ten czas najczęściej wykorzystywałam na wpatrywanie się w Julię, ale czasami zdarzało mi się czytać książkę lub oglądać filmiki na yt. Może to nie jest tak "psychologiczne" (bo należałoby dziecko głaskać i mówić do niego), ale jest to rozwiązanie, aby nadrobić swoje zaległości.

2. Korzystaj z czasu, kiedy śpi :
czasami drzemka w tym momencie jest wskazana, ale zdecydowanie doradzam zrobienie czegoś dla siebie. W pierwszych miesiącach może to być kąpiel, czy ćwiczenia fizyczne. Obecnie wykorzystuję ten czas na zakładanie hybryd i słuchanie wykładów na yt orz nauce ,czytaniu książek czy pisaniu bloga :)

3.Znajdź dla dziecka zajęcie w odpowiednim miejscu :
o co chodzi? A no o to, że warto w danym pomieszczeniu (wolnym od przedmiotów, którym dziecko może się skaleczyć) przygotować zabawki, kredki itp. Takimi miejscami są np.: nasz pokój czy kącik w korytarzy lub salon. Ja często wykorzystuję także kojec, w którym najczęściej Julia czyta swoje książki. Od razu polecam metodę "chowania zabawek i książek". Działa to w ten sposób: Julia ma trzy pudła z zabawkami i jedno z książkami. Raz na dzień/ dwa wyciągam kilka z nich i daje się jej nimi bawić przez jakiś czas (aż do znudzenia). Następnego dnia pilnuję, aby zabawki którymi się bawi były inne. Tak samo robię z książeczkami. Czasami bawi się kilka dni pod rząd tymi samymi. Ważne, żeby wyłapać ten moment znudzenia.

4.Poproś kogoś z rodziny o spacer z maluszkiem lub wyjście z nim na dwór/wymieniaj się opieką nad dzieckiem z partnerem:
to chyba najlepszy sposób, aby zyskać czas dla siebie bez obawy, że dziecko się zaraz obudzi, czy coś się mu się stanie.

5.Angażuj dziecko w czynności, które wykonujesz:
oczywiście nie wszystko jesteś w stanie zrobić wspólnie z pociechą, ale porządki? czemu nie. Zajmuje to dużo więcej czasu, ale ile radości przynosi. Julia zawsze pomaga wkładać mi różne rzeczy do pudełek, wyrzuca śmieci do kosza i "zamiata" podłogę. Czasem zdarzy jej się powycierać kurze :D

6.Włącz dziecku bajki:
Chyba najoczywistszy punkt na tej liście, ale celowo ostatni. Nie jestem wielką zwolenniczką tej metody, ale działa świetnie i podczas lotu do Anglii uratowała nasz spokojny powrót :) W dodatku kiedy muszę zrobić projekt na uczelnię lub po prostu się uczyć to bajka zawsze zajmie Julkę na jakiś czas. Polecam rodzicom sprawdzać, co dziecko ogląda. Niektóre bajki są pełne przemocy i takie odradzam. Wiele także jest niedostosowanych do wieku. Co więcej polecam skorzystać z mojego sposobu na naukę języka obcego. Moja córka odkąd zaczęła oglądać bajki 90 % z nich ogląda po angielsku. Wiem, że dzięki temu z większą łatwością opanuje ten język.



niedziela, 19 listopada 2017

Harry Potter J.K Rowling

"Książe Półkrwi" i "Insygnia śmierci" to dwa tomy Harrego Pottera, które ostatnio przeczytałam.
Muszę przyznać, że są to książki działające na mnie jak narkotyk. W każdej wolnej chwili chciałam po nie sięgać, przeczytać chociaż stronę więcej. Nocami śniły mi się dziwne rzeczy z tematyką magii. Przed spaniem nie mogłam jej odłożyć.

Ostatnia część była szczególnie wciągająca, ponieważ film widziałam tylko raz i kompletnie nie pamiętałam jak to wszystko ma się skończyć. Oczywiście, po przeczytaniu zabrałam się za zaległości filmowe :)

W księciu znajdowało się dużo szczegółów z życia bohaterów powieści, które bardzo przyjemnie mi się czytało. Nie odczułam żadnego zmęczenia tematyką, co w przypadku takich książkowych olbrzymów często się zdarza. Podobały mi się wątki dotyczące Slughorna, relacji Hermiony z Ronem i zawodów z nowym kapitanem quidditcha. 
Byłam zdziwiona natomiast ostatnią częścią. To, ile było w niej rozszerzonych wątków, jak wreszcie wszystkie pozostałe części ułożyły się w całość i związały w jedną historię było niesamowite. Czułam, jakbym przemierzała całą historię Harrego od początku, z zupełnie innej perspektywy. Książkę czytałam z wypiekami na twarzy. Tym większe było moje zdziwienie i rozczarowanie kiedy zabrałam się za film. Nie mogłam uwierzyć jak bardzo spłaszczono fabułę i ile rzeczy zostało pokazane inaczej niż w lekturze. Rozmawiałam na ten temat z Filipem, którego podejście do ekranizacji mnie zaciekawiło i dało do myślenia. Do niedawna byłam święcie przekonana, że jeśli film jest na podstawie książki to powinien być wierną kopią tego, o czym czytamy. Nie lubiłam zbytnich uproszczeń i pomijania połowy treści. Denerwowało mnie niesamowicie, kiedy coś odbiegało od historii pokazanej w książce. Natomiast Filip uważa, że film to wizja reżysera, że to on tworzy, posiłkując się o treść nowe obrazy i sceny. Jest to inna perspektywa i interpretacja. Muszę przyznać, że skorygowałam swoje myślenie, ale nie na tyle, aby nadal nie odczuwać zawodu ostatnią częścią filmu. W insygnii denerwowało mnie, że nie ma już tyle Hogwartu, o którym tak lubiłam czytać. Jednak podobało mi się ile wiadomości o Tomie Riddlu można było z niej wyciągnąć. Plus zagadki i poszukiwanie przez trójkę przyjaciół horkruksów podsycało głód odnośnie wiedzy tego, co stanie się dalej. 

Bardzo serdecznie polecam KAŻDEMU przeczytanie książki. Szczególnie osobom (o ile takie są) które nie miały okazji obejrzeć filmu. Do dzisiaj urozmaicam sobie dzień stosując zaklęcia <np.accio pieniądzę> szkoda tylko, że nie działają :D 










Miłej niedzieli. Ja wczoraj skończyłam "Kobiety Kaddafiego" (o czym za tydzień) oraz jestem w połowie "Współczesnej bogini". 

czwartek, 16 listopada 2017

Projekt stylówka # 4

Cześć :)
Kolejny wpis poświęcony szukaniu stylu i gotowych zestawów.Wstęp sobie pominiemy. Chyba wiecie o co chodzi. 

Od razu zaznaczam, że moje stylizacje nie  były w zeszłym tygodniu przemyślane. Co więcej, składają się z wielu ubrań i limit 6 został poważnie przekroczony. W dodatku zdjęcia są bardzo słabej jakości przez mój zniszczony telefon i w związku z tym od tego tygodnia robię je aparatem (cyfrówką). Od grudnia będę mieć nowy telefon i wszystko powinno się poprawić :)

PONIEDZIAŁEK:



kurtka- Primark
Sukienka- pull&bear
buty-Lasocki


WTOREK:


Nie, nie byłam wtedy na uczelni, stąd mój sportowy strój. 

bluza-Primark
t-shirt- biały z Primarka
legginsy- Gatta (drogie i bardzo szybko się pokulkowały,odradzam)
buty-New Balance



ŚRODA:



Jest to strój z pierwszego projektu stylówki z tym, że z innymi butami.
kurtka-Primark
sweter- Only
spodnie- Zara
pasek- H&M
buty- New Balance 

Do następnego!

niedziela, 12 listopada 2017

Minimalizm w szafie

Dzień dobry. Jakiś czas temu, przy okazji krótkiej recenzji "Chcieć mniej" napisałam o zauważalnej zmianie, która dzięki posiadaniu mniej zaistniała w mojej przestrzeni. 


Moja historia modowa nie jest zbyt skmplikowana. Jak byłam mała większość ubrań dostawałam w spadku po starszym o dwa lata bracie. Pamiętam jak nosiłam jego bluzy i poprzecierane spodnie. Większość mojej szafy to były jego rzeczy. Zdarzało mi się dostawać ubrania, ale było to rzadko i najczęściej były to rzeczy po taniości, z rynku. Sytuacja zmieniła się około 5/6 klasy szkoły podstawowej, gdzie dostałam swój pierwszy zielony dres, niebieską rozpisano- zapinaną bluzę czy niebieskie mokasyny (takie rzeczy się pamięta, a propos te buty nosiłam aż w obu zrobiły się dziury na dwa palce). Wtedy też przestałam nosić ubrania Łukasza.  

Gimnazjum to był szalony okres eksperymentowania. Zaczęłam chodzić też na siłownie z tatą (przez dwa lata) i mój styl nazwałabym sportowym z dużą dozą hip-hopowca. W trzeciej gimbazy zaczęły przewijać się co jakiś czas stylizacje bardziej dziewczęce, ale należały do mniejszości. 

W liceum koleżanki miały ubaw jak jednego dnia przychodziłam w sukience lub spódniczce, a drugiego w szerokich dresowych spodniach (śliskich, a jakże!) i dużo za dużej bluzie. Cóż, nadal zapadam się pod ziemie jak sobie przypomnę moje "stylizacje". 

Odkrywanie "nowego stylu" przypadło na przełom klasy maturalnej i pierwszego roku studiów. Wtedy coraz bardziej świadomie zaczynałam myśleć o spójności w ubiorze i jakimś charakterze czy torze, w którym będę kreować swój styl. Wtedy też moje ubrania zaczęły być bardziej kobiece, zainwestowałam w koszule, nie nosiłam na co dzień dresów. Jednak to jeszcze nie było to. 

Na drugi rok moich studiów przypada ciąża i nie ukrywam- wtedy chyba najtrudniej szukać własnego stylu...nie inwestowałam wtedy w ogóle w ubrania, kupiłam jedynie jedną parę spodni i dwie pary leginsów. Miałam modowy zastój, wykorzystywałam większość ubrań oversize, które znajdowały się w mojej szafie. 

Jednak trzeci rok studiów to poniekąd mała rewolucja. Zaczęłam bardziej świadomie zastanawiać się nad zakupami ubraniowymi. Nadal kusiły mnie bluzy, ale wiedziałam, że już się w tym nie odnajdę. Buty sportowe, którym najczęściej ulegałam ograniczyły się do dwóch par + czterech par trampek. Mimo to nadal "nie miałam się w co ubrać" , a ubrań miałam pełno i co jakiś czas wyrzucałam stare , żeby zrobić miejsce na przepełnionych wieszakach nowym. 

Największa zmiana czekała mnie w roku 2017. Wtedy w moje ręce trafiła książka Katarzyny Kedzierskiej i po pierwszej lekturze zaczęłam coś zmieniać. Na początku było mi trudno. Pozbywanie się ubrań, których tak naprawdę nie lubiłam nosić (zawsze wybierałam coś innego zamiast nich) było męczące. Najwięcej motywacji dało mi poznanie powodów, dla których chomikuję ubrania. Dzięki nie tylko tej książce ale np.również "Im mniej tym więcej" Beckera wypisałam sobie te powody na kartce. I zrobiło mi się łatwiej. W procesie porządkowania odegrała wielką rolę Marie Kondo "Magia sprzątania". Cały proces segregacji trwał do niedawna. Tak naprawdę trwa nadal, ale teraz jestem w takim punkcie, w którym odczuwam zadowolenie z efektów. I piszę to w pełni świadomie. 

Jakiś miesiąc temu (przy okazji projektu stylówka) znowu otworzyłam szafę i postanowiłam znowu "coś" diametralnie zmienić. Z dwóch szaf na ubrania- dużej garderoby (w której miałam rzeczy) oraz małej,w której Julka miała swoje zabawki i ciuszki postanowiłam dokonać wymiany szaf z córką. Niestety Julka jest za mała żeby protestować więc z tym nie miałam problemu. Pomysł ten zakiełkował jednego dnia, a drugiego przeszłam do realizacji. Stwierdziłam,że skoro tylu ubrań się pozbyłam i mam ich relatywnie niewiele to, aby uzyskać przejrzystość przeniosę się do mniejszej. Teraz najlepsze w każdym wpisie- zdjęcia przed i po :

Najpierw same szafy i ich rozmiary:



Zdjęcia przed i po. Z lewe strony- przed, a z prawej strony-po :







Co się zmieniło?

Myślę, że dużo. To, co pozostało na swoim miejscu to <widoczne na ostatnim zdj> książki, kartony i płyny oraz moje kilka sukienek i bluza ze swetrem do chodzenia po domu. Reszta została przetransportowana i zmieniła adres zamieszkania. Jest przejrzyściej, klarowniej i ładniej. Myślę , że to widać i wiele nie muszę się rozpisywać. Przez najbliższe tygodnie/ miesiące będę się starać, aby te kilka ubrań pozostawionych u Julki zniknęło i trafiło do mojej szafy lub poza dom.

Dla mnie jest to zmiana ogromna. Zyskałam na niej mnóstwo czasu, gdyż w małej szafie z mniejsza ilością rzeczy mogę szybciej się połapać co z czym połączyć. Męczą mnie tylko sukienki, które nadal znajdują się w szafie Julci, ale jak już pisałam- staram się z nimi coś zrobić. 

Mam nadzieję, że wpis okazał się ciekawy. Dla mnie był bardzo czasochłonny, ale przyjemnie się go pisało.

Miłej niedzieli :) 

czwartek, 9 listopada 2017

Projekt stylówka #3

Cześć :)
Kolejny wpis poświęcony szukaniu stylu i gotowych zestawów. Początek przypominający o co chodzi w projekcie:

O co chodzi?

Mam zamiar co czwartek (lub piątek) pokazywać Wam moje zestawy, w które ubierałam się na uczelnię. Z racji na to, że zajęcia mam od poniedziałku do środy, to właśnie czwartek/piątek są najlepszymi dniami, aby pokazywać Wam w co ostatnio się ubierałam. 

Po co to robię? 

Aby stworzyć zestawy ubrań, które będę wykorzystywać w przyszłości.  Dodając je na bloga mam pewność, że nie zginą w czeluściach komputera (chociaż mam na nim względny porządek). Z pewnością za jakiś czas zestawienia się powtórzą, ale właśnie o to chodzi- zobaczymy na jak długo starczy mi wyobraźni i ubrań, aby tworzyć za każdym razem coś nowego. Uwierzcie- od pewnego czasu pozbywam się ubrań i wydałam z szafy...7 worków 60 litrowych (to ponad połowa tego, co miałam). 

Zasady? 

W danym tygodniu staram się wykorzystać maksymalnie 6 ubrań na 3 dni (nie licząc bielizny,  czy biżuterii). A dlaczego? Aby zdobyć łatwość łączenia ubrań. Chcę nauczyć się otwierając szafę od razu robić zestawy z tego, co w niej się znajduje. Z czasem pragnę wprowadzić zasadę 4 ubrania na 3 dni. Będę informować. 

Czym się zainspirowałam? 

Projektem Kasi Kędzierskiej z bloga Simplicite, capsual wardobe. W zasadzie to nie jej autorski pomysł, ale dzięki niej się o nim dowiedziałam i wprowadzam w życie. Poza tym oczywiście moja coraz większa miłość do minimalizmu.


Po pierwsze: w poprzednim tygodniu na uczelni byłam jeden dzień więc zobaczycie jedną "studniową" stylizację.

Po drugie: dwie kolejne będą takie same, bo siedziałam w domu i zmieniałam tylko bieliznę i skarpetki :D Także nie miałam problemu z ograniczaniem ubrań. Nie liczcie na coś szałowego.


PONIEDZIAŁEK:



Szal- był tylko do wyjścia, gdyż było zbyt zimno aby przejść z gołą szyją do samochodu, no name
Kardigan- George
Śliwkowa bluzka- H&M z bawełny organicznej- mega jakość!
Spodnie materiałowe- bershka
Buty-Anna Field


WTOREK:


Bluzka-reserved
Spodnie-Levis
Klapki z puszkiem- no name :D

ŚRODA:


To samo,co wyżej plus mega kok.

Tak jak napisałam- szału nie ma, ale nie mam zamiaru się "przebierać" do zdjęć kiedy tak naprawdę zaraz to ściągnę. Zazwyczaj jak siedzę w domu to ubieram się tak, żeby mi było wygodnie niekoniecznie pięknie. Miłego czwartku! 

wtorek, 7 listopada 2017

O czym właściwie jest ten blog?

Od jakiegoś czasu zastanawiałam się jaką tematykę ma prowadzona przeze mnie strona. W zamyśle- kosmetyki, opinie o nich i szeroko pojęta strefa beauty. Jednak od ostatniego co najmniej miesiąca, gdy znowu miałam napisać o maseczce, szamponie, kremie to mi się na starcie odechciewało, a nie o to chodzi, prawda?

Kiedy ludzie dojrzewają naturalne jest, że wiele rzeczy ulega zmianie. Robimy coś, ale w trakcie to zmienia kierunek. Czy to złe? Uważam, że właśnie na odwrót- bardzo dobre. To jest własnie rozwój. To stawanie się sobą, a nie bycie sobą. Trywialne- to, że lubię lody waniliowe w wieku 15 lat nie oznacza , że mam je lubić do końca życia, albo jeśli w wieku 20 lat opowiadam się za partią PiS obliguje mnie do tego samego zdania za 20 lat.

Co chcę przez to powiedzieć...

To, że odkąd żyję bardziej minimalistycznie (ten proces zaczął się w lutym i bardzo wolno zmniejszam swój dobytek i sposób myślenia) zmieniają się rzeczy, którym poświęcam czas. Jeśli chodzi o kosmetyki- staram się je zużywać, nie kupować. Co do rzeczy- jeszcze niedawno uznałam, że skoro się ich tyle pozbyłam ( 50 % szafy zostało opróżnione) to mogę kupować nowe, ale lepszej jakości i mniej. To był błąd. 

Jednak lekcję wyciągnęłam jedną- chcę pisać o tym, co dla mnie aktualnie ważne. Z pewnością kosmetyki też się pojawią, ale już nie będą priorytetem, bo nie jest to dla mnie tak istotne. Niedawno zaczęłam "projekt stylówka", gdzie dodaję w co się ubierałam danego dnia na uczelnię (na 3 dni zajęciowe mam do dyspozycji 6 ubrań). Nadal będę pisać o książkach (przypominam,że w tą niedzielę nie będzie recenzji). Tego, czego będzie więcej, to na pewno tematyki tzw. "parentingowej", związanej z macierzyństwem. Wartością dodaną i nową na blogu będzie opis mojego "minimalistycznego" zmagania. To, co zmienia się w mojej szafie, ale i życiu. Bo zmienia się bardzo dużo. Na pewno w grudniu kolejna aktualizacja włosowa się pojawi (ostatnio troche szaleję z nimi :P). Pod koniec miesiąca czekają ulubieńcy nowego roku akademickiego. Zastanawiam się także nad inspiracjami/wspomnieniami/migawkami miesiąca czyli przeglądem zdjęć i krótkim opisem tego, co się działo.  Zapraszam do lektury przyszłych tekstów. Dodam, że nie przewiduję więcej dłuższych przerw niż dwa tygodnie (co na pewno będzie się czasem zdarzało), a jeśli już to mam zamiar o tym informować. 

Mam nadzieję, że trochę poukładałam pewne sprawy :)
Najbliższy wpis w piątek (projekt stylówka).

Obecnie zmagam się z zapaleniem krtani Julki, właśnie robiłam jej inhalację. 
Trzymajcie kciuki, żebyśmy szybko się z tym uporały!

niedziela, 5 listopada 2017

J.K Rowling Harry Potter (5 części)

No cześć, dziś nietypowa recenzja, bo właściwie: 
-nie jest to recenzja
-opowiada o 5 książkach tej samej autorki 
-dotyczy ostatnich dwóch tygodni

Nie będę opowiadać  tego, co jest zawarte w poszczególnych częściach. Chyba każdy wie, o czym opowiadają książki Rowling. Chcę podzielić się tylko moją historią z jej przeczytaniem... 

Kilka/kilkanaście lat wstecz. W trakcie powstawania kolejnej części filmu- moja rodzina przeczytała wszystkie części, które wyszły. Byłam jedyną osobą z rodziny, która nie pochłonęła ani jednej książki. Zawzięłam się i w którejś klasie podstawówki zabrałam się za lekturę. Niestety, przerwałam po 30 stronach. Byłam niezadowolona, czytałam wolno i męczyło mnie to. W owym czasie wychodziły kolejne ekranizacje. Aż do studiów obejrzałam każdą z części przynajmniej 8-10 razy. Niedawno zabrałam się kolejny raz za obejrzenie, ale nie każdej części po kolei tylko od "Czary ognia" wzwyż (z tym,że ostatniej części film mam tylko do połowy i kompletnie nie pamiętam jak się skończyła). Ta chęć poznania końca zawładnęła mną i postanowiłam tym razem przeczytać książkę. Tata mnie poinformował, że warto, abym zapoznała się z całą twórczością , ponieważ im dalej, tym więcej było szczegółów, które nie były zekranizowane. Pomyślałam, że w sumie to fajny pomysł , aby odpocząć od książek poradnikowych czy psychologicznych. 



Pierwsze dwie części są w około 95 % odwzorowane w filmie, natomiast sytuacja się zmienia w "Czarze ognia" (kilka dodanych wątków, super opis mistrzostw w Quidditcha czy dużo szczegółowiej wyjaśniona historia Knota), a już w ogóle dużo więcej treści mamy w "Zakonie Feniksa". Dla mnie są to smaczki, które bardzo mocno wpływają na wartość książki. Dwie pierwsze części "Kamień filozoficzny" i "Komnatę Tajemnic" czytało mi się niezwykle szybko i czułam się tak, jakbym oglądała film, ciągle przed oczami miałam poszczególne sceny. Nie miałam ochoty zaglądać do kolejnej cz.książki ,ale tata mówił,że warto. Posłuchałam go i nie żałuję. Skończyłam właśnie 5 część, te 1000 stron przeczytałam w 4 dni i niebawem zabieram się za 6 część "Książe półkrwi".  Jednak czas na kilka dni przerwy, bo sowy i miotły śnią mi się po nocach :) Kolejna recenzja pewnie będzie dotyczyła dwóch ostatnich części także wydaje mi się, że przeczytacie o nich za dwa/trzy tygodnie, bo mam zajęcia i czytanie odsunę na dalszy plan.


Miłej niedzieli. 

czwartek, 2 listopada 2017

Projekt stylówka #2

Cześć :)
Dzisiaj druga odsłona "projektu". Dla przypomnienia:

O co chodzi?

Mam zamiar co czwartek (lub piątek) pokazywać Wam moje zestawy, w które ubierałam się na uczelnię. Z racji na to, że zajęcia mam od poniedziałku do środy, to właśnie czwartek/piątek są najlepszymi dniami, aby pokazywać Wam w co ostatnio się ubierałam. 

Po co to robię? 

Aby stworzyć zestawy ubrań, które będę wykorzystywać w przyszłości.  Dodając je na bloga mam pewność, że nie zginą w czeluściach komputera (chociaż mam na nim względny porządek). Z pewnością za jakiś czas zestawienia się powtórzą, ale właśnie o to chodzi- zobaczymy na jak długo starczy mi wyobraźni i ubrań, aby tworzyć za każdym razem coś nowego. Uwierzcie- od pewnego czasu pozbywam się ubrań i wydałam z szafy...7 worków 60 litrowych (to ponad połowa tego, co miałam). 

Zasady? 

W danym tygodniu staram się wykorzystać maksymalnie 6 ubrań na 3 dni (nie licząc bielizny,  czy biżuterii). A dlaczego? Aby zdobyć łatwość łączenia ubrań. Chcę nauczyć się otwierając szafę od razu robić zestawy z tego, co w niej się znajduje. Z czasem pragnę wprowadzić zasadę 4 ubrania na 3 dni. Będę informować. 

Czym się zainspirowałam? 

Projektem Kasi Kędzierskiej z bloga Simplicite, capsual wardobe. W zasadzie to nie jej autorski pomysł, ale dzięki niej się o nim dowiedziałam i wprowadzam w życie. Poza tym oczywiście moja coraz większa miłość do minimalizmu. 


Zaczynamy drugą odsłonę, jesteśmy o jeden czwartek do tyłu :)


PONIEDZIAŁEK:



Sweter- esmara
T-shirt H & M
Spodnie- Top Shop
Buty- converse
Plecak- new look


WTOREK:



Sweter- Esmara (Lidl)
T-shirt- G-Star
Spodnie- Top Shop
Buty- Lasocki
Plecak- new look


ŚRODA:



To samo co w poniedziałek (nawet włosy :D) ale t-shirt z New Yorkera 

6 ubrań. Dało się? Dało.

środa, 1 listopada 2017

"Chcieć mniej" K. Kędzierska i początek drogi do minimalizmu

Witajcie. Dzisiaj kilka słów o mojej ulubionej książce tego roku (jak na razie).

"Chcieć mniej" wpadło mi w ręce przez przypadek. Zastanawiając się z Karoliną, co kupimy sobie na święta w ostatniej chwili stwierdziłam, że chcę właśnie ją. Długo się nad tym nie zastanawiałam- gdzieś na  blogu przeczytałam pochlebną opinię  i postanowiłam spróbować. Z uwagi na to,że spodobała mi się jej prosta okładka, postanowiłam zaryzykować. I tak zaczęła się przygoda nie tylko z lekturą :)

Pierwszy raz przeczytałam ją w lutym. Wcześniej miałam kilka innych książek do lektury ,które z uwagi na temat, wydały mi się ciekawsze. Szczerze mówiąc nigdy nie interesowałam się minimalizmem, ani posiadaniem mniej. Raczej byłam konsumentem I rzędu i szukałam radości w rzeczach. W ich nabywaniu. Oczywiście, ciągle uważałam że mam ich za mało i potrzebuję więcej. Nigdy po zakupie nie stwierdziłam "teraz mam już wszystko, co potrzebuję".

Książka napisana jest przez autorkę bloga Simplicite (klik), Katarzynę Kędzierską, która kończyła prawo w Toruniu. Prowadził trzy firmy, ostatnio zaczęła inwestować w nieruchomości. Uczy, jak być szczęśliwym z posiadania mniej. Po sobie zaczynam zauważać, że jej wychodzi.

Po pierwszej lekturze książki przyszło parę zmian, przede wszystkim pozbyłam się wielu rzeczy. Jednak zmiana dotyczyła w głównej mierze stanu posiadania ubrań i dokumentów. Ograniczyłam też korzystanie z fejsbuka (wpis tutaj).Nie wyrobiłam sobie nawyków niekupowania, albo zastanawiania się nad tym, czy faktycznie czegoś potrzebuję. Czy to potrzeba, czy zachcianka.Najbardziej przeszkadzało mi , że pozbywając się rzeczy w ich miejsce kupuję nowe. Może nie w takiej ilości, ale zawsze.  Jednak zainteresowana tematem od tamtego czasu przeczytałam trzy inne książki z tej dziedziny i coś zaczęło się zmieniać.

Dopiero niedawno, na początku września zdecydowałam się znowu do niej powrócić i zacząć czytać równolegle bloga Kasi. Bardzo się ciesze, że podjęłam takie kroki, bo widzę mnóstwo zmian. Teraz już nie tylko posiadanie mniej, ale "życie" mniej. Wyrabiam w sobie nawyki.  O tym wszystkim będę pisać, ale przy innej okazji, bo zmienia się wiele. Niedługo pochwalę się tym, co udało mi się osiągnąć w kwestii rzeczy materialnych, a czego nigdy wcześniej bym nie podejrzewała :) Ale jeszcze chwilę poczekacie. Zaczęłam też wreszcie oszczędzać, bo wybierając mniej, w kwestii finansów zostaje mi więcej na koncie.

To słowem wstępu do zagadnienia, które staje mi się coraz bardziej bliskie. Myślę, że wpisów na ten temat pojawi się do końca roku co najmniej kilka. Jedną ze zmian jest "Projekt stylówka" , który też się z tym wiąże.

W samej ksiażce podoba mi się to, że zaczyna się od psychologiczno-społecznego spojrzenia na człowieka. Ujawnia wiele mechanizmów związanych z nasza psychiką. Jest naprawde ciekawa. Niczego nie narzuca, pokazuje możliwe drogi do wyboru. Nie jest nachalna. Nawet jeśli ktoś nie ma zamiaru zacząć się ograniczać w jakiekolwiek kwestii to album może okazać się po prostu ciekawy.

Polecam, chyba jak żadną inną do tej pory.