wtorek, 30 stycznia 2018

Aktualizacja włosów styczeń

Cześć. Ostatnia aktualizacja miała miejsce 4 miesiące temu- we wrześniu. Co działo się od tamtego czasu? Królował chłodny blond, czasem wrzosowy, a czasem wręcz fioletowo- różowy. To był czas eksperymentów z maską (1:1:1- odżywka Pantene, maska Mysterium i płukanka fioletowa Cameleo) własnej roboty. Co do pielęgnacji to cały czas tak samo. Jakieś trzy tygodnie temu, przed sylwestrem podcięłam końcówki i zrobiłam grzywkę na bok, z której jestem zadowolona, ale niesamowicie mnie denerwuje. Cały czas się przyzwyczajam do tego, że coś lata mi przed okularami :D Ponad to zaniedbałam olejowanie. Było to tylko jakieś 20 % przed myciem co przełożyło się na ich "mięsistość" i spowodowało częsty puch. Innym powodem tego stanu może być także używanie ziołowych szamponów w zeszłych miesiącach.
Zdjęć włosów nie robiłam prawie w ogóle, dlatego jest ich mało , ale widać piękny popielato-wrzosowy kolor :)


Przed podcięciem grzywki i końcówek:



Po podcięciu:






Czego obecnie używam?

Szampony: 
  • Farmona Herbal Care-czarna rzepa
  • Babuszka Agafii szampon do włosów cienkich i delikatnych
  • L'oreal Elseve szampon wzmacniający arganina i proteiny (ładnie włosy po nim błyszczą)
Maski:
  • Mysterium maska wzmacniająca: czarnuszka, żeń-szeń, kofeina
  • I maska, o której wcześniej : 1:1:1- odżywka Pantene, maska Mysterium i płukanka fioletowa Cameleo
Odżywki:
  • Pantene pro-v nature fushion oil
  • L'oreal Elseve arganina i proteiny
Inne produkty:
  • Elseve odżywka w sprayu do włosów suchych i zniszczonych
  • CHI- jedwab na końcówki 
  • Jedwab z aloesem Green Pharmacy 
  • Produkty zabezpieczające włosy przed ciepłym nawiewem (obecnie ISANA fioletowa)
  • Cameleo- fioletowa płukanka do włosów 

niedziela, 28 stycznia 2018

Dezodorant idealny?

Cześć. Dzisiaj o temacie z jednej strony wstydliwym, z drugiej dotykającym wiele osób.

Mój problem z nadmierną potliwością zaczął się podczas ciąży, a kiedy urodziłam córkę wzmógł się. Rozmawiałam o tym z innymi mamami i również część z nich przyznawała, że zmaga się z tym problemem. W moim przypadku nie wiązało się to z uciążliwym zapachem , ale w większym stopniu z ilością wydzielania potu. Denerwowało mnie to bardzo mocno więc szukałam antyperspirantów, które pomogą mi zwalczyć problem. No i usłyszałam od Nieesi25 o firmie Schmit's produkującej naturalne i skuteczne dezodoranty KLIK w filmik . Niestety, wtedy nie było mnie stać na wydatek rzędu 100 zł na taki produkt (razem z wysyłką kosztuję trochę mniej, ale w granicach 100 zł, mowa o większej pojemności). 

Zaczęłam szukać alternatyw. Wróciłam do blockera z Ziaji, ponieważ używałam go w liceum. Niestety, nie byłam w stanie znieść jego smrodu i szczypania pod pachami. Po prostu było to tak denerwujące, że po użyciu 2/3 razy mówiłam dość. 



Później przyszła kolej na coś zupełnie innego- kryształ Ałun. Miał być przełom za 20 zł, ale nie było dosłownie nic. O przepraszam, produkt powodował, że czułam się bardziej  niekomfortowo niż z użyciem Nivea anty stress, do której i tak wróciłam (jak po każdej nieudanej próbie). W dodatku nie szło go zużyć...



Z tyłu głowy nadal miałam Schmits'a więc postanowiłam, że dodatkowe pieniądze, które odłożę będą przeznaczone na niego. Początkowo chciałam dostać to jako prezent pod choinkę, ale zużyłam wszystkie inne dezodoranty jakie miałam. Tak naprawdę został mi tylko Ałun, który oddałam, gdyż tylko pogarszał sprawę. Od razu zaznaczę, że mimo wszystko chciałam go zużyć, ale eksploatowałam go przez 4 miesiące i w ogóle nie ubywał. 

Przyszedł piękny choć deszczowy dzień listopada. Zamówiłam mój wymarzony dezodorant (brzmi jakbym kupowała szpilki od Prady za tysiące haha). Przebolałam kwotę 75 zł i doszedł do mnie po trzech dniach. 


Czas na wrażenia.

Zacznijmy od składu, bo jest on kluczowy:


  • Butyrospermum Parkii (Shea) Butter
  • Sodium Bicarbonate
  • Maranta arundinacea (arrowroot) powder 
  • Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter
  • Citrus Bergamia (Bergamot) Essential Oil
  • Citrus Aurantifolia (Lime) Oil
  • Tocopherol (Vitamin E)
  • Humulus lupulus (hop) extract

  • Czyli masło shea, soda, kakao, bergamotka, limetka, tokoferol, chmiel (w skrócie). Produkt nie posiada: 
    • aluminium
    • glikolu propylenowego
    • parabenów
    • ftalanów
    Skład jest naprawdę "fajny", na jego bazie można nawet samemu poeksperymentować w domu. Jednak jak się sprawdził u mnie? 
  • Zapach: nigdy nie miałam dezodorantu pachnącego w ten sposób. Przychodzi mi na myśl jakiś drink lub napój orzeźwiający. Trochę mohito, trochę lemoniada :) 

  • No i działanie: po pierwszym użyciu byłam w szoku, że naturalny dezodorant radzi sobie lepiej niż zwykły. Niestety, było to pierwsze wrażenie, po którym moje zdanie się trochę zmieniło. Po kilku dniach potliwość była zwiększona. Co prawda w żaden sposób nie czułam brzydkiego zapachu, jednak ilość płynu niestety nie była zahamowana. 
  • Używałam go regularnie jakieś 2-3 tygodnie i moje pachy zaczęły mnie piec i swędzieć. Po przejrzeniu się w lustrze zauważyłam bardzo duże, czerwone plamy. Jak można się domyśleć- uczulenie. Od tamtego czasu podchodziłam do produktu jeszcze 3/4 razy i za każdym razem alergia występowała szybciej i objawiała się mocniej. Nie wiem dlaczego jestem takim pechowcem, ale i hrybrydy i dezodorant mnie uczulają. Składnikiem, który wywołał reakcję uczuleniową była soda oczyszczona. 

  • Cóż, teraz muszę szukać dalej. Ów dezodorant zostanie z moją mamą, która ma bardzo podobną opinię o produkcie (ale nie ma uczulenia) do mojej. Na początku była bardzo zadowolona, a teraz używa dla zapachu i żeby zużyć. Także nie widzi plusów hamowania potliwości. 

  • Niestety, nie mogę polecić produktu. Gdyby jeszcze u mojej mamy się sprawdzał to miałabym inne przesłanie na koniec, ale żal mi i swoich pach i pieniędzy :P Jednak cieszę się również, że mogłam się o działaniu tego produktu przekonać na sobie. 


  • wtorek, 23 stycznia 2018

    Mam uczulenie na hybrydy!

    Witajcie. Miałam nadzieję, że taki wpis się nigdy nie pojawi. Jednak moje uczulenie stało się faktem. Długo żyłam w zaprzeczeniu, że to nie od hybryd, że to nie uczulenie. Ale jednak.


    Hybrydy posiadam od stycznia 2016 r. Pokazałam je Wam w tym wpisie: KLIK . Od początku byłam nimi podekscytowana, a sam sposób nakładania opanowałam bardzo szybko. Manicure robiłam sobie oraz mamie i babci. Od niedawna pojawiały się zapytania od osób mi obcych i znajomych czy bym im nie robiła, jednak nie potrafię malować wzorków i nigdy nie wycinałam skórek więc się nie zgadzałam. Jak robić to porządnie. 
    Od 2 stycznia paznokcie malowałam z kilkoma przerwami co tydzień- denerwował mnie odrost, a najczęściej tyle wytrzymywały bez odprysków. Dodam, że nawet mały odprysk denerwował mnie na tyle mocno, żeby robić wszystko od początku. Bardzo lubiłam je zmieniać, sprawiało mi to radość, a efekt zawsze mnie zadowalał. Lubię pomalowane i zadbane paznokcie. Na zdjęciu poniżej mają długość taką, jak nosiłam najczęściej:



    Od kilku miesięcy podczas nakładania lakieru hybrydowego działo się coś niepokojącego. Zaczęło się od większego bólu podczas utwardzania w lampie, później skóra wokół paznokcia zaczęła mi się wysuszać (skórki same odpadały, co się wcześniej nie zdarzało). Od 2/3 miesięcy oprócz tego, co opisywałam doszło rozwarstwianie się skóry pod paznokciem (odchodziła płatami, jakby odklejała się od reszty palca) i uporczywe swędzenie i opuchlizna. Doszło do tego, że ostatnim razem jak nałożyłam lakier (2 tygodnie temu) to miałam tak opuchnięty opuszek palca, że nie mogłam zdjąć pierścionka. Niestety, nie miałam telefonu, który robił ostre zdjęcia więc nie mam żadnego ,żeby pokazać, musicie mi wierzyć na słowo. 
    To, co mnie również martwiło to stan paznokci po zdjęciu hybryd. Wystarczyło, że o coś się uderzyłam palcem i było to dla mnie bardzo bolesne. W dodatku płytka była na tyle słaba, że przy puknięciu o np.stolik/ telefon paznokieć mi pękał... Dodam, że na początku swędzenie pojawiało się po kilku godzinach, a  znikało po 2/3 dniach. Ostatnio reakcja alergiczna nastąpiła niemal natychmiastowo i chociaż od razu usunęłam lakier to utrzymywała się 3 dni. 

    Abyście nie myśleli, że jestem bezmyślna- przez te kilka miesięcy próbowałam z różnymi bazami i lakierami. Myśląc, że to wina Semilaca (na którego wiele osób ma uczulenie)  testowałam: 
    -bazę z Indygo
    -bazę z NeoNail
    -bazę z Claresy 

    Plus lakiery z NeoNail i Indygo. Topy też zmieniałam i nie było efektów. 
    Niestety, za każdym razem objawy się nasilały. 

    Zdziwiło mnie, że reakcja alergiczna wystąpiła po takim czasie, ale naczytałąm się już tyle, iż wiem, że to może wystąpić nawet po 4 latach. 

    To, co może nas uczulać w hybrydzie to:
    -formaldehyd (znajduje się w wielu odżywkach do paznokci m.in Eveline 8w1- tam też mnie uczulał)
    -akrylany
    -nawet aceton, w którym moczymy palce (nie jest to hybryda, ale remover)

    Inne symptomy uczulenia:
    • zaczerwienienie skórek wokół paznokci,
    • pęcherzyki na palcach oraz pod paznokciami, które czasem są wypełnione ropą,
    • pieczenie i ból palców,
    • uporczywy świąd skórek i opuszków,
    • czerwone plamy na dłoniach a nawet całym ciele,
    • opuchlizna dłoni,
    • wzmożona kruchość, łamliwość i rozdwajanie się paznokci,
    • nadmierne grubienie i luszczenie skóry wokół paznokcia,
    • onycholiz (odwarstwianie płytki paznokcia)
    Poniżej kilka zdjęć, wybierałam najbardziej zbliżone do moich objawów:

    źródło wizaż.pl

    źródło liikeeme.blogspot


    źródło imgrum.com 


    Policzyłam, że na sprzęt i lakiery wydałam lekko 600 zł i jest to dla mnie przykre, chociaż przez dwa lata mi służyły. Teraz pójdą w świat za kilka zł... zaglądajcie na OLX. Link podam Wam jak dodam ogłoszenie. Można kupić cały zestaw albo lakiery. 

    To, co niepokoi mnie najbardziej to stan moich palców obecnie. Palców, a nie paznokci, bo to przy paznokciach dzieje się najgorzej. Na zdjęciach stan obecny: 

    Na tym zdj widać ,że coś się dzieje, mianowicie skóra przy paznokciu zaczyna robić się coraz bardziej sina i widać na niej jakby "zmarszczki"- kreski. Zauważyłam to od ostatnich 3 dni, a z dnia na dzień staje się to coraz ciemniejsze i jest już na 3 palcach.  

    Tutaj z kolei mój najbrzydszy palec. Widzicie tylko jedno pęknięcie (wcześniej były to dwa/trzy aż do krwi) i płaty skóry przy paznokciu, które odchodzą od opuszka. Teraz i tak jest dobrze... 

    Ostatnie zdj. Jak widać stan paznokci jest naprawdę dobry. To, co mi się nie podoba to te "zmarszczki" kreski na zdjęciu. Wyglądają w rzeczywistości jak naciągnięta skóra. 


    Nie życzę tego nikomu. Zastanawiam się nad alternatywą: manicure japońskim... Już się naczytałam wielu recenzji i dumam nad kupnem.

    Miłego tygodnia. Ja odezwę się w niedzielę :* 

    niedziela, 21 stycznia 2018

    Gdziekolwiek jesteś bądź Jon Kabat-Zin

    Witajcie. Dzisiaj przychodzę do Was z książką, chyba pierwszą, której zdecydowałam się nie skończyć. Co z moim postanowieniem? Przekonacie się niżej.


    Przewodnik uważnego życia to pozycja, która stała na dziale "psychologia" w mojej bibliotece. Postanowiłam więc się z nią zaznajomić. 

    Z książkami i podejściem buddystycznym spotkałam się już w gimnazjum. Było dla mnie dość rozsądne jednak nie zagłębiałam się dalej. Tym razem miało być inaczej. 

    Autor od początku zazcza , że nie ma zamiaru oferować nam religii , a raczej doprowadzić nas do przebudzonego życia, pełnego celebracji danej chwili. Fajnie brzmi, ale czy mu się udało? 

    Książka składa się z trzech części: I-kwiat tej chwili, mówiącej o korzyściach z bardziej uważnego życia i podstawach medytacji, II-serca praktyki traktującej o medytacji w różnych pozycjach i odnoszących się do natury (wyobraź sobie górę, jezioro...) oraz ostatniej III w duchu uważności wracającym do sedna uważnego życia. 

    Pisząc, że podjęłam decyzję o nie przeczytaniu książki pisałam prawdę, jednak to zrobiłam, ale w tak nieuważny sposób, że nie jestem w stanie opowiedzieć o czym był ostatni rozdział. Zmarnowałam czas,ale świadomość, że jej nie skończyłam byłaby dla mnie gorsza. To drugi rozdział- wyjaśniający pozycje w jakich mamy medytować i dlaczego, stanowił dla mnie najgorszą część książki po której nie byłam w stanie kontynuować treści. 
    Najzabawniejsze jest jednak to, że rozdział ,który najbardziej mi się podobał- "puszczanie" traktował o tym, że nie powinniśmy trzymać się rzeczy, których nie lubimy, przeszkadzają nam i ogólnie są ble (cóż za elokwencja xd). Ja mimo wszystko nie byłam w stanie puścić i odłożyć tej książki , bo już tyle przeczytałam , że żal mi było jej nie dokończyć. 

    Po tygodniu od napisania tej recenzji (pisałam ją 2 tygodnie temu) postanowiłam jeszcze raz przeczytać III rozdział. Czytałam uważniej i rozdział jak być uważnym rodzicem podobał mi się nawet bardzo. Patrząc z perspektywy czasu cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać rozdział ponownie. Mimo to książka była dla mnie męcząca. Bardzo mnie denerwowało czytanie jej. Nie polecam.


    środa, 17 stycznia 2018

    Jak olejować włosy? Trzy sposoby

    Chociaż odpowiadałam na to pytanie co najmniej kilka razy, to nadal spotykam się z "ale ja nie wiem jak to zrobić". Ludzie chyba z natury boją się tego, czego wcześniej nie próbowali ,nawet jeśli jest to dziecinnie łatwe. Przedstawię trzy sposoby, które działają u mnie. Jest ich więcej, ale ja zapoznam Was z tymi najbardziej skutecznymi. W moim przypadku  nie sprawdza się nakładanie oleju na suche włosy. Coś to niby daje, ale szału nie robi. Zaznaczę od razu, że olejk nakładam na włosy około godzinę, minimum pół przed ich myciem. Zawsze. Dobrze, po tym wstępie zapraszam do meritum: 


    1.Nakładanie oleju z odżywką 

    Dużo opisywania nie będzie. W małym pojemniku (a czasem w pośpiechu na dłoni) mieszam w proporcji 2:1 odżywkę z olejem. Nakładam to na włosy. 


    2.Olej na zwilżone/ mokre włosy

    Przed nałożeniem oleju zwilżam ręką włosy. Nie moczę, a staram się, żeby były wilgotne. Kolejno bezpośrednio z dłoni nakładam olej. Nigdy nie robię tego na skalp głowy, a jakieś 10 cm od niego. 


    3. Serum olejowe na włosy

    Pisałam o nim kiedyś na staramy blogu, którego sława dawno minęła, ale przypomnę: 
    Mieszamy w proporcji 1:1:1 wodę, olej, ulubioną odżywkę w butelce z atomizerem (najlepiej po 10 ml). 
    Potrząsamy butelką i mamy spray na około 2/3 tygodnie (nie zawiera konserwantów więc im dłużej będzie stał, tym gorzej). Należy spryskać nim obficie włosy. Poniżej zdj ze starego bloga. 








    Oto wszystkie sposoby, które u mnie działają. 
    Powodzenia :) 

    niedziela, 14 stycznia 2018

    10 zasad do zdrowych i długich włosów

    Dzisiaj wpis, który był dla mnie drogowskazem na początku mojej walki o piękne, długie i zdrowe włosy. Zebrałam w nim 10 rad, których nauczyłam się podczas tej drogi. Często zapominamy,że aby włosy były zdrowe nie wystarczy używać masek,odżywek czy stosować wcierek itd. Liczą się też ”małe gesty” , które pozwalają nam jeszcze lepiej o nie zadbać. Przedstawiam Wam moje włosowe nawyki,które serdecznie polecam wcielić w życie :



    Obecnie na miejscu pierwszym plasuje się odpowiednia szczotka. Ja zalecam osobom z prostymi włosami- dzika. Od kilku lat używam Khaji i sprawdza się świetnie. Tanglee Teezer natomiast zauważyłam, że łamie końcówki i jest "ostry" dla włosów, niemniej jednak używam go kiedy jestem na uczelni. Kompaktowa wersja w baranka sprawdza się do tego idealnie.


    2 i 3
    Kolejnym krokiem jest odstawienie prostownicy i suszarki. Cóż, dla niektórych może to być na pierwszym miejscu. Przyznaję, że w moim przypadku pożegnanie się z prostownicą było kluczowe. Jednak po dziś dzień używam suszarki. Powiem więcej: z ciepłym nawiewem. Moje włosy są już na tyle zdrowe ,że traktowanie ich ciepłym powietrzem co 2/ 3 dzień nie stanowi dużego uszczerbku na kondycji. Prostownicę używam raz na pół roku. W tym akapicie chcę jeszcze napisać co pomogło mi najbardziej w zrezygnowaniu z prostowania włosów. Mowa o akceptacji siebie. Tak wyglądam i już. Pokochaj siebie taką, jaka jesteś, a nie jaką możesz być przy użyciu tego urządzenia. Zawsze też możesz zrobić kitka albo koka :)



    4
    Chyba nikogo nie zaskoczę- olejowanie. Zanim zaczęłam pisać ten post chciałam naolejować włosy przed myciem, ale byłam przekonana, że nie mam żadnego oleju do włosów. Zajrzałam do kuchni i właśnie zmyłam Kujawski- rzepakowy :D Edit: w tamtym momencie przerwałam pisanie i potwierdzam, że olej zadziałał. Może nie spektakularnie, ale zawsze. Bardzo polecam używanie ich na co dzień czy na każde mycie- warto. Włosy na dłuższą metę nie potrzebują nawet odżywki i wyglądają super. Dla osób, które nadal mają problem z tym jak to robić - wpis z trzema sposobami ukaże się jeszcze w styczniu. 



    5 i 6
    Odkąd zmieniłam akcesoria, którymi spinam włosy- widzę różnicę w ich giętkości i mniejszej tendencji do łamania się, Gumkom z metalowymi wstawkami czy spinkom "zamykającym się" za zatrzask mówię nie. Obecnie posiadam jedynie gumki bez wstawek, dwie klamry i kilka wsuwek do koczka :) Od razu dodam, że bardzo istotnym jest robienie "lekkich" fryzur. Nie tapiruję moich włosów, nie używam lakieru ani nie związuję ich tak mocno, że całe czoło jest napięte i mam wyraz twarzy określający zdziwienie ;D Łatwo osłabić w ten sposób cebulki włosów i nabawić się większych zakoli. 


    7
    Kiedyś co drugi wieczór myłam włosy na noc. Myślałam o zaletach: wyschną przez noc, rano będę mogła dłużej pospać. Więcej zalet nie było, bo :
    -spałam na mokrym łóżku (nawet mając koczka nie było to wygodne
    -rano niektóre włosy były nadal wiglotne
    -po rozpuszczeniu wyglądały strasznie i traciłam czas, żeby je wyprostować
    A co najważniejsze: niszczyły się znacznie szybciej! Dlaczego? Ponieważ włosy mokre są bardziej narażone na uszkodzenia mechaniczne typu pocieranie o poduszkę. Odradzam. Od razu przy tym punkcie-sprawdźcie jakie nosicie naszyjniki-u mnie całkowicie odpadają "żmijki", ponieważ wyrywają włosy na potęgę .


    8
    Wykonywanie peelingu skóry głowy (skalpu). Od razu zaznaczę- nie jestem obecnie systematyczna z tą czynnością, ale czuję kiedy powinnam to robić. W moim przypadku starcza raz na miesiąc, jednak na początku mojej walki o zdrowsze włosy i walki z łupieżem- robiłam to częściej. Skóra głowy nam się łuszczy, zanieczyszcza itd. Warto zaserwować jej ścieranie. Nie bójcie się- włosy Wam  nie wypadną chyba, że robicie to bardzo szorstko i agresywnie. 

    9
    Wcierki. Nie przypadkowo piszę o tym po peelingu. Jeśli nałożymy/wetrzemy wcierkę, kiedy nasza skóra będzie pozbawiona martwego naskórka czy brudu- płyn dużo łatwiej wniknie w jej głąb. Dodatkowo suplementujmy się od środka, 3 razy w roku dostarczmy sobie kurację np.belissą przez dwa miesiące.


    10
    Polewanie po myciu włosów zimną wodą. Co zamknie nasze cebulki i zmniejszy ryzyko uszkodzeń. 




    czwartek, 11 stycznia 2018

    Golarka do ubrań Philips GC026/00

    No cześć. 
    Pamiętacie mój wpis o wish liście prezentów świątecznych? Jak nie to przypominam: KLIK 
    Ową golarkę dostałam w prezencie (a właściwie sobie kupiłam,ale otrzymałam zwrot pieniędzy od Gwiazdora). Także te święta pełne były samych użytecznych podarków.

    Skąd w ogóle pomysł na posiadanie golarki? 
    Aby zadbać lepiej o swoje ubrania, których ilość jest niewielka. Mają posłużyć mi jak najdłużej, dlatego o nie dbam. Oprócz prania w odpowiednich warunkach i temperaturze zwracam również uwagę na golenie zmechaceń. To działa. 

    na zdjęciu  niewyczyszczony Philips, podczas użytku

    W internecie szukałam czegoś lepszego niż produkt za kilkanaście złotych, który jest na kabelek, ma zwykłe baterie, albo kwadratowe czy szybko się rozładowuje. Zależało mi na:
    -bezprzewodowym działaniu
    -bateriach-akumulatorkach
    -ocenie co najmniej 4.5 na Ceneo i innych portalach
    -przystępnej cenie

    Co do ostatniego-wybrałam jeden z droższych produktów, ale z tej średniej półki cenowej, bo wiem, że za golarkę możemy zapłacić nawet 150 zł :) Ponad to trafiłam na promocję i z przesyłką zapłaciłam 60 zł zamiast 80 (jakbym wydała teraz). W dodatku golarka Philips była najczęściej polecaną w tej kategorii produktów. 

    Czas na moją opinię, ale najpierw kilka zdjęć przed i po: 



    I po : 






    I po:


    Czy zdjęcia nie mówią same za siebie? :)


    Jestem bardzo zadowolona z tego urządzenia, ponieważ:
    -usuwa zmechacenia w 95 % 
    -działa bardzo cicho
    -nie zadziera ubrań (mi się to udało 3 razy, ale nie zrobiłam dziur, po prostu pracowałam na pozaginanym materiale i za mocno docisnęłam)
    -nawet moja mała Julka potrafi tym golić i nic nie psuje 
    -w ciągu 15 minut jestem w stanie zgolić dokładnie bluzkę, ze swetrem powyżej było ciężej,bo miał pełno kulek
    -ładowanie trwa około 2 h i starcza na wieeeeeele goleń


    Bardzo serdecznie polecam :) Ja wygoliłam już połowę szafy rodziców :D  

    niedziela, 7 stycznia 2018

    "Pułapki przyjemności" rozmowa z Robertem Rutkowskim

    Witajcie. Dzisiaj o książce, której tak naprawdę nie powinnam mieć. Dlaczego? Bo ją kupiłam, a w październiku obiecałam sobie, że nie będę kupować książek. Od tamtego czasu stalam się posiadaczką trzech używanych. Obiecuję, teraz Wam,że już więcej nie kupię. P.s swoją drogą- zaczęłam sprzedawać pod tym linkiem KLIK . Zapraszam.

    zdjęcie pochodzi z Ceneo.pl


    Teraz o samej książce. Kupiłam ją po zachwycie Raaaadzki w jej inspiracjach. Wychwalała ją tutaj : KLIK . Cóż, jeśli widzieliście jej opinię to ja się pod nią podpisuję. Bardzo warto ją przeczytać.

    Wywiad, który przeprowadziła Irena Stanisławska dotyczy kilku kwestii, podzielonych na rozdziały.

    Autor opowiada o : jedzeniu, seksie, praca, odpoczynku, relacjach międzyludzkich i ich pułapkach. Czasami miałam wrażenie jakby pan Robert obnażał to, o czym wiele osób boi się mówić. 

    Próbuję coś o tej książce napisać, ale mi nie wychodzi. Opublikuję zatem opinię jednej osoby z lubimyczytać- MożnaPrzeczytać : 


    "Książka jest próbą balansu w zdrowym zakresie przyjemności, znalezieniem granic poza którymi powinna zapalić się czerwona lampka. Jedzenie, seks, praca, odpoczynek, relacje międzyludzkie - to sfery bez których trudno wyobrazić sobie spełnione i szczęśliwe życie, ale są to również sfery, które kryją wiele tytułowych pułapek. Robert Rutkowski z całym swym doświadczeniem, zawodową drogą terapeuty od uzależnień, wielką wrażliwością i zwykłym rozsądkiem przybliża historie ludzi poranionych przez kogoś lub przez samych siebie, obnaża mechanizmy dzisiejszej kultury, w której łatwo się zatracić i wyjaśnia wiele procesów psychologicznych, które dzieją się w nas lub gdzieś obok. "
     Ciężko mi coś więcej dodać. Dawno tak nie miałam. Po prostu ją przeczytajcie, bo warto. Ja z pewnością niedługo znowu do niej sięgnę i chociaż nie miałam kupować książek to akurat tej zupełnie nie żałuję. 


    piątek, 5 stycznia 2018

    Moje postanowienia na 2018 rok + lista nawyków

    Witajcie drugi raz w nowym roku. Tym razem wpis bardziej klimatyczny. Postanowiłam podzielić się z Wami moimi postanowieniami i nie tylko. 

    W ubiegłym roku działo się naprawdę dużo rzeczy. Tych bolesnych, ale i pozytywnych. 
    Bardzo się rozwinęłam za sprawą postanowienia - przeczytania 52 książek. Więcej w jednym z kolejnych wpisów. Ponad to stałam się silniejsza jako kobieta i matka. Odbyłam pierwszą podróż samolotem z moją półtoraroczną córką i rozpoczęłam studia podyplomowe równolegle z psychologią. Chociaż nie zawsze było pięknie- dzisiaj się uśmiecham. Dodam jeszcze, że z perspektywy czasu rok 2017 był najbardziej organizacyjnym w moim życiu tzn. nauczyłam się organizacji własnego czasu, do takiego stopnia, że teraz jest mi dużo łatwiej przyswajać i wypełniać codzienność. Nie ma chaosu, są zadania i ich realizacja. Mimo że mam małe dziecko to potrafię skutecznie panować nad własnym czasem oraz nauczyłam się w ubiegłym- panować nad finansami :) 

    Wyciągnęłam także kilka lekcji, które przydadzą się w tym roku. Po pierwsze- nie zakładam już takiej częstotliwości czytania książek. Chociaż to ultra rozwojowe i dało mi bardzo wiele to miałam kilka momentów, w których nie mogłam patrzeć na książki. Odpychało mnie, ale ciągle w głowie miałam liczbę, którą sobie założyłam. Po drugie- w moim życiu szykują się spore zmiany, o których pewnie niebawem przeczytacie. 

    W tym roku z pewnością dużo się zadzieje. Pisanie podyplomówki, badania do magisterki, praktyki w szkole i jeszcze w jednym miejscu. Ponad to niebawem zmienię miejsce zamieszkania i będzie z  pewnością dużo "zabawy" z tym związane. Dojdzie samodzielne prowadzenie domu i opieka nad córką. Będzie się działo :D Poniżej moje postanowienia w rzeczywistości, którą Wam własnie opisałam .

    Po pierwsze: Przeczytać minimum 20 książek


    Jest to założenie , które na pewno uda mi się spełnić, jednak istnieje tu jeden kruczek. Część z nich będzie z określonej, wcześniej przygotowanej listy. Póki co są na niej: Łysiak, Jak Paweł II, Chesterton, Rowińska, Chardin, Murphy, Goleman i tematy powiązane z fizyka kwantowa oraz religiami. Założenie ma na celu, aby zredukować czytanie przypadkowych książek "Z łapanki" w bibliotece, chociaż nie zakładam, że ich w ogóle nie będzie, bo czasami potrzebuję chillu. 

    Po drugie: Zacząć oszczędzać na konkretny cel

    Owym celem będzie auto. Już w tym roku oszczędzałam i szło mi całkiem sprawnie, jednak teraz będzie to oszczędzanie na konkretny cel przy dużo większych wydatkach. Te pieniądze, które odłożyłam w 2017 rozpłyną się w trakcie przeprowadzki. 

    Po trzecie: Wyeliminowanie kolorowych napojów i słodzenia picia

    Czyli coś dla zdrowotności :) W tym roku chcę wyrobić sobie nawyk odmawiania napojom typu Pepsi, Cola (tak naprawdę to z kolorowych piję głównie je). Nawyk picia wody już w sobie wyrobiłam i nie wyobrażam sobie poranku bez szklanki wody, jednak jeszcze zbyt wiele w moim życiu cukru. Nauczyłąm się także nie słodzić kawy, jednak z herbatą bywa ciężko. Chcę pić właśnie te trzy napoje: wodę, herbatę i sporadycznie kawę (mam problemy z ciśnieniem). To, nad czym będę również pracować to wyeliminowanie lub zminimalizowanie soli w diecie. Za dużo używam tej substancji, a nie ma pozytywnego wpływu na moje zdrowie. 

    Po czwarte: raz w tygodniu jeździć z Julią na basen lub wykonywać inną aktywność przez godzinę

    Tak naprawdę zależy mi na basenie- chcę z nią częściej jeździć i w ten sposób spędzać czas (jeśli się nie uda to stawiam na wycieczki rowerowe). Mała czerpie z tego dużą radość, a samo pływanie (jak już się na uczy) będzie świetną ogólnorozwojową aktywnością dla jej organizmu. Oczywiście nie jest to jedyna godzina poświęcona mojemu dziecku, ponieważ bawię się z nią i wychodzę na spacery na co dzień, jednak ta aktywność ma być szczególna. 

    Po piąte i ostatnie: oglądać w 50 % zagranicznego youtuba

    W zeszłym roku udało mi się znacząco zminimalizować liczbę subskrypcji youtuberów. Miałam ich około 15, a teraz jest ich 6. Postawiłam na Olfaktorię, Zophię osobistą stylistkę, Karolinę Baszak, Design Your Life oraz Pick Up Limes i Jenny Mustard. Nie zaprzeczę, że odwiedzam od czasu do czasu "stare" kanały, jednak robię to wtedy,g dy mam czas, a nie bo muszę, gdyż jakaś osoba dodała coś nowego. Sama sobie wcześniej generowałam dziwną presję. Często odwiedzam Przeciętnego Człowieka, Strefę Psychę, Maxineczkę, Red Lipstick Monster i MarKę, jednak robię to tylko wtedy jeśli się nudzę albo chcę zrelaksować i film na danym kanale jest interesujący. 



    To już wszystkie moje postanowienia :) Mam nadzieję, że być może kogoś zainspirowały.
    Dodam, że ostatnio dostałam na święta przepiękny kalendarz. Niestety, ale osoba która mi go sprezentowała nie wiedziała ,że jeden posiadam. Postanowiłam wykorzystać go w twórczy sposób. Stworzyłam z niego kalendarz pozytywnych zdarzeń i inspiracji. Zapisuję w nim każdego dnia pozytywne rzeczy, które mi się zdarzyły. W przeszłości miałam już taki słoik, ale po pewnym czasie karteczki się nie mieściły i nie wiedziałam co z nim zrobić. Znacznie bardziej spodobał mi się pomysł, który Wam przedstawiłam :) 



    Teraz chcę podzielić się z Wami listą nawyków, które spisałam w listopadzie i pracowałam nad nimi już od pewnego czasu. Niektóre udało mi się wypracować, inne są nadal do opanowania. Zachęcam do wypisania sobie takich rzeczy :

    1. Picie szklanki wody po obudzeniu/ w nocy
    2. Spacer 30 minut codziennie z Julią
    3. Mówienie sobie i innym codziennie chociaż po jednym komplemencie
    4. Nie narzekanie na osoby i rzeczy
    5. Jedzenie jednego owocu dziennie
    6. Poświęcanie 30 minut dziennie na czytanie
    7. Odkładanie rzeczy od razu na miejsce
    8. Codzienne zapisywanie wydatków do arkusza
    9. Spanie maksymalnie 8 h na dobę (spanie max do 7 rano)
    10. Codzienny masaż skóry głowy 
    11. Zabieranie ze sobą książki na uczelnię
    12. Raz w tygodniu wysłuchanie wykładu (Strefa Psychę, Ted)
    13. Prowadzenie dziennika alkoholu :D 

    Na zielono- te wdrożone. Przez pewien czas spałam również po max 8 h i czułam się zdecydowanie lepiej niż teraz (9 h) jednak przerwa świąteczna mnie rozleniwiła. Co do owocu- zapominam. Najczęściej biorę banany na uczelnię, jednak w domu już nie pamiętam o ich jedzeniu. Ze spacerami ostatnio było ciężko, ponieważ jestem chora, a nad narzekaniem i komplementowaniem pracuję :) Najbardziej kontrowersyjne, a może i śmieszne- na końcu. Mam zamiar zapisywać co i jak często piję. Podczas świąt naszła mnie refleksja, że ostatnio robiłam to za często i chcę mieć nad tym większą kontrolę.

    Liczę, że skorzystacie z moich postanowień czy nawyków i zaczniecie pracować nad sobą. Ja w obliczu blogowej deklaracji czuję się zobowiązana do wywiązywania się z tego, co wyżej.

    Pozdrawiam. 

    wtorek, 2 stycznia 2018

    Denko pielęgnacyjne

    Witajcie. Nowy rok zaczynamy od denka kosmetycznego :) Czas na pozbycie się zalegających przedmiotów. Dzisiaj nietypowo, bo przedstawię Wam KILKA produktów pielęgnacyjnych , które sięgnęły dna czyt.wykończone przeze mnie. Od jakiegoś czasu nie kupuję kosmetyków, które nakładam rano i wieczorem przed makijażem. Zawzięłam się i chciałam wykończyć wszystko, co posiadałam. Wiązało się to z silnym oporem wewnętrznym, ale jak widać po dzisiejszym tytule- udało się. Jestem w szoku, bo pierwszy raz jednocześnie wykończyłam tyle produktów. Nawet nie wiecie jaką radość sprawiło mi dokupienie niezbędnego kremu na dzień oraz obecne robienie reserchu w internecie za odpowiednim kremem pod oczy. Wykańczając kosmetyki, a nie wyrzucając kiedy nam się nie sprawdzą zyskujemy wiele: 

    • stajemy się bardziej świadomi naszych potrzeb i tego, czego oczekujemy od kosmetyku,
    • dokładniej szukamy produktów odpowiednich dla nas
    • nie kupujemy czegoś pod wpływem chwili , bo może się nie sprawdzić i nie spełnić oczekiwań
    Po tym wstępie czas na zdenkowanych. Od razu zaznaczę, że część z nich to niestety rozczarowania, ale dzięki temu wiem, czego unikać.




    1. Płyn micelarny Garnier 3 w 1 do skóry wrażliwej to najlepszy płyn do usuwania makijażu i kojenia skóry jaki miałam. A używałam już np.biodremy za 50 zł, która działała jak zwykła kranówka czy kilku innych produktów tego typu. Mleczka zupełnie się nie sprawdzają (chyba, że micelar nie daje rady z tuszem). Za co tak lubię Garniera?
    -nie podrażnia mojej skóry
    -nie szczypie w oczy
    -jak dla mnie bezzapachowy co jest ogromnym plusem
    -koi skórę po oczyszczeniu
    -bardzo dobrze zmywa makijaż
    -nie wysusza skóry
    -jest tani i wydajny
    -zaleta jest to, że dzięki opakowaniu dokładnie widać ile go zostało (jak w większości płynów micelarnych, ale nie w każdym to się zdarza)

    2. Peeling enzymatyczny Ziaja (brakuje go na zdjęciu, bo własnie wykańczam), ulga dla skóry wrażliwej, czyli produkt który nie przypadł mi do gustu. Im dłużej go stosowałam tym bardziej podrażniał moją skórę. Skóra piekła i swędziała. Z uwagi na to, że jest to peeling enzymatyczny to trzyma się go na skórze kilkanaście minut, a później "rozsmarowuje" resztę i zmywa. Był on tak delikatny, że nie radził sobie ze wszystkim suchymi skórkami, co mnie mocno zawiodło. Skóra była tylko trochę gładsza, a nie o to mi chodziło. Plusem może być dla niektórych ta delikatność (ale nie dla mnie) oraz to, że nie przesusza skóry. Ja do niego nie wrócę z uwagi na pieczenie.

    3. Bogaty krem nawilżający 10% MIXA (brak go na zdjęciu-wyrzuciłam go) . Jeśli to jest bogaty krem NAWILŻAJĄCY to ja nie wiem jakiego ultra nawilżenia potrzebuję. Nie, nie i jeszcze raz nie. Mixa wypuściła tak delikatny kremik, że abym odczuła nawilżenie chociaż kilka godzin musiałabym go co chwilę reaplikować. Nie dla mnie taka zabawa. Krem bardzo szybko wsiąkał (na plus) jednak po chwili czuć było ściągnięcie... Jak dla mnie to nie jest krem jakoś bardzo nawilżający. Myślę, że dla większości cer dobry pod makijaż, ale dla mnie za slaby. Jak użyłam mojego Cethaplia (uluboony krem do twarzy) to poczułam błogie nawilżenie :D Nazwałabym go bardzo lekko nawilżającym kremem na co dzień.

    4.Woda różana Easy End pisałam o niej tutaj . Mam do dodania tyle, że po czasie zmienił się jej zapach w kontakcie ze skórą, co mi bardzo nie odpowiadało i używanie go pod koniec było męczące.

    5.Krem pod oczy IWOSTIN lubię go, ale ma jeden ogromny minus: nie nadaje się pod makijaż. Za każdym razem korektor, który znajdował się na nim rolował się i wyglądał nieestetycznie. Używałam go na noc, ładnie nawilżał i był wydajny. Działania na zmarszczki nie widziałam, bo ich jeszcze nie mam. Nie sądzę, że do niego wrócę, ale naprawdę nie był zły.

    6.Olejek do twarzy Evre Essentials Oils 8 olejków. Nie lubię go bardzo:
    -z początku zapach wydaje się śliczny, cytrusowy, jednak po nałożeniu na skórę zaczyna śmierdzieć, po prostu
    -bardzo zapycha skórę, nie mam tendencji do ropnych, podskórnych wyprysków, ale dzięki niemu wszystko jest możliwe
    -jeszcze raz : śmierdzi
    Z plusów to z pewnością nawilża, ale ten efekt nie wygrywa z minusami.

    7.Balsam Johnsons baby na dobranoc:
    zaczniemy od tego,że pachnie obłędnie, jednak zapach bardzo szybko się ulatnia. Na pewno nie powiedziałabym, że to zapach dla małego dzieciaczka. Jest niestety mało wydajny. Myślę, że do niego wrócę za jakiś czas. Zdecydowanie na chłodniejsze dni.

    8. Elseve i Gliss Kur- mgiełki do włosów:
     Mgiełek do niedawna nie używałam wcale. Od kilku miesięcy spryskuję nimi włosy i całkiem się sprawdzają. W przypadku dwóch ze zdjęcia to Glis Kur jest lepszy. Może nie pachnie ładniej (kwestia indywidualna), ale świetnie wygładza i eliminuje puszenie. Po Elseve włosy stawały się czasem szorstkie.

    O oliwce Hipp (używam do włosów i ciała) oraz wcierce Jantar pisać nie będę, bo robiłam to tak często , że wydaje mi się to bezsensowne. Jednak wspominam o nich, gdyż skończyłam niedawno kurację wcierką (chyba 8 w moim życiu ) a oliwka właśnie się wykończyła, po oliwieniu włosów (od kilku lat radzi sobie z nimi super).

    Obecnie staram się wykończyć kolorówkę, ale serio- idzie opornie. Najgorzej chyba z cieniami do powiek i pomadkami...