środa, 28 lutego 2018

Recenzja książki James Wallman" Rzeczozmęczenie"

Witajcie. Dawno nie było recenzji. Chociaż miały ukazywać się co dwa tygodnie nie dałam rady opublikować wpisu w niedziele, ponieważ jeszcze czytałam publikację, o której dzisiaj.

Temat minimalizmu przodował w 2017 roku i z pewnością zagadnienie posiadania i chcenia mniej zmieniło moje życie. Co więcej- nadal zmienia. Odbiegając trochę od tematu- zabawne jak teraz reaguję na zakupy. Kiedyś raz na kilka miesięcy robiłam duży shopping internetowy- odzieżowy czy kosmetyczny. Od połowy grudnia wstrzymuję się z kliknięciem potwierdzenia zamówienia na MintiShop. Codziennie zaglądam do koszyka i pytam siebie "czy naprawdę tego potrzebuję?". Wiem,że niedługo sfinalizuję zakupy, jednak chcę mieć pewność, że nie kupię nic ponad to, czego naprawdę potrzebuję. Nie ukrywam- frustruje mnie ta sytuacja, ale wiem, że dokonam dobrego wyboru.

Przechodząc do dzisiejszego tematu. Książka "Rzeczo-zmęczenie" to zakup tamtego roku. Bodajże października (kiedy to postanowiłam nie kupować więcej książek,był to jeden z ostatnich zakupów tego typu). Kosztowała mnie 10 zł (baaardzo polecam zapisanie się do grupy na fb Simplicite-oddam,zamienię,sprzedam) była używana, ale nie zużyta.

zdjęcie: www.datapremiery.pl 

Po pierwsze bardzo spodobała mi się okładka- prosta, jasna, z bardzo widocznym pomarańczowym tytułem. Jak na książki o minimalizmie jest objętościowo duża, ma 367 stron. Jednak byłam pewna, że przeczytam ją szybko. Na lubimy czytać oceniana jest raczej średnio więc nie pokładałam wielkich nadziei względem treści. Co z tego wynikło? Przekonacie się poniżej.

Zacznijmy od tego, że książki nie skończyłam w 2 dni, a w ponad tydzień. Nie czyta się jej jednym tchem, a przynajmniej kilkoma. Treści w niej przedstawione to nie "posprzątałam swój dom ze wszystkiego i mi lepiej" albo "warto mieć mniej-polecam". Jest ona tak obszerna treściowo i tak wieloaspektowa, że byłam pod niemałym wrażeniem ile można się z niej dowiedzieć.
Traktuje z kilku perspektyw problem rzeczo-zmęczenia: z socjologicznej, psychologicznej, antropologicznej, ekonomicznej oraz filozoficznej. Dla mnie to ogromny plus, bo wiedza jaką mogę wynieść z tej lektury. jest ogromna. Nie mogę potraktować tego jak np."Slow life" Glogazy, gdzie zadawałam sobie pytanie, co ona mi da. Książka Jamesa Williama to skarbnica wiedzy z wielu źródeł odnośnie zagadnienia jakim jest już nie tyle co rzeczo-zmęczenie, a posiadanie mniej, minimalizm, materializmy czy eksperientalizm.

Autor w sposób bardzo obszerny wyjaśnia nowe zagadnienia. Nie wychodzi z założenia, że czytelnik "już wie", a raczej "ma się dowiedzieć". Tutaj kolejny plus.

To, co podobało mi się bardzo, a było inne niż w dotychczas czytanych książkach o minimalizmie to nie namawianie do bycia minimalistą, a eksperialistą, czyli osobą bazującą na doświadczeniach. Zdałam sobie sprawę, że zaczynając żyć jak minimalista nasze życie nadal kręci się wokół rzeczy, ale wokół tego, by było ich mniej. Łatwo zapętlić koło. Tutaj autor proponuje coś innego. Zamiast skupiać się na jak najmniejszej ilości rzeczy, skupmy się na maksymalnym doświadczaniu. Niech określa nas to, co widzieliśmy i przeżyliśmy.

Podsumowując: książka przekazuje problem z wielu perspektyw, jest wręcz "bogata" w treść, nakłania do refleksji. Jak najbardziej warto ją przeczytać :)

czwartek, 22 lutego 2018

Kremowy olejek do włosów bez spłukiwania L'Oreal Elseve

Witajcie. Dzisiaj kilka słów o produkcie, którego nigdy bym się tu nie spodziewała. Zawsze omijałam tego typu rzeczy z daleka, a tu proszę :)


Moje włosy są cienkie, przetłuszczające się i do niedawna nie używałam na nie niczego prócz odżywek i masek do spłukiwania (i zabezpieczania końcówek jedwabiem). Rok temu przekonałam się do odżywek w sprayu, a od niedawna do olejku. Chociaż w sumie ciężko nazwać ten produkt olejkiem. Bardziej jest to balsam do włosów na bazie olejów. Według producenta jest to olejek w kremie- niech będzie. 


L'Oreal Elseve Moc Olejków posiada wiele zalet m.in:

  • po pierwsze zapach...jest to moim zdaniem najlepszy perfum do włosów. Co prawda woń nie utrzymuje się jakoś szałowo długo- max dwie h, jednak jest to zaletą, bo zapach jest mocny i intensywny więc w tym przypadku za długo byłoby źle 
  • to czego bałam się najbardziej czyli tłuszczenie włosów, a w zasadzie ich brak :) Mimo swojej konsystencji i składu nie powoduje przetłuszczenia moich cienkich włosów. Krem nakładam od ucha w dół na oko 1 łyżeczkę i to w zupełności wystarcza. Włosy rozczesuję i wszystko gra 
  • produktu używam, gdy chcę pozbyć się puchu we włosach- nie mówię o puchu pożądanym, czyli dodającym objętości włosów, a o puchu puchu :D L'Oreal ładnie włosy wygładza i dyscyplinuje
Jednak po dwumiesięcznym używaniu widzę jego wadę, a mianowicie:
  • jest mało wydajny. Nie używam go na co dzień, max 2 razy w tygodniu, a zazwyczaj raz i już mi się kończy. Za 20 zł to trochę żal
Mimo jego jednej wady serdecznie polecam w szczególności osobom z włosami jak moje :)







niedziela, 18 lutego 2018

"Nie mam czasu" a moja organizacja

Wstęp
Najlepiej zacząć od początku. Motywacją do wpisu były niekończące się teksty osób , że nie mają na nic czasu, że nowy obowiązek, a zalegają ze starymi itd. Najbardziej denerwował mnie "z chęcią bym to zrobiłam,ale nie mam czasu" z ust osób, których jedynym zajęciem są studia i robienie prawka (możecie sobie wstawić ewentualnie praca/liceum i jakieś jedno zajęcie).

Moje obowiązki
Odkąd urodziłam Julię i nie zrezygnowałam ze studiów część osób z niedowierzaniem mówiła mi "jak Ty dasz sobie radę, dziecko i studia dzienne?" . Jakby to był wyczyn (no, dla niektórych jest). Druga część odradzała mi studiowanie jak mam małe dziecko (matka powinna skupić się tylko na bobasie). Ile ludzi tyle opinii. Ja studiowałam i robiłam jeszcze wiele innycb rzeczy, o których poniżej.
Po pół roku od urodzenia córki i trzech miesiącach od powrotu na uczelnię (bo po porodzie przez miesiąc nie jeździłam) zapisałam się na siłownie i regularnie 3 lub 4 razy w tygodniu , najczęściej po uczelni jeździłam na trening. Kiedy nastała wiosna odpuściłam siłownie i biegałam codziennie przed obudzeniem Julki (około 6:30) oraz jeździłam na rowerze. Nadal studiowałam dziennie. Na początku 2017 roku (odbywając te aktywności) postanowiłam, że przeczytam 52 książki (co udało mi się w liczbie 56).
  • Od października 2017 zapisałam się na drugie studia, dzienne. 
  • Jestem więc matką prawie dwulatki (której tata przyjeżdża maks raz na miesiąc z podkarpacia na 3 dni)
  • Studiuję dwa dzienne kierunki w tym jeden wymagający (psychologia) i podyplomówka z pedagogiki
  • Robię badania do magisterki (póki co jestem na etapie zliczania wyników testów)
  • Ostatnio odbywałam praktyki w szkole przez 2 tygodnie
  • Czytam nałogowo książki (w 2018 zwolniłam i czytam jedną na 2 tygodnie) 
  • Niedawno zapisałam się na pool dance i stretching i chodzę na te zajęcia co piątek
  • Od stycznia do końca lutego wyrabiam kurs w Akademii Transportu w Bydgoszczy (e-learning i stacjonarnie) na Certyfikat Kompetencji Zawodowych Przewoźnika w zakresie przewozu rzeczy (prawo, ekonomia i logistyka plus wszystko dot.transportu, dróg w jednym) 
  • Jako ostatnie chciałam dodać - i piszę regularnie bloga. Ostatnio jednak wpisy się nie pojawiły, ale nie trwało to dłużej niż dwa tygodnie więc napisałam o tym
Można? Można!
Jednak coś kosztem czegoś...



Jak daję radę to wszystko pogodzić?

Dużym ułatwieniem dla mnie jest to, że mieszkam z rodziną, która pomaga mi jak nikt inny. Jednak to ze mną Julia spędza najwięcej czasu. Staram się tak planować czas, aby poświęcać jej go najwięcej. 
Uczę się najczęściej nocami, książki czytam w ciągu dnia jak Julka śpi, albo jak ma jakieś zajęcie. Posty piszę zawsze "na raty" lub podczas snu małej (właśnie śpi :D). Ostatnio poświęcam jej mniej czasu, bo prawie non stop uczę się na kurs do Akademii Transportu, ale w tym czasie spędza czas z dziadkami albo wujkiem. W dodatku zdałam całą sesję przed jej rozpoczęciem (jeden egzamin miałam pierwszego dnia) i mam teraz przerwę na uczelni do 18 lutego, czyli do dzisiaj (nie skorzystałam z niej za bardzo, bo jak obliczyłam w ciągu dwóch tygodni spędzłam 87,5 h na platformie e-learningowej). Na drugiej uczelni zajęcia mam raz w tygodniu po kilka godzin. Co do pool dance i stretchingu- na początku chodziłam w poniedziałki jednak nie pasowało mi to godzinowo, bo po zajęciach w Bydgoszczy od razu jechałam do Świecia więc teraz jeżdżę w piątki jak mam dzień wolny od studiów, wieczorami (kiedy jest babcia Julci w domu). Wszystko się da zrobić. Co prawda dostałąm niedawno plan na ten semestr i bardzo mi on nie pasuje, bo prawie codziennie muszę być na uczelni. Postaram się więc o IOS (indywidualną organizację studiów) i być może będę miała zaliczenia indywidualne bądź na niektórych zajęciach będę mogła przychodzić rzadziej. 
Oczywiście z moją słabą pamięcią nigdy bym sobie nie poradziła nie prowadząc kalendarza. Praktycznie każdy dzień mam rozpisany. Taki harmonogram prowadzę od kilku lat (chyba od gimnazjum) i jestem w stanie określić jakie cechy każdy kalendarz powinien posiadać (m.in koperta z tyłu przyklejona do okładki, aby wrzucać tam "karteczki" i różne ważne rzeczy, czy gumkę, która "zamyka" kalendarz, a także konieczny format a5 :) ). 


Co musiałam poświęcić? 

Po pierwsze-ograniczyłam rzeczy, z których i tak nie czerpałam przyjemności tzn. facebook i pisanie ze znajomymi. Mój wall na fb jest praktycznie pusty, bo na dzień dzisiejszy mam tylko trzy osoby obserwowane, a reszta z moich 400 znajomych jest "odobserwowana". Wyświetlają mi się tylko strony, które mnie interesują (a jest ich może 5). W dodatku usunęłam z telefonu messengera i nie piszę lub pisze sporadycznie ze znajomymi-jeśli sprawa jest nagląca, ale nie na zasadzie "co u Ciebie". Takie pisanie uważam, za marnowanie czasu.
Po drugie- sen. Nigdy nie czułam się wyspana śpiąc długo, jednak zazwyczaj spałam po 9 h, bo "Sen to zdrowie". Nieprawda. Każdy ma ograniczony, indywidualny czas, żeby się wyspać. Dla mnie jest to 7 lub 8 h na dobę. Wtedy przez cały dzień jestem najbardziej efektywna. Jeśli śpię dłużej- jestem ospała  i nie mam humoru. Gdyby nie ilość obowiązków pewnie nigdy bym sie nie dowiedziała, że skracając czas spania będę bardziej wypoczęta :)
Po trzecie- imprezy i spotkania towarzyskie. Cóż, z początku ciężko było mi się z tym pogodzić, aż doszłam do wniosku ,że od kaca wolę dzień , w którym zrobię więcej niż tylko leżenie i zdychanie po alkoholizacji. W dodatku ładuję się społecznie na uczelni lub pool dance. Doszłam też do wniosku ,że nie jest mi potrzebny przyjaciel. Jest to wywód na dłuższą notkę, ale po krótcce- ciężko znaleźć osobę, która będzie dawała od siebie tyle samo co my, albo która będzie miała na to czas. Nigdy nie powtórzyła się w moim życiu relacja taka, jak z podstawówki i gimnazjum z Asią (z którą do teraz jak się spotykam-raz na rok gadam jak dawniej), jednak nasze drogi się rozeszły w inne strony i mamy inne priorytety. Nie żałuję,a jestem wdzięczna, że była w moim życiu kimś tak ważnym i tyle mnie nauczyła.
Zauważyłam również, że dużo bardziej wole wieczorem czytać niż oglądać i dlatego seriale to u mnie  rzadkość, a filmy oglądam może jeden w miesiącu (ostatni film jaki oglądałam to kino akcji w święta).


Jak robić więcej? 

Najprościej: ustalając priorytety, czyli rzeczy które są dla nas najważniejsze i olewając te, które są dla nas nieważne. W moim przypadku priorytetem jest Julia i rozwój, dlatego tak łatwo jest mi ignorować facebooka, pisanie z innymi czy spotkania towarzyskie. Julii poświęcam najwięcej czasu, ale nie zapominam o sobie. Od kilkunastu lat sporządzam listy zadań na dany dzień i polecam to wszystkim. Zaplanujcie sobie na nim również odpoczynek (czytanie książki, film). Najważniejsze rzeczy, które muszę danego dnia zrobić wpisuję na górę listy (max trzy zadania) i jedno, które muszę wykonać "choćby się skały zesrały"- czyli nie zasnę póki nie będzie to zrobione. Takie proste, a skuteczne. 
W moim słowniku nie ma czegoś takiego jak nuda. Zawsze jest coś do zrobienia. Oczywiście-czasem nie ma chęci, ale wtedy należy po prostu się zresetować (polecam drzemkę :D). 

Pozdrawiam wszystkich. Mam nadzieję, że taka lektura na niedziele miło Was zaskoczy i zainspiruje do wymagania od siebie więcej. 

środa, 7 lutego 2018

Porównanie dwóch balsamów do ciała

Witajcie ! Wreszcie coś kosmetycznego. Dawno takiego wpisu nie było i myślę, że już nadszedł ten czas.
Dzisiaj na tapetę pójdą balsamy. Mam do nich szczególny stosunek, ponieważ od tych produktów w dużej mierze zależy kondycja mojej skóry na ciele. Nadal podtrzymuję, że najlepsza pielęgnacja to ta opisana w poście nt.pielęgnacji ciała kobiety w ciąży : KLIK . Do dzisiaj kąpię się w płynach bez SLSów (mojej córci :D) i staram się dobierać takie balsamy, które nie zaszkodzą, a efekt będzie widoczny. Przy okazji świąt do naszej łazienki trafił balsam firmy dotąd nieznanej, ale spotykanej w Rossmanie, a także przed świętami testowałam Evree. Co z tego wyszło? Który bardziej przypadł mi do gustu? Przeczytacie poniżej. 



Oto nasi wojownicy o bycie lepszym : 

Wellness & Beauty waniliowy
Evree instant help (mango, gliceryna,tlenek cynku, alantonina)



Skład: trochę mendelejewy, ale Evree wygrywa. Dużo więcej składników roślinnych, bardziej przyjazny dla ciała. 


Konsystencja: po prawej biały Evree- bardziej gęsty, po lewej kremowy W&B bardziej rzadki. Różnica nie jest wielka, jednak szybciej wchłania się W&B

Zużywanie: z uwagi na to, że W&B jest mniej gęsty- nakładamy go więcej i szybciej się zużywa

Opakowanie: dużo bardziej wolę W&B ze względu na to, że jest przezroczysty i widać zużycie produktu

Działanie: bardziej nawilżającym i odżywiającym produktem, po którym skóra jest nawilżona nawet rano jest Evree instant repair. Z użyciem drugiego produktu różnicę widzę tylko przez kilka godzin i niestety dłuższe jego używanie nie poprawia kondycji skóry. 

Zapach: w przypadku tej kategorii ciężko jest oceniać produkty. Mam bardzo wrażliwy nos i aby coś mi się podobało musi być delikatne i długo utrzymujące się. Niestety, ale oba produkty mają intensywne, słodkie zapachy. Evree jest delikatniejszy, ale z kolei męczy przy dłuższym używaniu. W&B jest mocniejszy, ale bardziej przyjemny. Tutaj nie ma zwycięzcy. 

Cena: Evree to 400 ml "bydlak", za którego musimy zapłacić około 16 zł w Rossie natomiast za W&B za 250 ml około 13 zł. Wygrywa Evree

p.s używałam też produktu Wellness and Beauty o zapachu mango i czegoś tam. Uważam, że nie jest godny w ogóle zainteresowania. Śmierdzi.

Sami możecie podliczyć kto wygrywa... zdradzę Wam,że Evree :) 

Pozdrawiam. Niedługo porównanie dwóch płynów micelarnych. 

niedziela, 4 lutego 2018

Kobieta niezależna- Kamila Rowińska

Witajcie. Dzisiaj w dobrym nastroju, bo piszę o czymś, co poprawi go niejednej osobie. Mowa o dobrej książce-"Kobieta Niezależna" K.Rowińskiej. Czekałam na nią kilka miesięcy, aż Gwiazdor się zlitował i mi ją wręczył. Nie kryłam zachwytu. Niestety, ale nie mogłam jej przeczytać od razu, ponieważ działam według zasady- czytaj maksymalnie dwie książki na raz. Skończyłam ją dokładnie 8 stycznia (w dzień, w który ją zaczęłam) a piszę o niej dopiero teraz, ponieważ wpisy o lekturach dodaję co dwa tygodnie (od 2018 r:) ).

Zacznijmy od okładki. Widzimy piękną kobietę, z pewnością niezależną, która osiągnęła sukces. Kupuję to. 


Po drugie treść: inspirująca, edukująca, motywująca i pokazująca, że nie ma barier nie do przejścia. 
To, co jest niewątpliwym atutem to pokazanie pewnych spraw z innej (niż dotąd widziałam) perspektywy. Tego, jak kobiety były i są traktowane przez mężczyzn. Do niedawna uważałam, że mamy równe prawa, że tyle się zmieniło od młodości naszych babć. No cóż, warto czytać, bo horyzonty się rozszerzają. Co więcej- warto czytać książki tak wartościowe jak ta.

W przypadku niektórych pozycji wiem po przeczytaniu, że nie zagości w mojej skromnej bibliteczce. Ostatnio zrobiłam selekcję i zostawiłam sobie 31 egzemplarzy ulubionych albumów. W przypadku "Kobiety niezależnej" już przed dostaniem jej wiedziałam, że będzie miała zaszczytne miejsce na półce. Jak to cudownie, że się nie zawiodłam. Często jak mam duże oczekiwania, to ciężko im sprostać i zostaję z rozczarowaniem. Tu było inaczej.

Obszary, w których książka najbardziej mnie zainteresowała i jest bardzo użyteczna: 
-zmiana myślenia o bogactwie i pieniądzach (pieniądze nie są złe, "pieniądze szczęścia nie dają, tym którzy ich nie mają" )
-inwestowanie w siebie bez wyrzutów sumienia
-co do delegowania zadań i organizacji to jestem w tym prawie mistrzem (uczyłam się tego długo, a stawałam się coraz lepsza będąc mamą) jednak komuś, kto nie nabył tej umiejętności-pomoże
-przygotowanie listy swoich kompetencji i sposób na ich rozwijanie 
-ustalanie priorytetów i odpuszczanie sobie (w moim przypadku to była powtórka)
-jednym z najlepszych rozdziałów było "zbieraj pieniądze zamiast kart kredytowych"i uczenie dyscypliny finansowej swoich dzieci" - dużo nawiązań do rozsądnego gospodarowania pieniędzmi i przemycone minimalistyczne rady odnośnie budżetu :)

W książce oprócz treści autorki poznamy kilka inspirujących osób i ich postawy i przekonania oraz drogę do sukcesu. 

Z tej książki można naprawdę wiele wynieść. Ja z pewnością przeczytam ją jeszcze raz albo i dwa w tym roku. 

Polecam, Klaudia :)