wtorek, 13 marca 2018

Michał Szafrański "Finansowy Ninja"

Witam w to wtorkowe popołudnie.
Nadeszła ta niesamowita chwila, w której podzielę się z Wami moją opinią na temat książki , do której miałam dwa podejścia i którą czytałam bardzo długo.

Mowa o gigancie pana Michała Szafrańskiego, autora bloga jaoszczędzacpieniadze.pl . Na początek wytłumaczę, dlaczego czytałam ją dwa razy. Za pierwszym utknęłam w 1/3. Pewnego dnia odłożyłam ją i wróciłam do niej po 3 miesiącach i stwierdziłam, że to była za długa przerwa i w celu przypomnienia zacznę ją od początku. Całość czytałam ponad miesiąc. Nie jest to lektura rozluźniająca do poduszki. Jest to album, który wymaga skupienia i koncentracji. Nad jego stronami czytelnik dokonuje często refleksji, retrospekcji czy najczęściej-analizy.

Zacznę od tego, że po "Finansowego Ninje" sięgnęłam po lekturze kilku tekstów na blogu autora i poleceniach w innych publikacjach (wpisach, filmach na yt czy książkach). Chciałam zmienić coś w swoim życiu, pogłębić wiedzę z zakresu, w którym byłam zieleńsza od żaby i wiedziałam, że potrzeba mi drogowskazu. Jak na prośbę okazało się, że autor bloga taki drogowskaz już nam dał, trzeba tylko po niego sięgnąć. Kupiłam więc książkę, która kosztowała mnie trochę więcej (przypominam, że nie oszczędzałam wtedy i dodatkowe pieniądze zdobywałam poprzez redukcję rozrywki czy jedzenia na mieście) a dzisiaj napiszę czy było warto.

"544 strony wiedzy o oszczędzaniu, zarabianiu, optymalizacji podatkowej i inwestowaniu. Wiedza, którą powinieneś otrzymać w szkole."

Oto słowa Pana Michała, z którymi się zgadzam. W jego książce otrzymamy podstawy wiedzy z zakresu finansów. Poznamy nie tylko instrumenty, ale i sposoby działania oraz wskazówki sprawdzone przez niejedną osobę. Niewątpliwym atutem były "pigułkowe" podsumowania każdego rozdziału, które w sposób bardzo przejrzysty i ultra konkretny systematyzowały najważniejsze zagadnienia rozdziału.  Bardzo podobało mi się to, że na początku autor przedstawił psychologiczne aspekty zarządzania pieniędzmi i ich wydawania. Bardzo dobitnie pokazał paradoks w jakim żyje wiele osób- zarabiamy by wydawać i od razu konsumować to, co trafi w nasze ręce. Tak jesteśmy nauczeni. Tylko ile osób to kwestionuje? :)
Musze przyznać, że ten kilkudziesięciostronicowy wstęp jest ogromnym walorem albumu.

Chciałam napisać teraz o innych rozdziałach, które mi się podobały, ale musiałabym wymienić prawie całą książkę , ponieważ prawie każdy unit był interesujący i wnósł dużo do mojej wiedzy. Wolę najpierw odpowiedzieć na pytanie: Jakie  treści mi się nie podobały?
Nie podobał mi się kalkulator finansowy i rozdział o podatkach. Kalulator dlatego, że przyswajałam go 3 razy z rzędu, ale za każdym razem czytając kolejne strony czułam się tak znudzona, że miałam ochotę odłożyć książkę. Mimo to rozumiem zasadność przytoczenia go w książce (to właśnie narzędzie, swoją drogą przydatne). Rozdział o podatkach-bo podstawy były mi dobrze znane i w sumie to była powtórka z kilkoma wyliczeniami. Nie interesowało mnie to niestety i czytało mi się długo. Chociaż interesuję się w małym stopniu inwestowaniem to niestety ten rozdział w pewnym momencie zaczął mnie nużyć na tyle, że czytałam go chyba najwolniej ze wszystkich. 
Mimo tych kilku minusów warto napisać o świetnym, merytorycznym rozdziale nt.kredytu hipotecznego i kupowaniu a wynajmowaniu domu. Naprawdę dużo z niego wyciągnęłam. "Oszczędzanie na co dzień" i "Finansowy rozkład jazdy" to również moi ulubieńcy. 

Jeszcze raz podkreślę- autor używa bardzo prostego języka, czytając mamy wrażenie jakbyśmy rozmawiali ze znajomym. W dodatku wszystko co możliwe jest rozrysowane. Plus za to. 

Tyle względem treści, bo nie chcę za dużo zdradzać. 

Chcę odnieść się jeszcze do jednej rzeczy. Mianowicie do głosów krytyki, które pojawiają się względem treści książki. W internecie napotkałam opinie osób, które twierdziły, że są rozczarowane tym, że w książce są zbyt podstawowe informacje, że chcą więcej. Osoby te podawały się za czytelników bloga. Powiem tak: dla mnie jako osoby niezaznajomionej z tematem finansów ta książka to święty graal, który jest przewodnikiem i podstawą do dalszego zdobywania wiedzy. Myślę, że autorowi przede wszystkim chodziło o to, aby właśnie taką książkę stworzyć. Jest tam opisane wszystko krok po kroku , o czym powinna dowiedzieć się osoba taka jak ja. Natomiast osoby ,które oczekiwały więcej, dam Wam przykład:
Od wielu lat jestem włosomaniaczką. Boga Anwen czytałam prawie od początku istnienia. Kiedy autorka bloga wydała swoją książkę nie mogłam się jej doczekać. Byłam podekscytowana jak małe dziecko i ją kupiłam. Informacje w niej zawarte okazały się zupełnie mi znane i już wcześniej przyswojone. Jednak zamiast być zła i mieć pretensje byłam w stanie zrozumieć, że od czegoś trzeba zacząć, najlepiej od podstawy i ona tak zrobiła. Pewnie gdyby wydała kolejną książkę to treści byłyby bardziej zaawansowane, jednak na początek to świetnie, że osoby które nie wiedzą tyle co ja będą mogły skorzystać.
Tyle w temacie :)

Na koniec- uważam, że posiadam wspaniałą lekturę. dzięki której będę coraz bardziej świadomą osobą, a moje finanse będą coraz lepiej zarządzane. Jestem człowiekiem, który bardzo często po przeczytaniu jakiegoś albumu pozbywa się go. Mogę zagwarantować sobie i Wam, że tego się nie pozbędę. Mam plan czytać go wyrywkowo w celu gruntowania wiedzy. Bardzo polecam. 

Dziękuję Panu Michałowi za wydanie tak wartościowej książki i życzę dalszych sukcesów zawodowych. Pozdrawiam, Klaudia

piątek, 9 marca 2018

Zamówienie z Minti Shop

Cześć.
Dziś postanowiłam podzielić się z Wami moimi ostatnimi zakupami kosmetycznymi.
Głównie kolorówką (chociaż będą tu dwa produkty z pielęgnacji) i odżywkami do włosów.
Ostatni taki wpis miał miejsce chyba nigdy (albo dwa razy) więc dziś nastał ten piękny dzień.

Zakupy robię rzadko i jeśli już się na coś zdecyduje to jest to przemyślane. Produkty, które zobaczycie poniżej to efekt co najmniej dwóch miesięcy zastanawiania się i kompletowania.

Najpierw pokażę Wam zakupy z Natury i apteki, a później Minti.


Ostatnio brakowało mi masek i odżywek. Te, które wybrałam:
  • Kallos Algi (ma bardzo wysoką opinię na wizażu)
  • Gliss Kur odżywka z olejkami (pachnie obłędnie!)
  • Dove odżywka z lawendą (zapach również piękny)
Jestem w fazie testowania i porównywania ich między sobą. 



Ostatnio postanowiłam przetestować kremy bb i jako pierwszy poleciał ten z Ziaji. 
Skończył mi się także krem do twarzy z Cetaphil, a że jest najlepszy i starcza na ok.3 miesiące to zamówiłam go ponownie :) Używam na dzień. Pod makijaż idealny.
p.s na noc używam Retimax 3000 i muszę przyznać, że moja skóra bardzo pozytywnie na to reaguje


Mój kolor - 020. To już chyba trzecia kredka. Uwielbiam ją. Daje ultra naturalny efekt, ma grzebyczek do wyczesywania nadmiaru produktu. Razem z żelem z Gloden Rose do brwi stanowią duet idealny. 



To czas na gwóźdź programu. 



Za zamówienie zapłaciłam 191 zł. Zapomniałam o korektorze z Hean, ale nie wszystko stracone, jeszcze mogę zamówić. 

Najbardziej zależało mi na peelingu enzymatycznym do twarzy i blend it oraz tuszu do rzęs z Bourjois. 

Co do gąbeczki to używam jej codziennie, gdy nakładam na twarz Revlon. Nie wyobrażam sobie w inny sposób go aplikować. Wybrałam wersję marmurkową, ponieważ wytrzymuje kilka miesięcy codziennego używania, a chodzą głosy, że te w jednym kolorze są dużo gorszej jakości. 


Na bazę z Zoevy zdecydowałam się przez opinie na wizażu. Od roku jestem nakierowana na keeper z Inglota, ale tym razem Zoeva wygrała, bo była na Minti :)

Tusz w 2 egzemplarzach, bo mama też się skusiła. Bardzo go polecam, jest w przystępnej cenie na stronie . Nie skleja, wydłuża i ładnie rozdziela. Mam bardzo nędzne swoje rzęsy, a mimo to lubię działanie tego produktu. 


Kiedy tylko zauważyłam,że mój colorstay się kończy, wiedziałam, że kolejny egzemplarz znajdzie się w koszyku. Najlepszy podkład jaki miałam. Nie zapycha, wygląda jak fotoshop i mimo to nie robi maski. Minusem jest odcień, ponieważ muszę go rozjaśniać, ale z tonu mi pasuje. 

Na Vianek zdecydowałam się w celu testowania kremów bb. Wcześniej kupiłam z Ziaji i chciałam mieć jeszcze jeden do porówania na bieżąco. Ponad to, jedne z moich ulubionych youtuberek MarKa pozytywnie się o nim wypowiadały. 


Czarne mydło z Nacomi to dla mnie peeling enzymatyczny na twarz. Póki co użyłam go 1 raz i jestem bardzo zadowolona, ale to tylko "świeża" i niekompletna opinia :)


To wszystko. Pewnie o niektórych produktach pojawi się za kilka miesięcy opinia. 
Ja zapomniałam o dwóch kosmetykach- wcześniej wspomnianym korektorze Hean i pilniczku, ale tak jak pisałam-wszystko da się nadrobić :)

Spokojnej nocki. ,


wtorek, 6 marca 2018

Kim jest dla mnie moje dziecko ?

Co jakiś czas na blogu pojawiają się wpisy z moją recenzją danego produktu czy książki. Muszę przyznać, że te publikacje to większość treści na stronie. 
Doszłam do wniosku , że chciałabym napisać nie o rzeczy, a o osobie. Nie o produkcie, a o człowieku, który codziennie definiuje mnie na nowo. O mojej dwuletniej córce, która dwa dni temu obchodziła swoje święto. 

Wizją mojego dziecka żyłam od około 15 roku życia, kiedy to poczułam instynkt macierzyński. Ograniczał się wtedy do rozczulenia na widok przyszłej mamy z wystającym brzuszkiem, ale szybko ewoluował. Wiedziałam, że chcę mieć szybko dziecko, bo czułam, że w tej roli będę się sprawdzać. 
Na moje szczęście zaszłam w ciąże po ćwiczeniach z psychologii rozwoju i cały okres prenatalny miałam za sobą, jednak na 2 roku na UKW zaczęły się zajęcia ze wspomagania rozwoju i psychodynamicznego podejścia do okresu prenatalnego i postnatalnego. Także byłam na bieżąco z tym, co się dzieje u mojego maluszka. Stąd też wiele modulacji i bodźcowania Juleczki, która była w brzuszku. Tyle słowem wstępu. 

Okres po porodzie był piękny, ale niesamowicie trudny. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że chociaż kocham nad życie moje dziecko to nie spodziewałam się takiego protestu ego i braku rozpieszczania się choćby lekturą czy wypadem na pizze. To się skończyło. Skończyło się jeszcze wiele innych rzeczy, ale i dużo zaczęło. Symbioza miedzy mną a Julią z każdym dniem przybierała na sile. Na tyle, by poznać swoje stany emocjonalne przez mikroekspresję czy modulację głosu. Julia i ja jesteśmy na to wyczulone. Ona chyba nawet bardziej :) Swoją drogą to niesamowite (i zachwycałam się tym przez bardzo długi czas, nawet teraz) jak matka rozumie swoje dziecko. Zwracałam bardzo dużą uwagę na jej sygnały, nawet jak była bardzo malutka i to się sprawdzało. Jednak opis komunikacji między mną, a Julią może odłożę, bo znowu powstałby tasiemiec. 



Po dwóch latach wspólnej egzystencji widzę jak kolosalny wpływ miała na mnie ta mała wielka istotka, która teraz śpi koło mnie. 

Czuję, że ona mnie określa. Mam wrażenie ,że w niej odbija się moje postępowanie. Jest jak moje lustro. Oczywiście nie jest ze mną zlana (psych.fuzja) jednak widzę w niej moje zachowania, które poprzez modelowanie mają prawo istnieć. 

Julia jest przede wszystkim POWODEM. Powodem dla którego od tylu już miesięcy wstaję z łóżka często o 6 czy 7 w wolne dni (dla dziecka nie ma czegoś takiego jak weekend czy wakacje :D). Jest powodem tego, że się bardziej staram. I to dotyczy wszystkiego. Staram się efektywniej uczyć-by nie musieć poprawiać egzaminów i tracić na to znowu czasu (tylko mieć dla niej czas). Jest powodem tego, że jeżdżę bezpieczniej- bo mamę ma tylko jedną. Jest powodem mojego uśmiechu- nie zawsze, ale często. Jest powodem, dla którego się tak rozwijam-doskonale zdaję sobie sprawę ,że przykład idzie z góry i jeśli ja jestem ambitna i próbuję wielu rzeczy, najprawdopodobniej Julia będzie zachowywać się podobnie. Jest powodem, dla którego bardziej o siebie dbam. Jako jej matka chcę dumnie reprezentować naszą rodzinę, chcę być dla niej zdrowa i silna (stąd jestem aktywna fizycznie). Co więcej- Julia jest powodem mojego minimalizmu. Bo zrozumiałam, że im mniej rzeczy mam tym więcej mam dla niej czasu. To się naprawdę sprawdza. Moja córka jest powodem mojej energii i radości- dokładnie obserwuje jak moja radość wpływa w nią i na odwrót. Jesteśmy dla siebie najlepszym narkotykiem podnoszącym poziom dopaminy i serotoniny. 

Poza tym Julia uczy mnie wymagać od siebie więcej. Patrząc na nią często zadaję sobie pytanie "co mogę robić lepiej/bardziej jako rodzic" i staram się polepszać. Czasami jest to bycie bardziej rygorystycznym czyt.konsekwentym, a czasem jeszcze więcej przytulania. Uczy mnie również czasem zwalniać. Mimo tego, co napisałam- nie jestem robotem, a to czym żyję to doświadczanie bycia w kontakcie z moim dzieckiem. Często łapię się na tym, że kiedy Julia na mnie patrzy, trzyma mnie za rękę to robię "stop klatki", aby móc wracać do tej chwili. To niesamowite słyszeć najpiękniejszy, cieniutki głosik na świecie, który mówi "Mamo" w moją stronę. 

To, czego Julia uczy mnie codziennie to rezygnację z egoistycznych zapędów, które nadal mam wielkie. Przez wiele lat rozpieszczałam się spełniając własne zachcianki i oczekiwania. Nie byłam nauczona wielkich poświęceń, chociaż nie odmawiałam pomocy. Teraz muszę rezygnować ze swoich przyjemności i ona mnie tego uczy. Bo jak jesteś mamą to wiesz, że Ciebie może poboleć, ale zrobisz wszystko, żeby Twojego dziecka nie bolało. To jest właśnie ten rodzaj miłości, który jest ponad Ciebie. 

Reasumując: polecam rodzicielstwo. Nie ma nic trudniejszego, nic bardziej satysfakcjonującego i przede wszystkim uczącego niż bycie rodzicem. 

Na koniec polecam każdemu (rodzicowi, ale i nie tylko) tą piosenkę: Kuba Jutrzyk- Być dla kogoś . Uważam, że jest to podsumowanie tego wpisu. LINK TU KLIK