piątek, 3 czerwca 2016

Macierzyństwo cz.II

Witam ! :) Dzisiaj kilka słów o...porodzie. Czyli czymś, czego bałam się już w pierwszym miesiącu ciąży i o czym śniłam kilkadziesiąt razy.
Słowem wstępu-zawsze chciałam urodzić naturalnie. Co więcej, byłam przekonana, że tak się właśnie stanie. Niestety, nie wszystko idzie w życiu zaplanować.

Jako jedna z nielicznych kobiet urodziłam w terminie, czyli 4 marca (dla ścisłości o 20:05). Tydzień przed porodem miałam tzw."bóle przepowiadające" , które ustąpiły po jakiejś godzinie.
W przeddzień rozwiązania pojechałam z bólami co 5 min do szpitala. Same skurcze zaczęły się o 20 i stawały się coraz bardziej regularne, finalnie na izbie przyjęć byłam ok.23. Mała dygresja: niestety nie jest tak jak na filmach, że wbiegacie i od razu kładą Was na salę porodową, skaczą przy Was itd. Sama procedura przyjęcia, wypełniania karty itp.zajęła 50 minut. Kiedy wreszcie dotarłam na porodówkę zostałam podłączona pod KTG i oczekiwałam z Damianem na Maleństwo. Tylko, że Maleństwo jeszcze nie chciało wyjść. Bóle po 2 h ustąpiły i do 7 rano leżałam w sali z ogólnym bólem brzucha,ale bez mocniejszych skurczów. Wróciłam na oddział położniczy i tam czekałam do 11:30 aż do 16:30, gdzie zaczęli wywoływać poród (podali mi dwie kroplówki wywołujące skurcze). Cóż, boleć bolało, ale Julia nie wychodziła. Co więcej- trzykrotnie spadło jej tętno do bardzo niskiego. "Pewnie się dusi pępowiną" - komentarz niewzruszonej położnej. Pewnie myślała, że odpowiem "aha"... Po kilkugodzinnym stresie o Dziecko i bólach stwierdzono, że mam rodzić naturalnie i już, a że jeszcze nie teraz-to odesłali mnie na oddział. Z nieregularnymi bólami i "duszącym" się Maleństwem. Dodam, że mój lekarz prowadzący musiał opuścić salę około godz.13 , ale od początku mówił o cesarce (na co inni nie chcieli się zgodzić "bo pierworódka"). Na oddziale chodziłam w stresie, a na ironię-kazali mi się przespać, bo "jeszcze dzisiaj będziemy wywoływać". Nikt już nic nie wywoływał, bo przed 20 przyszła położna i oznajmiła mi, że idziemy na cesarkę. Ulga i przerażenie w jednym momencie. Kolejno: cewnik, zastrzyk w kręgosłup, dziwne uczucie szarpania, oglądanie jak Ci rozcinają brzuch w lampie, która znajdowała się nad głową, rozmowa z prof.nauk med.o Lublinie,w którym mieszkał i ... łkanie. Czyli najpiękniejszy dźwięk płaczu jaki kiedykolwiek słyszałam. Płacz MOJEGO Dziecka. Kiedy przyłożyli mi Ją do twarzy,na te kilka sekund ucichła. Niunia dostała 9/10 w skali Apgar, odjęto jej jeden pkt.za zielone wody płodowe. Oznaczało to, że wyciągnęli Ją w ostatnim momencie.

Tak oto minął nam poród :)


Kilka zdj z porodówki : 






Miłego weekendu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz