wtorek, 8 listopada 2016

Macierzyństwo cz.III

Cześć :) Czas na opisanie rekonwalescencji po cesarce i kilka słów o naszym nowym życiu. Zapraszam.

Część trzecia macierzyństwa to dla mnie cały czas aktualny temat. Skupię się głównie na pierwszych dniach bycia Mamą.
Najpierw kilka słów o cesarce. Po zabiegu zostałam przewieziona na salę pooperacyjną. Kazano mi się przespać, ale jak to robić skoro dopiero co zostało się Mamą? :) Czekałam więc na moje Maleństwo i opisywałam Damianowi w smsach jak przebiegała operacja (niestety nie mogłam z nim porozmawiać,bo jak pisałam wcześniej-był zakaz odwiedzin...). W między czasie pielęgniarka co chwilę przychodziła,aby zapytać czy nie mija znieczulenie . Po 23 przyszła na salę położna z moim Skarbem. To było wspaniałe, zobaczyć nieco dokładniej niż na porodówce swoje dziecko. Od razu została dostawiona do piersi i nie napotkałam na żadne komplikacje z tym związane. Tylko trochę bolało :) Pamiętam, że ogarnęła mnie fala ciepła jak Jej mała główka wtuliła się w pierś. Najpierw pogłaskałam jej rączki- wydawały mi się najmniejsze na świecie, później gładziłam jej króciutkie włoski z tyłu głowy. Nigdy nie zapomnę jak ślicznie pachniała i jaka była kruchutka. Po wypiciu mleczka zasnęła mi na ręce. Niestety nie mogłam jej całować,bo zabroniono mi się wyginać-znieczulenie działało, ale następnego dnia takie "wygibasy" mogły skutkować ostrym bólem. Koło 2 w nocy położna przyszła po Juleczkę, a ja miałam czas,żeby się przespać...Cóż. Nie byłabym sobą, gdybym zasnęła z tych emocji. Czułam się wykończona,ale z drugiej strony wiedziałam, że dzieje się za dużo w moim życiu, abym zasnęła. W szpitalu po porodzie byłam trzy doby. W dobie 0 cały czas leżałam i karmiłam Małą.Jadłam jakieś przetarte zupki i piłam zbożówkę.  Dodam,że miałam ogromną ochotę na czekoladę i następnego dnia Damian przywiózł mi trzy Goplany mleczne, które wchłonęłam w ciągu pobytu na sali.W kolejny dzień kazano mi wstawać,ale w ciągu 12 h podczas prób podniesienia się z łóżka zemdlałam łącznie 7 razy. Ból był okropny. Przy każdym poruszeniu w łóżku czułam ranę. Leki przeciwbólowe były do mojej dyspozycji, ale starałam się przyjmować ich jak najmniej, bo chciałam oswoić się z tym nieprzyjemnym uczuciem rwania w dolnej części ciała (nie z zapędów masochistycznych,a ze świadomości,że jeszcze długo nie przestanie mnie boleć). Dopiero na drugą dobę byłam w stanie, z pomocą pielęgniarki pójść pod prysznic. Ulga niesamowita. Wtedy też wstawałam już do Małej, aby wziąć Ją na ręce-do karmienia i przebrać jej pieluchę. Szczerzę przyznam,że bałam się tego przebierania,ale po pierwszym razie czułam,że wszystko jest tak,jak być powinno. Na trzecią dobę przyjechała po nas mama z bratem, bo mój mężczyzna był w pracy. Szłam bardzo wolno,ale doszłam do samochodu. Łukasz nie przekraczał 60 km/h , bo przy każdej dziurze w drodze rana okropnie rwała. Kiedy dojechaliśmy do domu czekało na nas takie przywitanie:


Na łóżku już Malutka :)

Bardzo się wtedy wzruszyłam. Chyba pierwszy raz od porodu poczułam tak okropne zmęczenie. Może zeszły ze mnie te najbardziej silne emocje? A może jak zobaczyłam to łóżko to chciałam sobie poleżeć. Niestety, ale moje uczucia były bardzo ambiwalentne, bo z jednej strony cieszyłam się, że jesteśmy już w domu, ale z drugiej zadałam sobie pytanie "jak ja sobie poradzę?". A jak poradziłam? O tym przeczytacie w kolejnym poście. I obiecuję, że jeszcze w tym tygodniu, a nie za kilka miesięcy :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz