sobota, 12 listopada 2016

Macierzyństwo cz.IV

Dzień dobry!
Opiszę Wam na tą chwilę ostatnią część z serii "macierzyństwo". Postaram się jak najbardziej wyczerpać temat.

Zaczynamy...
Ostatni wpis skończył się tym, że przyjechałyśmy do domu i czekało nas super powitanie. Byłoby jeszcze piękniej, gdyby od początku nam się układało, ale niestety w pierwszy dzień pobytu w domu spotkały mnie dwie niemiłe rzeczy. Pierwsza- mała zupełnie nie mogła się przyssać. Kiedy tylko się udało ciągnęła tak mocno, że bez przerwy płakałam. Po drugie-baby blues to nie żadne kłamstwo. Czułam się fatalnie psychicznie. Przemęczenie, próba zaklimatyzowania się w "nowym" domu (ze względu na nowego członka rodziny), ból po operacji...to wszystko nie napawało radością. Pragnęłam się porządnie wyspać i najeść, a z tego wszystkiego nie zrobiłam jednego ani drugiego. Opisując to, sama zadaję sobie pytanie "dziecko ciągle nie je i nie płacze,miałaś mnóstwo czasu, żeby się ogarnąć" niby tak, ale przypomina mi się sytuacja jak pod wieczór mama przyniosła mi kanapki kiedy siedziałam przy Małej i obserwowałam jak śpi podczas gdy brzuch grał mi marsza, bo nie jadłam kilka godzin. Dziwne,nie ? Ale w tych pierwszych dniach czułam,że muszę być przy Małej, że moje miejsce jest właśnie przy łóżeczku,że jak wyjdę z pokoju ona zacznie płakać...I tak było przez kilkanaście dni,aż wreszcie poszłam po rozum do głowy (ale o tym za chwilę).
Zanim przejdę do opisywania dalszych perypetii nie mogę nie wspomnieć o reakcji członków rodziny na Julię. Po pierwsze przyjechałyśmy w dosyć ciężkim czasie, bo w domu leżał Patryk od ponad tygodnia z zapaleniem krtani i mama wróciła z poważnej operacji i też nie była zbyt sprawna (ale kochana postanowiła odebrać mnie ze szpitala chociaż też ledwo chodziła). Po tygodniu musiała jechać na drugą więc ja zajmowałam się noworodkiem i domem. Mój tata był na tygodniowej delegacji więc był tylko w weekendy. Mimo to bardzo podobało mi się w jaki sposób każdy potraktował Julię. Spokojnie, przedstawiałam Jej każdego po kolei, a po pewnym czasie osoby brały ją na rękę i traktowały od początku z szacunkiem i troską jaki należy się małej,bezbronnej osobie. Od początku Julia dostała od każdego mnóstwo miłości.
Pamiętam jak pierwszego dnia po naszym powrocie Damian przyjechał z pracy (koło 22) i jego  strach w oczach zmieszany z podekscytowaniem. Kiedy brał Julię na ręce miał w oczach łzy. Byłoby super,gdybym się lepiej czuła,ale niestety, po chwili wpadłam w ryk,oznajmiłam że czuje się strasznie, że Mała nie może się najeść i ciągle płacze... I wtedy mój mężczyzna podjął decyzje, że jedzie po mleko modyfikowane i o północy udał się do Świecia, żeby mnie odciążyć i nakarmić córcie. Same widzicie na jakiego Skarba trafiłam :) Julka od początku dała radę pić z butelki. Jedynym problemem były okropne ulewania.
Wracając do mojej nadopiekuńczości. Początek był przez to dla mnie trudny. Każdy kazał mi zwolnić, znaleźć chwilę dla siebie. Momentem przełomowym było jak po 4 dniach od powrotu pojechałam na zakupy z Damianem po pieluchy i może to śmiesznie zabrzmi-poczułam się cudownie. Po niecałych dwóch tygodniach poszłam sama od porodu pierwszy raz na spacer. Trwał on 15 minut,ale dodał mi mnóstwo energii. Co do karmienia- zamówiłam laktator i ściągałam 4 razy w ciągu dnia mleko, w nocy karmiłam piersią albo tym,co zostało ze ściągania. I tutaj mała dygresja- ściągałam mleko przez 4 msc., a później się skończyło i dawałam tylko modyfikowane. Nawet nie wiecie ile razy w tym czasie dostałam pytania jak karmie. Bardzo denerwowało mnie pogardliwe spojrzenie większości osób, a co więcej usłyszałam od kuzynki komentarz " Nie karmisz piersią??? Co z Ciebie za matka?". To zupełnie przelało czarę goryczy. APEL: karmienie z butelki NIE OZNACZA,że jestem gorszą matką, że zaniedbuję dziecko. NIE UDOWODNIONO w badaniach psychologicznych, żeby więź matki i dziecka była mocniejsza zależnie od karmienia metodą naturalną a sztuczną. WIĘŹ buduje okazywanie akceptacji, całowanie, głaskanie, mówienie do dziecka, a nie SPOSÓB KARMIENIA. Proszę to sobie zapamiętać. W dodatku dzieci, które są karmione przez butelkę (mówię o mleku modyfikowanym, nie naturalnym) nie są mniej zdrowe od dzieci karmionych mlekiem matki, jeśli oczywiście zadbamy o  odpowiedni poziom witamin. Kolejna rzecz- z mojj perspektywy karmienie piersią to nic wspaniałego. Myślicie, że jest fajnie nie móc wyjść z domu, pojechać gdzieś bez dziecka? Kobieta karmiąca musi spędzać przy dziecku więcej czasu,bo przecież jak pójdzie na zakupy, które będą trwały dłużej a dziecko będzie chciało jeść to karmiąc TYLKO piersią nikt za nią tego nie zrobi. A zresztą większość kobiet tak karmiących daje mleko na żądanie... Naprawdę mi się nie podobało. I nie myślcie sobie,że próbowałam tylko w szpitalu i jeden dzień w domu. Przez te 3/4 msc. wyglądało to tak, że w większości dostawiałam ją do piersi,ale jeśli pod koniec dnia już nie miałam siły albo Julka nie mogła się najęść,to mleko, które ściągnęłam dawałam jej do wypicia. Z czasem ta proporcja ulegała zmianie, bo więcej dawałam z butelki,mniej próbowałam dostawiać. Wyciągnijcie proszę wiosek z tego taki, że nie każda kobieta może ani chce karmić piersią i to jest wyłącznie jej decyzja i nikt nie ma prawa jej za to potępiać. Gdybym uważała,że cokolwiek co zrobiłam Julce może działać na nią negatywnie- odstąpiłabym od tego.
Jeśli chodzi o mnie to kilogramy zrzucałam bardzo szybko i  rana po 2 tygodniach mnie już prawie nie bolała. Do dnia dzisiejszego miałam bardziej odstający brzuch,ale od dwóch miesięcy coś z tym bardzo aktywnie robię :) Psychicznie też było coraz lepiej. Przyznam,że wszystko unormowało się po 3 miesiącach od porodu. Wtedy przystosowałam się do całej sytuacji i zaczęłam żyć zupełnie inną jakością. Moja rola ze studentki i dziewczyny zmieniła się w matkę, narzeczoną , panią domu, studentkę. Dodam, że ogromną pomoc dostałam od babci i mamy z którymi mieszkam. Babcia odciążała mnie z gotowaniem i pomagała w pracach domowych dopóki sama nie byłam w stanie sobie poradzić z tym chaosem :)
Im dłużej piszę, tym czuję, że jest tego więcej, ale myślę, że nie ma co dzielić się pierwszym pobytem w szpitalu, chrzcinami, wycieczką na podkarpacie czy ząbkami. Tego jest za wiele.

Dla świeżo upieczonych Mam, które być może to przeczytają- dacie sobie radę, z każdym dniem będzie coraz lepiej, cierpliwości. I znajdźcie dla siebie czas :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz