niedziela, 15 października 2017

"Bogaty ojciec, biedny ojciec..." Robert Kiyosaki, Shaton Lechter

Kolejna niedziela, kolejna recenzja. Tym razem po dłuższym czasie z uwagi na to, że nie czytałam książek. Miałam trochę zamieszania z uczelnią i wyjazdem do Anglii (o tym niebawem).

Dzisiaj o bestselerze jednego z przedsiębiorców, który czytałam około 3 tygodnie. Zajęło mi to trochę czasu. Odkładałam ją, wracałam. Wydaje mi się, że treści, które są dla nas trudne w zrozumieniu, czyta się wolniej. Wymaga to większego skupienia i przestawienia sposobu myślenia na czas lektury. 

"Bogaty ojciec, biedny ojciec..." stała na półce mojego brata od około roku i uśmiechała się do mnie z tego miejsca. W dodatku książki o minimalizmie, które przeczytałam w ostatnim czasie ("Chcieć mniej" Kędzierskiej, "Im mniej tym więcej" Beckera czy "Mniej. Intymny portret zakupowy polaków" Sapały) opierały się w niektórych twierdzeniach na książce pana Roberta. Wtedy mój zapał do jej przeczytania osiągnął punkt, w którym po nią sięgnęłam. 

Pierwsze strony czytało mi się bardzo szybko. Historyjka, trochę psychologii i ogólnie przyjemne treści. Pierwszego dnia ze spokojem przeczytałam połowę. Jednak kolejnego nie miałam ochoty po nią sięgać. Tak sobie przeleżała kilka dni, później 10 stron, za dwa dni kolejne 10 stron. I tak to ślimaczym tempem szło.  Bardzo nie lubię tak powoli zgłębiać nowych treści wiec kilka dni emu postanowiłam ją skończyć. Tak też się stało. Jakie refleksje mam po lekturze ? 

Po pierwsze jest to wg.mnie ogromne rozwinięcie "Zbuduj rurociąg, którym popłyną pieniądze", o której pisałam tutaj . Przekazuje o wiele więcej wiedzy, rozwija ją, uczy. Daje wskazówki krok po kroku. Wszystko zaczyna się od zmiany myślenia poprzez działania i osiąganie celów (w bardzo dużym  uproszczeniu ofc). Podoba mi się sposób, w jaki Kiyosaki opowiada o inwestycjach, co nimi nazywa . Nie owija w bawełnę- pisze o ryzyku, o tym, że często się nie udaje, ale tylko dzięki temu, że próbujemy możemy osiągnąć sukces. Aż wstyd przyznać, ale jako ponad 20letnia kobieta nie wiedziałam dokładnie czym są aktywa i pasywa. Pojęcia słyszałam, ale nie wiedziałam co to dokładnie jest. Teraz już wiem, zyskałam świadomość i postawiłam krok na drodze do inteligencji finansowej, której uczy autor. 

Po czytaniu takich czasopism mam wrażenie wielkiej pustki i niedoboru w edukacji. Czego się właściwie uczyłam w szkole? Pierwiastków, budowy pantofelków, dodawania i odejmowania, pisania wypracowań? Nie twierdzę ,że system jest zły, ale twierdzę, że jest dużo do naprawienia. Oczywiście w liceum miałam lekcje PP, czyli podstaw przedsiębiorczości. Tylko jak one wyglądały? Jak były prowadzone? "Pracujcie ciężko, wtedy będziecie mieć pieniądze , a na starość emerytury". Być może nauczycielka mówiła o lokacie, ale niestety nic z tego nie pamiętam. Wierzę, że kiedy Julia będzie dorastać wiedza z zakresu ekonomii będzie stała dla niej większym otworem. Zadbam o to. 

Książka była trudna ze względu na treść, ale autorzy dokonali wszelkich starań, by była napisana przystępnym językiem. Czasami miałam wrażenie, że prościej się nie dało :) Jest ciekawa i otwiera oczy. Mit, że aby robić pieniądze i inwestować trzeba je mieć odszedł do lamusa. Jestem szczerze zainteresowana tą tematyką i pewna, że w krótkim czasie przeczytam ją ponownie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz