wtorek, 17 października 2017

Lot do Anglii z półtorarocznym dzieckiem

Cześć. Ostatnio pisałam o braku czasu ze względu na lot, który odbyłam razem z Julią. Podróżowałyśmy do Anglii. Wraz z moją kuzynką i jej roczną córką, postanowiłyśmy, że odwiedzimy jej męża i rodzinę na wyspach. Nie wykupiłyśmy jednak miejscówek koło siebie i w dwie strony każda odbywała lot ze swoją córką. Zaznaczę, że leciałam pierwszy raz, tak jak moje dziecko. Była to wyprawa na 3 dni i chociaż jest to bardzo krótko, niesamowicie się cieszę, że miałam taką okazję. 

Przygotowywania: 
Lot wykupiłyśmy około miesiąc wcześniej, linie którymi leciałyśmy to Ryanair. Za mnie i Julię w dwie strony zapłaciłam 350 zł. Uważam to za bardzo dobrą cenę. Tym, co mnie dziwło był fakt, że bilet powrotny dla Julii jest droższy od mojego, a mimo to musi siedzieć u mnie na kolanach. Do wyjazdu nie przygotowywałam się jakoś szczególnie. Jedną sprawą, którą musiałam załatwić szybciej, było wyrobienie dowodu Juleczki, na którego czekałam około 3 tygodnie. Dzień przed lotem wydrukowałam bilety, przygotowałam akt urodzenia córki oraz spakowałam walizkę. W podróż oprócz mojej 12kg-mowej towarzyszki wzięłam walizkę (7 kg)oraz wózek. 

Lot:
Lot zaplanowany był na godzinę 10 z Bydgoszczy, aby zdążyć się odprawić-z domu wyjechałyśmy o 7:30, podróż samochodem trwała godzinę. Na lotnisku odmetkowałyśmy wózki, później odprawa i przeszukiwanie wszystkiego (chociaż myślałam, że będzie gorzej). Musiałam rozebrać siebie i Julie z okryć wierzchnich  (oprócz bielizny , spodni i koszulki ofc :D). Kolejno kontrola graniczna i pokazanie dowodów i aktu urodzenia. Następnie czekałyśmy około 40 minut na ostatni punkt przed wylotem- sprawdzenie biletów z dowodami. Kiedy przeszłyśmy już wszystkie formalności musiałam złożyć wózek, oddać go obsłudze i udałam się na swoje miejsce. Pierwszy szok-czemu tam jest tak mało miejsca... ? Dosłownie nie szło przejść, jeśli obok siedziała druga osoba, a  miałam jeszcze Julię na kolanach. Sam start był super. Czułam motylki w brzuchu unosząc się do góry. Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła były komunikaty załogi o loteriach, kupowaniu zdrapek, perfum, kosmetyków :D Czułam się jak na bazarze, gdzie Grażyny nam coś wciskają. No, ale nie narzekajmy. Lądowanie też było przyjemne.











Przylot i lotnisko w Anglii: 
Lądowałyśmy w London Stansted (lotnisko ogromne!). Tam wystarczyło odebrać wózki, pokazać dowody i jechać w gościnę. Nic stresującego nas nie czekało.







Nie będę opisywać samego pobytu, ale miasto, w którym byłyśmy- Ipswitch bardzo mi się podobało. Wszystko z cegły, stary styl. Przytulnie. No i wreszcie ludzie się do siebie uśmiechają, a nie patrzą jak na wariata kiedy chcesz być miły i radosny. 

Powrót: 
Czyli punkt, którego obawiałam się najbardziej. Lot miałyśmy o 8:45 czasu angielskiego, z domu ruszałyśmy o 4:30. Podróż samochodem trwała godzinę. Później czas na okazanie dokumentów i odprawę. Trwało to dłużej niż w Polsce, ale mimo wszystko bardziej mi się podobało. Było więcej miejsca i jakoś ciekawie to wyglądało. Coś tam do mnie mówili, ale zdawało mi się,że słyszę "bla bla bla" więc się głupio uśmiechałam i mówiłam "ok,ok" :D Było śmiesznie. Kolejno punkt, który mnie tak zadziwił... aby dostać się na miejsce, z którego będziemy lecieć musiałyśmy pojechać pociągiem trzy przystanki. Dodam, że chętnych było pełno, a ja miałam Julię w wózku, plecak i walizkę tym razem koło 10 kg (ach ten Primark!). Kiedy już tam dojechałyśmy trzeba było przejść kolejną kontrolę. Minusem były schody...jedne ruchome i cztery poziomy schodów nieruchomych. Nie było możliwości, abym przeszła to z takim bagażem. I tutaj muszę pochwalić naszych rodaków, bo jeden z mężczyzn bardzo mi pomógł. Później, idąc do samolotu pewna młoda Polka zajęła się moim bagażem (a kiedy lądowałyśmy w Bydgoszczy znowu mi pomagała). Naprawdę jestem pod wrażeniem. Coś chyba się zmienia na lepsze :) 

Lot powrotny:
sama podróż była dokładnie taka sama jak do Anglii z jednym małym minusem, że lądowanie było trochę bardziej "trzęsące" . 











Jakie rady mogę udzielić osobom, które podróżują z dzieckiem samolotem? 
-miejcie pod ręką nawilżane chusteczki i picie 
-smoczek też się przydaje :)
-w samolocie nie ma zbyt wiele miejsca więc odradzam branie zabawek, a zalecam zgranie sobie bajek na telefon
-cierpliwości i wyrozumiałości dla dziecka, dla niego to także ogromne przeżycie


Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz