wtorek, 26 grudnia 2017

Czy warto kupować duplikaty?

Odkąd staram się ograniczyć mój dobytek zauważałam pewną tendencję. Niektóre z moich rzeczy posiadam w duplikatach. Mowa o dwóch szminkach,z czego jedna jest rozpoczęta, a druga jeszcze zamknięta, dwóch płynach micelarnych ("bo była promocja) i innych rzeczach. Wiem dlaczego te rzeczy były kupione- bo lubię ich działanie, bo warto, bo i tak zużyję. Jednak czy naprawdę? 

Niestety, ale sytuacja nie wygląda tak dobrze jak by się wydawało. Kupując podwójne rzeczy często zapominamy, że tą pierwszą będziemy zużywać nie w ciągu tygodnia , ale kilku miesięcy. W tym czasie na rynek wyjdą nowe kosmetyki, nowe hity/KWC i pewnie będziemy mieli ochotę na coś innego. Poza tym oprócz danych kosmetyków mamy jeszcze inne z tej kategorii, które w międzyczasie używamy (kolorówka). Czasami, aby duplikat został otwarty musi poczekać pół roku albo i dłużej. 

W dodatku nasz mózg działa w taki sposób, że lubi urozmaicenie, nowe bodźce. No, ale tu czeka go zawód, bo przecież czeka na nas drugie opakowanie tego samego produktu, które trzeba zużyć. A często nie ma się na to ochoty. Bo czym innym jest pragnienie posiadania dwóch (według nas) świetnych rzeczy, kiedy je kupujemy, a czym innym wykańczanie ich przez kilka miesięcy. 

Jestem fanką niektórych kremów, szamponów itp. jednak nigdy nie zdarzyło mi się, abym była zadowolona z tego, że kupiłam dany kosmetyk w nadmiarze. Wybaczcie, raz. Na początku wakacji w Biedronce była promocja na płyn micelarny z Garniera "kup jeden , a drugi otrzymasz za połowę ceny" i chociaż cieszę się, że go mam, bo jest super, to przez kilka miesięcy trzymając go w szafce odczuwałam podirytowanie tym, że stoi tam coś, co spokojnie sobie czeka i jest nieużywane. Drugi raz bym chyba tego nie kupiła. 

Ta zasada ma również zastosowanie do innych rzeczy. Przykładowo na początku studiów kupiłam sobie kilka dużych notesów i zeszytów. Myślicie, że je wykończyłam ? Połowa z nich mieszka nadal w mojej szafie na papiery i sukcesywnie, dzień za dniem ginie z nich po jednej kartce. Moim sposobem jest zapisywanie na nich rano zadań, które muszę wykonać danego dnia. Wieczorem kartka ląduje w koszu. 

Obecnie najbardziej męczę się ze świeczkami. Tak, niby tym, co kocham. Już nie. Od jakiegoś czasu (chyba od początku roku) przestało podobać mi się palenie świeczek. Wolę moje cotton balls przy łóżku, robią klimat. W dodatku utrzymujący się zapach świeczek tak mnie drażni, że zapalając je otwieram okno, a nie o to chodzi. Zostało mi jeszcze jedno opakowanie 12 świeczek. Chociaż mogłabym je wyrzucić nie zrobię tego, bo chcę być odpowiedzialna za moje wcześniejsze decyzje zakupowe i poczuć ten ciężar przedmiotów jakie zgromadziłam (myślę, że to mocno mnie powstrzyma przed kolejnym wyrzucaniem pieniędzy w błoto). 

Jeśli chodzi o ubrania moje zdanie jest nieco odmienne, ale nie zupełnie inne. Kupowanie po dwa ubrania na raz jest moim zdaniem dobre, dla tych, którzy świetnie znają swój styl i są pewni, że będą w czymś chodzić. Ja mam np.w szafie 4 czarne t-shirty oraz 4 białe. I jestem pewna, że nadal z taką częstotliwością będę je ubierać. Nie kupiłam ich hurtowo-od razu po kilka, ale mam ich kilka, ponieważ je używam (i sprawdzam też jakość różnych marek). Sama nie wiem czy kupiłabym kilka sztuk np.bluzki, bo nie widziałabym w tym dla siebie sensu- mam już tyle ubrań, że dwie/trzy kolejne nie byłby mi potrzebne.  Jednak są rzeczy, które kupiłam w 3/4-pakach mowa o skarpetkach i majtkach. Mimo to nie zawsze jest to doby wybór. Mam swoje ulubione czteropaki w Martesie , konkretnie stópki z Nike. Są w cenie 40 zł za 4 pary i ich jakość jest naprawdę fajna. Jednak ponad rok temu zdecydowałam się na skarpety z H&M i żałuję. Zachwyciły mnie pastelowe kolory i teraz naprawdę staram się je znosić. W dodatku nie polecam również z tego sklepu majtek. Po kilku praniach wyglądają bardzo słabo (chociaż te klasyczne są wygodne).

Kolejną rzeczą, którą uważam za błąd to kupowanie lakierów hybrydowych w nadmiarze. Zanim odkryłam w jakich kolorach czuję się najlepiej minęło sporo czasu. Czasu, w którym kupowałam, aby się przekonać. Nie wpadłam na pomysł jak wiele osób wokół mnie ich używa. Wystarczyłoby się wymienić i sprawdzić. Hybrydy posiadam od prawie trzech lat i część z lakierów, które kupiłam na początku muszą wylądować w koszu, ponieważ nie zdążyłam ich zużyć. Przykre na to patrzeć, a jeszcze gorsze- wyrzucać. Mam nauczkę.

Myślę, że przykładów mogłabym mnożyć, ale nie ma to na celu wyliczać wszystkich moich grzechów. Celem jest natomiast pobudzenie refleksji nad tym, co robimy ze sowimi pieniędzmi, czasem (każdej rzeczy musimy go poświęcić) i czy w zakupowym poświątecznym szaleństwie faktycznie musimy wybrać się na zakupy.

Pozdrawiam :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz