Witam w kolejny piękny dzień. Zaprezentuję Wam dzisiaj kosmetyki, które od 3 miesięcy goszczą w mojej toaletce. Kilka z nich zamówiłam całkiem niedawno, ale już przetestowałam. Mowa o paletce Glambox. w której znajdują się cienie Glamshadows.
Od roku zastanawiałam się nad inwestycją w porządne cienie, które mnie zadowolą (pigmentacja+ trwałość). Rozważałam przede wszystkim Inglota, bo naczytałam się pełno opinii o tych produktach. Wiedziałam, że nie będzie to paletka skompletowana odgórnie, a taka, której kolory sama wybiorę. Zazwyczaj, gdy kupowałam "gotowe" paletki-były w nich cienie, których w ogóle nie ruszałam. Doszłam do wniosku, że jest to marnotrawstwo i postanowiłam, że sama zadecyduję których kolorów będę używać. Mój wybór padł jednak na cienie Glamshadows:
Tak paleta prezentuje się od przodu, tyłu i środka. Jest ona magnetyczna, ma miejsce na 12 cieni. Można do niej włożyć także bronzery, ocieplacze,róże czy rozświetlacze z serii kosmetyków Hani.
Jej wygląd od razu mnie urzekł. Pudełko jest wykonane z tektury, a w środku znajduje się plastikowa "szybka", aby widzieć produkty w opakowaniu. Po pewnym czasie od jej używania nadal mi się podoba, jednak wolałabym, żeby ta szybka była wykonana z czegoś bardziej porządnego, a sama paletka zrobiona z plastiku. W dodatku naturalnym jest, że szybko się brudzi, ale to było do przewidzenia. Magnes jest bardzo mocny i mam pewność, że żaden z produktów nie wypadnie. Paleta na 12 cieni to koszt 29 zł.
Cienie, na które się zdecydowałam (od lewej, I rząd, na ręce w takiej samej kolejności):
-matowy cielak
-budyniowy
-flamingo
-cytrynowa mgiełka
-Ej Rudy!
-kakaowa cegła
-różowe złoto
-złota pistacja
-tango
-bingo
-wytrawny róż
-palona kawa
Od razu zaznaczę, że jestem zakochana w tych nazwach. Wreszcie coś polskiego :) Cienie mają 1,8 g i kosztują 12 zł za sztukę. Jeśli zdecydowałabym się na beztalkowce to płaciłabym za cień 16 zł jednak owego w mojej kolekcji nie ma. Łącznie za paletkę z cieniami zapłaciłam 173 zł.
Zacznę od tego , że jedynym cieniem ,który mi się nie podoba jest złota pistacja (na swatchu na ręce jej nie widać, jest piąta od prawej strony). Nie wygląda zbyt dobrze do moich oczu i urody. W dodatku w porównaniu do reszty cieni jest bardzo słabo napigmentowana. Jednak używam jej,bo chcę jak najszybciej kupić dla niej zamiennik (mam już wybrany kolor).
Co do reszty- używam kolorów z taką samą regularnością. Po pierwszym użyciu byłam w głębokim szoku, bo nie wiedziałam, że cienie mogą być aż tak bardzo napigmentowane i tak pięknie się rozcierać. Do dzisiaj używa mi się ich najlepiej i w dni, kiedy zmuszam się , aby wykańczać moje pozostałe produkty zawsze mam w głowie "Glamshadows to lepsza opcja". Dodatkową zaletą produktów jest to, że cienie nie zbierają się w załamaniu. Moja powieka jest dosyć "trudna" ze względu na to, jak łatwo się tłuści i "zbiera" wszystkie produkty w załamanie, jednak z tym kosmetykiem coś takiego mi nie straszne. Jestem także bardzo zadowolona z jasnych, bazowych cieni (matowego cielaka i budyniowego), ponieważ są to pierwsze jasne cienie, pod które nie muszę używać żadnego kolorowego produktu, który zakryje żyłki na powiece.
Z paletki jestem bardzo zadowolona i na pewno będę w nie dalej inwestować. Za jakiś czas, kiedy wykończę moje inne paletki mam zamiar dla porównania kupić kilka cieni z Inglota i porównać je ze sobą.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz