Nie sądziłam,że maść okaże mi się niezbędna do czegoś innego,po zaledwie paru dniach. Do czego? Ano do pielęgnowania tatuażu,który WRESZCIE sobie zrobiłam. Jest to mały symbol na lewym nadgarstku,który ma dla mnie b.duże znaczenie. Jednak nie będę się nad tym rozwodzić,nie o tym wpis.
Dziś mija 5ty dzień odkąd się dziabałam i muszę przyznać,że rana strasznie swędzi. Naskórek złuszczył się już prawie w 80 % . Pierwsze 4 godziny od zrobienia trzymałam ranę pod folią,po czym zdjęłam ją na parę godzin i założyłam ponownie,do spania.Cały czas smaruję go ok 4-6 razy dziennie,cienką warstwą maści (teraz już 4 i mniej). Tatuaż przemywam delikatnie wodą nie używając produktów zapachowych,zabarwionych itp. Nadal odczuwam ból,kiedy go dotykam-w końcu to rana,nie ma się co dziwić ( :D ) . Z rozmowy,którą przeprowadziłam w salonie wywnioskowałam,że póki co,jest to jedna z najlepszych maści,która wspomaga gojenie.
Takie tanie,a tyle zastosowań :)
p.s już się nakręcam na kolejne dziaranie...wiedziałam,że to uzależnia , damn :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz