piątek, 27 maja 2016

Macierzyństwo cz.I

Cześć! Długo mnie nie było i z pewnością jeszcze jakiś czas mnie nie będzie (sesja...), ale chciałam się z Wami czymś podzielić. Mam zamiar napisać parę słów o doświadczeniach związanych z macierzyństwem z perspektywy świeżo upieczonej mamy. Podzielę tą serię na kilka części. Moja córeczka ma niespełna 3 miesiące i zazwyczaj mam trochę wolnego czasu wieczorami. Obecnie spędzam je na nauce, ale za miesiąc piszę ostatni egzamin i wrócę do regularnego blogowania.

Na początku chcę zaznaczyć,że :
a)nie jestem feministką
b)nie narzekam, a przedstawiam moje odczucia
c)wszystko o czym pisze odnosi się do mnie, do tego jak ja przechodziłam okres ciąży, poród itd.

Kiedy mamy to już za sobą, możemy zaczynać :)


Ciąża. 
9 miesięcy, które w chwili obecnej wydają mi się niesamowicie krótkie,podczas noszenia Dzidzi w brzuchu bardzo się dłużyły. Muszę przyznać, że był to dla mnie jeden z bardziej sensualnych i trudnych okresów w życiu. Od razu chcę powiedzieć, że z mojego punktu widzenia ciąża jest trochę przereklamowana. Dlaczego? Ponieważ na początku zasypiałam na stojąco po 3 godzinach normalnej egzystencji, (spałam w nocy 9 h,w dzień miałam po trzy drzemki jedno lub dwu godzinne) wymiotom nie było końca, co w efekcie po 3 miesiącach zaczęło mnie już bawić (doszło do tego,że robiło mi się niedobrze po wypiciu wody niegazowanej). Po drugie to, co wyprawiają w tym czasie hormony to chyba jakiś żart. Płakałam na każdej bajce dla dzieci, potrafiłam się zirytować bez powodu, miałam pełno dołów i momentów wielkiej euforii-jednego dnia. I to trwało całe 9 msc. Podczas ciąży niemiłosiernie swędział mnie brzuch (dla niewtajemniczonych- to przez rozciąganie skóry). Pod koniec, w około 8 miesiącu , kiedy był zdecydowanie widoczny i ładnie odstawał musiałam bardzo uważać na inne osoby, aby przypadkiem mnie nie "zahaczyły". Ponadto starałam się być czujna i zwracać uwagę na to, jak chodzę, bo w czasie stanu błogosławionego panowała 'solidna' zima. Moja prędkość osiągała w porywach max 2 km/h. Od 6 miesiąca miałam zadyszkę przy wchodzeniu po schodach, spacery z dnia na dzień stawały się coraz trudniejsze do pokonywania (mimo to chodziłam codziennie 2 km na uczelnie aż do 9 msc). Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że kiedykolwiek będę miała problemy z ubieraniem butów. Uwierzcie mi, że po 7 msc.jest to problem i to duży. Tak samo skarpetki. Ostatni msc. to nie była przyjemność- macica bardzo uciskała na przeponę i nie mogłam zbyt dobrze oddychać. Bóle pleców były na porządku dziennym. Badanie krwi miałam co dwa tygodnie, ponieważ mam krew Rh- (dzięki temu miałam dwa razy zastrzyk tam niżej,gdzie słońce nie dociera) i mógł wystąpić konflikt serologiczny , a także mam niedoczynność tarczycy i anemię (której de facto się "pozbyłam" po ciąży). Rzeczą, która chyba najbardziej mnie w tym wszystkim zasmuciła (i teraz pierwszy raz będę narzekać) było podejście ludzi. Jeździłam prawie codziennie autobusami czy tramwajami i ANI RAZU nikt mi nie ustąpił miejsca. Raz sama o to poprosiłam, bo robiło mi się słabo. Uwierzcie, podróż z nadbagażem +9 kg nie należy do najprzyjemniejszych. Bolą nogi, brzuch i robi się duszno. W dodatku ani razu nie zdarzyło się, żebym weszła bez kolejki do lekarza czy aby ktoś mnie przepuścił w kolejce do kasy sklepowej. Cóż, wyobrażałam to sobie inaczej...Może jestem idealistką. 
Jednak ciąża ma też swoje plusy. Największymi, najcudowniejszymi i najwspanialszymi momentami jakie mogłam doświadczyć, było usłyszenie bicia serduszka Małej. Za każdym razem wychodziłam ze łzami w oczach. Byłam niesamowicie wzruszona czując pierwsze ruchy Julii. Mogłam patrzeć i słuchać godzinami jak Damian mówił do brzuszka bajeczki. Wzruszało mnie kiedy prawie codziennie rano Patryk całował brzuch na 'dzień dobry'.Sama co wieczór czytałam po jednej bajce na dobranoc mojej Niuni. Od 5 msca codziennie po 10-15 minut słuchałyśmy muzyki klasycznej (aż do końca ciąży). Fenomenalne było, kiedy za każdym razem, gdy zaczynałam płakać Julka zaczynała się ruszać w brzuszku i przestawała dopiero, gdy skończyłam. Jak tylko zobaczyłam Ją na usg zamurowało mnie i nosiłam zdjęcie zawsze przy sobie. Czułam się wspaniale urządzając nasz pokój, kupując pampersy czy piorąc ubranka. Podobało mi się,że bliscy tak o nas dbali (na obiad babcia i mama robiły mi to, na co miałam ochotę :D). Jednym z większych plusów był...porost włosów :D Jak ja się cieszyłam, że w ciągu miesiąca miałam 2,5 cm przyrostu. Moja cera była bardzo ładna (czasami coś tam wyskoczyło,ale ogólnie super). Jedynie paznokcie nadal były kruche i łamliwe. Podczas tych 9 msc. miałam ogromne wsparcie w rodzinie, ale jeszcze większe w Damianie i Karolinie-dzięki nim ten czas był jeszcze bardziej wyjątkowy. 
Cóż, wnioski możecie sami sobie wyciągnąć. Ja chcę tylko nadmienić, że tak jak napisałam na początku- ciąża nie jest do końca taka, jak wiele osób ją przedstawia (czy to w tv,czy w czasopismach). Wydaje mi się, że kobiety boją się albo wstydzą mówić o tym, że nie jest aż tak fajnie. W sumie się temu nie dziwie, bo kiedy ktoś się mnie zapytał co i jak ,a ja odpowiadałam o jakiejś negatywnej cesze to zaraz ta druga osoba " No , ale pewnie i tak jest super.." " Co ty mówisz,nie narzekaj, super masz,też bym tak chciała" itd. Chyba większość osób nie chce usłyszeć prawdy :P  







Część druga-niebawem :) Pozdrawiam :*


1 komentarz:

  1. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg ! Świetnie opisane, czyta sie jednym tchem !

    OdpowiedzUsuń