Co jakiś czas na blogu pojawiają się wpisy z moją recenzją danego produktu czy książki. Muszę przyznać, że te publikacje to większość treści na stronie.
Doszłam do wniosku , że chciałabym napisać nie o rzeczy, a o osobie. Nie o produkcie, a o człowieku, który codziennie definiuje mnie na nowo. O mojej dwuletniej córce, która dwa dni temu obchodziła swoje święto.
Wizją mojego dziecka żyłam od około 15 roku życia, kiedy to poczułam instynkt macierzyński. Ograniczał się wtedy do rozczulenia na widok przyszłej mamy z wystającym brzuszkiem, ale szybko ewoluował. Wiedziałam, że chcę mieć szybko dziecko, bo czułam, że w tej roli będę się sprawdzać.
Na moje szczęście zaszłam w ciąże po ćwiczeniach z psychologii rozwoju i cały okres prenatalny miałam za sobą, jednak na 2 roku na UKW zaczęły się zajęcia ze wspomagania rozwoju i psychodynamicznego podejścia do okresu prenatalnego i postnatalnego. Także byłam na bieżąco z tym, co się dzieje u mojego maluszka. Stąd też wiele modulacji i bodźcowania Juleczki, która była w brzuszku. Tyle słowem wstępu.
Okres po porodzie był piękny, ale niesamowicie trudny. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że chociaż kocham nad życie moje dziecko to nie spodziewałam się takiego protestu ego i braku rozpieszczania się choćby lekturą czy wypadem na pizze. To się skończyło. Skończyło się jeszcze wiele innych rzeczy, ale i dużo zaczęło. Symbioza miedzy mną a Julią z każdym dniem przybierała na sile. Na tyle, by poznać swoje stany emocjonalne przez mikroekspresję czy modulację głosu. Julia i ja jesteśmy na to wyczulone. Ona chyba nawet bardziej :) Swoją drogą to niesamowite (i zachwycałam się tym przez bardzo długi czas, nawet teraz) jak matka rozumie swoje dziecko. Zwracałam bardzo dużą uwagę na jej sygnały, nawet jak była bardzo malutka i to się sprawdzało. Jednak opis komunikacji między mną, a Julią może odłożę, bo znowu powstałby tasiemiec.
Po dwóch latach wspólnej egzystencji widzę jak kolosalny wpływ miała na mnie ta mała wielka istotka, która teraz śpi koło mnie.
Czuję, że ona mnie określa. Mam wrażenie ,że w niej odbija się moje postępowanie. Jest jak moje lustro. Oczywiście nie jest ze mną zlana (psych.fuzja) jednak widzę w niej moje zachowania, które poprzez modelowanie mają prawo istnieć.
Julia jest przede wszystkim POWODEM. Powodem dla którego od tylu już miesięcy wstaję z łóżka często o 6 czy 7 w wolne dni (dla dziecka nie ma czegoś takiego jak weekend czy wakacje :D). Jest powodem tego, że się bardziej staram. I to dotyczy wszystkiego. Staram się efektywniej uczyć-by nie musieć poprawiać egzaminów i tracić na to znowu czasu (tylko mieć dla niej czas). Jest powodem tego, że jeżdżę bezpieczniej- bo mamę ma tylko jedną. Jest powodem mojego uśmiechu- nie zawsze, ale często. Jest powodem, dla którego się tak rozwijam-doskonale zdaję sobie sprawę ,że przykład idzie z góry i jeśli ja jestem ambitna i próbuję wielu rzeczy, najprawdopodobniej Julia będzie zachowywać się podobnie. Jest powodem, dla którego bardziej o siebie dbam. Jako jej matka chcę dumnie reprezentować naszą rodzinę, chcę być dla niej zdrowa i silna (stąd jestem aktywna fizycznie). Co więcej- Julia jest powodem mojego minimalizmu. Bo zrozumiałam, że im mniej rzeczy mam tym więcej mam dla niej czasu. To się naprawdę sprawdza. Moja córka jest powodem mojej energii i radości- dokładnie obserwuje jak moja radość wpływa w nią i na odwrót. Jesteśmy dla siebie najlepszym narkotykiem podnoszącym poziom dopaminy i serotoniny.
Poza tym Julia uczy mnie wymagać od siebie więcej. Patrząc na nią często zadaję sobie pytanie "co mogę robić lepiej/bardziej jako rodzic" i staram się polepszać. Czasami jest to bycie bardziej rygorystycznym czyt.konsekwentym, a czasem jeszcze więcej przytulania. Uczy mnie również czasem zwalniać. Mimo tego, co napisałam- nie jestem robotem, a to czym żyję to doświadczanie bycia w kontakcie z moim dzieckiem. Często łapię się na tym, że kiedy Julia na mnie patrzy, trzyma mnie za rękę to robię "stop klatki", aby móc wracać do tej chwili. To niesamowite słyszeć najpiękniejszy, cieniutki głosik na świecie, który mówi "Mamo" w moją stronę.
To, czego Julia uczy mnie codziennie to rezygnację z egoistycznych zapędów, które nadal mam wielkie. Przez wiele lat rozpieszczałam się spełniając własne zachcianki i oczekiwania. Nie byłam nauczona wielkich poświęceń, chociaż nie odmawiałam pomocy. Teraz muszę rezygnować ze swoich przyjemności i ona mnie tego uczy. Bo jak jesteś mamą to wiesz, że Ciebie może poboleć, ale zrobisz wszystko, żeby Twojego dziecka nie bolało. To jest właśnie ten rodzaj miłości, który jest ponad Ciebie.
Reasumując: polecam rodzicielstwo. Nie ma nic trudniejszego, nic bardziej satysfakcjonującego i przede wszystkim uczącego niż bycie rodzicem.
Na koniec polecam każdemu (rodzicowi, ale i nie tylko) tą piosenkę: Kuba Jutrzyk- Być dla kogoś . Uważam, że jest to podsumowanie tego wpisu. LINK TU KLIK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz