sobota, 12 września 2015

Zamówienie z e-zebra

Jakiś czas temu złożyłam zamówienie na jednej z bardziej popularnych stron internetowych z kosmetykami http://www.ezebra.pl/ . Największym walorem kupowania w tej drogerii internetowej jest niska cena za produkty,które stacjonarnie są czasami dwukrotnie droższe. Polecała mi ją również przyjaciółka,która nieco wcześniej zamówiła parę kosmetyków więc postanowiłam zaryzykować.
Wrażenia ? Cóż,niemiłe. Na początku wszystko wydawało się ok (no bo co niby miało być nie tak?).Niestety,paczka z kosmetykami nie dochodziła ponad tydzień. Na mailu zostałam poinformowana,że to wina dostawców,którzy nie przywieźli na czas kosmetyków do owego sklepu. Cóż,jak składałam zamówienie to nie było żadnej informacji o brakach produktów w magazynie. Po ok 10 dniach otrzymałam paczkę i na ceneo wystawiłam niezbyt pochlebną opinię (gdyż otrzymałam jeden produkt za mało-zgadnijcie czemu?dostawca nie przysłał...). Od razu otrzymałam wiadomość od sklepu "Bardzo nam przykro....czy nie chciałaby Pani przyjąć od nas bonu na kolejne zakupy w ramach rekompensaty" Na co moja odp.brzmiała nie inaczej jak "Oczywiście..." . Wszystko pięknie,ale kolejna wiadomość "Zaraz Pani wyślemy,ale prosimy o usunięcie tego komentarza.." itd. Cóż,20 zł bonu zawróciło mi w głowie i postanowiłam unieważnić opinię,ale nie omieszkałam opisać całej sytuacji na blogu. Mam nadzieję,że nikt mnie nie będzie za to ścigał :P
Jak widać moje wrażenia z ezebrą są mieszane,ale znam osoby,które zamawiają często i nikt z nich nie miał takiej sytuacji jak moja. Można?Można.
Przejdźmy do ciekawszej części postu,mianowicie kosmetyków które zamówiłam :


Środek wyglądał tak :) Mały kartonik ze skarbami :)


Zamówiłam 4 kosmetyki Sally Hansen,a doszły 3. Niestety wysuszacz (ten czerwony) był tylko jeden i musiałam się obejść smakiem oddając go kuzynce,która składała na niego zamówienie.
Żelu do skórek użyłam 2 razy i muszę przyznać,że był to jeden z najlepszych kosmetyków z całego zamówienia. Jest bardzo dobry,niesamowicie zmiękcza skórki.Od bardzo dawna miałam problem z usuwaniem ich ze stóp,ale teraz to parę minut i po kłopocie. Trzeba z nim uważać,aby nie trzymać za długo,bo jest naprawdę silny, 


Dwa moje największe must have to korektor zachwalany przez Karolinę i youtuberki-Catrice Camouflage 010 Ivory oraz produkt,już drugi z tej serii "Don't pink of it!" Bourjois. Jeśli chodzi o pierwszy produkt jestem zachwycona. Przebija nawet mój kochany Rimmel match perfection (kolor 030). Jedyne do czego mogę się przyczepić to sposób aplikacji,ale już myślę o dokupieniu pędzelka. Nadzieje jakie pokładałam w matowym produkcie Bourjois szybko prysły...Oczarowana niezdzieralnością "Peach Club" (z tej samej serii) zapragnęłam mieć wszystkie.Wybór padł na kolor idealny,ale niestety zjada się nieporównywalnie szybko co 04.


Nie byłabym sobą,gdybym nie kupiła chociaż jednego produktu do włosów,wybór padł na Joanna Naturia awokado i kiełki pszenicy. Zaopatrzyłam się także w płyn dwufazowy z Delii. Hmm...oba produkty okazały się klapą. Na pewno będę ich jeszcze używać,ale po Joannie zauważyłam: wielki puch i miliony odstających włosków na całej głowie (to nie baby hair),ponadto czego nie mogę wybaczyć temu produktowi po pierwszym spryskaniu śmierdzi...rybą! nie tylko na moich włosach...I to nie jest kwestia tego,czy używam go od razu po myciu,czy dzień po.Śmierdzi i już. Delia nie okazała się lepsza. Nie zmywa,zostawia mega tłusta powłokę na oku,film. Bardzo nie polecam,nie rozumiem zachwytów...



Na koniec najzwyklejsze patyczki do paznokci i szklany pilnik :) 


Całuję! :*




sobota, 15 sierpnia 2015

Obecna pielęgnacja twarzy

Nigdy takowego postu nie pisałam,ponieważ temat pielęgnacji twarzy miałam w głębokim poważaniu. Mama czasami kupiła krem under twenty,czasem inny i się używało. O żelach czy tonikach nie miałam pojęcia w sumie do niedawna. Pół roku temu postanowiłam zaradzić coś na moje zaskórniki,ale nawet nie wiedziałam jak się zabrać do tematu.
Kiedyś,na spotkaniu 'avonu' pani kosmetolog powiedziała mi,że mam skórę naczynkową (co sama zdążyłam zauważyć) i suchą. Było to 2 lata temu. Od tego czasu skóra zmieniła się na mieszaną, przy nosie porobiły mi się drzewka z naczynek,które można usunąć jedynie poprzez zabieg laserowy. Krem z La Roche Posay w cenie ok 150 zł nie pomógł. Jedyne co mi po nim zostało to pamięć-jego kawowego smrodu. Parę miesięcy temu postanowiłam "zaszaleć" i zafundować mojej skórze dodatkowe oczyszczenie w postaci biedronkowego żelu do mycia twarzy-Bebeauty delikatny żel krem do mycia twarzy (ten różowy). Ponad to skusiłam się jeszcze na peeling z tej samej firmy i używałam go sporadycznie (finalnie po 3 mies.od otwarcia tubkę z połową produktu wyrzuciłam). Dodam,że rok temu zamówiłam sobie szmatkę muślinową,bo cała blogosfera od dawna się nią zachwycała..naiwna ja myślałam,że każdy mój zaskórnik zniknie z powierzchni mojej twarzy-o jak bardzo się myliłam. Przez ostatni rok używałam też kremu-Lirene do skóry naczynkowej.
Od pewnego czasu postanowiłam zrobić "coś więcej" dla mojej skóry. Pewien czas to okres ok.3 miesięcy powiedzmy półświadomej pielęgnacji skóry mojej twarzy. Dlaczego półświadomej? Ponieważ nie wiem wszystkiego,cały czas zagłębiam się w temat i wiele rzeczy stosuję intuicyjnie. Obecnie moim głównym celem nie jest eliminacja wągrów i "przyjaciół" na brodzie (sporadycznie się pojawiają). Liczę,że będzie ich coraz mniej,bo moja skóra dojrzewa. Obecnie,skupiam się właśnie na naczynkach.Chcę je wzmocnić. Zamiast witaminy C jem dużo owoców (truskawki mają jej ogrom),nawadniam się i dbam o skórę produktami,które zobaczycie poniżej:
Rano-zmaczam gąbkę z celulozy (Rossmann 2pak ok 5 zł) letnią wodą,nalewam na nią żel Pharmaceris i myję dokładnie twarz. Po wyschnięciu na wacik kosmetyczny nalewam tonik,na moich "przyjaciół",którzy czasami wyskakują aplikuję spirytus salicylowy. Kiedy mam zamiar spędzić dzień poza domem używam kremu z filtrem 50 Iwostni,jeśli nie,to tylko krem na naczynka :) Wieczorem to samo (żelem zmywam makijaż,nie szczypie i nie nakładam już blokera :) ) .
Cała filozofia i obecna rutyna,pozdrawiam :)





środa, 5 sierpnia 2015

Herbata mrożona na upalne dni

Cześć! Z racji tego,że pogoda nas nie oszczędza i już o 9 na termometrach widać 30 C postanowiłam dodać wpis,który być może komuś ułatwi (tak jak mi) przeżycie upałów.
Zieloną herbatę pokochałam na studiach,kiedy w miesiącach zimowych kombinowałam z herbatami
(wcześniej w domu tylko czarna Saga). Co prawda nie piję takiej "prawdziwej" liściastej,a korzystam z łatwiejszej wersji-w torebkach. Tłumaczę się brakiem odpowiedniego kubka,ale mam już w planach zakupienie go przy najbliższej okazji :)
Przejdźmy do zdecydowanie prostego przepisu na napój,którym się właśnie raczę :) . Potrzebne nam będą:


Zamiennie dla cukru używam :

Zaczynamy! Jedną z ważniejszych rzeczy jaką powinniśmy wiedzieć jest wiedza na temat parzenia zielonej herbaty. Torebek nie zalewa się wrzątkiem,czekamy ok.5-10 min aż temperatura spadnie do ok.80 stopni. Niektóre osoby robią taką herbatę bez zalewania ciepłą wodą,ale wg.mnie wychodzi na to samo,bo zanim herbata ostygnie czekamy ok.3-4 h,a moczenie torebek w zimnej wodzie zajmuje tyle samo,a czasem i więcej. Na cały dzbanek używam 2 torebek,które parzą się ok.10 minut.


Następny krok to dodanie (po ok.godzinie,dwóch) mięty,a kiedy herbata będzie letnia-cytryny :


Herbatę schładzam dodatkowo lodem:




Jeśli ktoś ma ochotę-może dodać w tym momencie 2/3 łyżki cukru,jeśli nie po wystudzeniu do szklanki leje sok malinowy+dorzuca pare kostek lodu+wkłada słomeczkę i raczy się ambrozją :P

sobota, 1 sierpnia 2015

Top 4 do paznokci

Cześć i czołem! Uderzam do Was z nowym postem,którego tematyka wiąże się z poprzednim. Opiszę Wam moje top 4 produkty,bez których ciężko by mi było dbać/malować paznokcie. Celowo pomijam pilniczek,bo na ten temat wydaje mi się-nie trzeba dużo pisać. Wystarczy,aby nie był metalowy.Może to być banan,ale nie typu 'papier ścierny',a najlepiej pilniczek szklany. Polerki ani tego typu przyborów nie używam. Ok. Tą kwestię mamy za sobą,czas na moje top 4:






Odżywka,o której pisałam w poprzednim poście to must have większości kobiet-chyba,że któraś ma naturalnie piękne,twarde i wytrzymałe pazurki. Wtedy zazdroszczę :)
O mojej Diamond Black pisałam w poprzednim poście i nie mam zamiaru poruszać tego tematu teraz. Sprawdza się.
Po nałożeniu odżywki czas na lakier. Ja w swojej kolekcji posiadam ich naprawdę dużo i nie sposób,aby każdy z nich miał idealną konsystencję. Rozrzedzanie lakierów zmywaczem dawno sobie odpuściłam. Odkąd kupiłam cudeńko z pipetą Nail Tek Extend każdy mój lakier (nawet ten 2-3 letni) po paru kropelkach 'zachowuje' się jak nowy. Inwestycja rzędu 20 zł,która służy nawet latami (ja swój produkt mam od 2,a używam bardzo namiętnie).
Kiedy nałożymy już swój ulubiony lakier czas na top coat. O essie już pisałam. Uwielbiam go! Co prawda bez rozcieńczania go Nail Tek'em musiałabym go wyrzucić juz po połowie,ale nie żałuję ani złotówki.
Moim nowym odkryciem jest matowy top coat z Lovely. Kosztował mnie ok.8 zł i jestem nim zauroczona. Oprócz maksymalnego zmatowienia lakieru,wysycha superszybko i przedłuża trwałość lakieru. Wszystkim  miłośniczkom głębokiego,nieścieralnego matur-polecam!

Przy okazji podlinkuję Wam mojego poprzedniego bloga,gdzie napisałam parę postów odnośnie paznokci : Co działa niekorzystnie na nasze paznokcie?

Jutro jadę do Lublina więc najwcześniej dodam coś we wtorek wieczorem :) 
Do 'usłyszenia' :*