wtorek, 30 stycznia 2018

Aktualizacja włosów styczeń

Cześć. Ostatnia aktualizacja miała miejsce 4 miesiące temu- we wrześniu. Co działo się od tamtego czasu? Królował chłodny blond, czasem wrzosowy, a czasem wręcz fioletowo- różowy. To był czas eksperymentów z maską (1:1:1- odżywka Pantene, maska Mysterium i płukanka fioletowa Cameleo) własnej roboty. Co do pielęgnacji to cały czas tak samo. Jakieś trzy tygodnie temu, przed sylwestrem podcięłam końcówki i zrobiłam grzywkę na bok, z której jestem zadowolona, ale niesamowicie mnie denerwuje. Cały czas się przyzwyczajam do tego, że coś lata mi przed okularami :D Ponad to zaniedbałam olejowanie. Było to tylko jakieś 20 % przed myciem co przełożyło się na ich "mięsistość" i spowodowało częsty puch. Innym powodem tego stanu może być także używanie ziołowych szamponów w zeszłych miesiącach.
Zdjęć włosów nie robiłam prawie w ogóle, dlatego jest ich mało , ale widać piękny popielato-wrzosowy kolor :)


Przed podcięciem grzywki i końcówek:



Po podcięciu:






Czego obecnie używam?

Szampony: 
  • Farmona Herbal Care-czarna rzepa
  • Babuszka Agafii szampon do włosów cienkich i delikatnych
  • L'oreal Elseve szampon wzmacniający arganina i proteiny (ładnie włosy po nim błyszczą)
Maski:
  • Mysterium maska wzmacniająca: czarnuszka, żeń-szeń, kofeina
  • I maska, o której wcześniej : 1:1:1- odżywka Pantene, maska Mysterium i płukanka fioletowa Cameleo
Odżywki:
  • Pantene pro-v nature fushion oil
  • L'oreal Elseve arganina i proteiny
Inne produkty:
  • Elseve odżywka w sprayu do włosów suchych i zniszczonych
  • CHI- jedwab na końcówki 
  • Jedwab z aloesem Green Pharmacy 
  • Produkty zabezpieczające włosy przed ciepłym nawiewem (obecnie ISANA fioletowa)
  • Cameleo- fioletowa płukanka do włosów 

niedziela, 28 stycznia 2018

Dezodorant idealny?

Cześć. Dzisiaj o temacie z jednej strony wstydliwym, z drugiej dotykającym wiele osób.

Mój problem z nadmierną potliwością zaczął się podczas ciąży, a kiedy urodziłam córkę wzmógł się. Rozmawiałam o tym z innymi mamami i również część z nich przyznawała, że zmaga się z tym problemem. W moim przypadku nie wiązało się to z uciążliwym zapachem , ale w większym stopniu z ilością wydzielania potu. Denerwowało mnie to bardzo mocno więc szukałam antyperspirantów, które pomogą mi zwalczyć problem. No i usłyszałam od Nieesi25 o firmie Schmit's produkującej naturalne i skuteczne dezodoranty KLIK w filmik . Niestety, wtedy nie było mnie stać na wydatek rzędu 100 zł na taki produkt (razem z wysyłką kosztuję trochę mniej, ale w granicach 100 zł, mowa o większej pojemności). 

Zaczęłam szukać alternatyw. Wróciłam do blockera z Ziaji, ponieważ używałam go w liceum. Niestety, nie byłam w stanie znieść jego smrodu i szczypania pod pachami. Po prostu było to tak denerwujące, że po użyciu 2/3 razy mówiłam dość. 



Później przyszła kolej na coś zupełnie innego- kryształ Ałun. Miał być przełom za 20 zł, ale nie było dosłownie nic. O przepraszam, produkt powodował, że czułam się bardziej  niekomfortowo niż z użyciem Nivea anty stress, do której i tak wróciłam (jak po każdej nieudanej próbie). W dodatku nie szło go zużyć...



Z tyłu głowy nadal miałam Schmits'a więc postanowiłam, że dodatkowe pieniądze, które odłożę będą przeznaczone na niego. Początkowo chciałam dostać to jako prezent pod choinkę, ale zużyłam wszystkie inne dezodoranty jakie miałam. Tak naprawdę został mi tylko Ałun, który oddałam, gdyż tylko pogarszał sprawę. Od razu zaznaczę, że mimo wszystko chciałam go zużyć, ale eksploatowałam go przez 4 miesiące i w ogóle nie ubywał. 

Przyszedł piękny choć deszczowy dzień listopada. Zamówiłam mój wymarzony dezodorant (brzmi jakbym kupowała szpilki od Prady za tysiące haha). Przebolałam kwotę 75 zł i doszedł do mnie po trzech dniach. 


Czas na wrażenia.

Zacznijmy od składu, bo jest on kluczowy:


  • Butyrospermum Parkii (Shea) Butter
  • Sodium Bicarbonate
  • Maranta arundinacea (arrowroot) powder 
  • Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter
  • Citrus Bergamia (Bergamot) Essential Oil
  • Citrus Aurantifolia (Lime) Oil
  • Tocopherol (Vitamin E)
  • Humulus lupulus (hop) extract

  • Czyli masło shea, soda, kakao, bergamotka, limetka, tokoferol, chmiel (w skrócie). Produkt nie posiada: 
    • aluminium
    • glikolu propylenowego
    • parabenów
    • ftalanów
    Skład jest naprawdę "fajny", na jego bazie można nawet samemu poeksperymentować w domu. Jednak jak się sprawdził u mnie? 
  • Zapach: nigdy nie miałam dezodorantu pachnącego w ten sposób. Przychodzi mi na myśl jakiś drink lub napój orzeźwiający. Trochę mohito, trochę lemoniada :) 

  • No i działanie: po pierwszym użyciu byłam w szoku, że naturalny dezodorant radzi sobie lepiej niż zwykły. Niestety, było to pierwsze wrażenie, po którym moje zdanie się trochę zmieniło. Po kilku dniach potliwość była zwiększona. Co prawda w żaden sposób nie czułam brzydkiego zapachu, jednak ilość płynu niestety nie była zahamowana. 
  • Używałam go regularnie jakieś 2-3 tygodnie i moje pachy zaczęły mnie piec i swędzieć. Po przejrzeniu się w lustrze zauważyłam bardzo duże, czerwone plamy. Jak można się domyśleć- uczulenie. Od tamtego czasu podchodziłam do produktu jeszcze 3/4 razy i za każdym razem alergia występowała szybciej i objawiała się mocniej. Nie wiem dlaczego jestem takim pechowcem, ale i hrybrydy i dezodorant mnie uczulają. Składnikiem, który wywołał reakcję uczuleniową była soda oczyszczona. 

  • Cóż, teraz muszę szukać dalej. Ów dezodorant zostanie z moją mamą, która ma bardzo podobną opinię o produkcie (ale nie ma uczulenia) do mojej. Na początku była bardzo zadowolona, a teraz używa dla zapachu i żeby zużyć. Także nie widzi plusów hamowania potliwości. 

  • Niestety, nie mogę polecić produktu. Gdyby jeszcze u mojej mamy się sprawdzał to miałabym inne przesłanie na koniec, ale żal mi i swoich pach i pieniędzy :P Jednak cieszę się również, że mogłam się o działaniu tego produktu przekonać na sobie. 


  • wtorek, 23 stycznia 2018

    Mam uczulenie na hybrydy!

    Witajcie. Miałam nadzieję, że taki wpis się nigdy nie pojawi. Jednak moje uczulenie stało się faktem. Długo żyłam w zaprzeczeniu, że to nie od hybryd, że to nie uczulenie. Ale jednak.


    Hybrydy posiadam od stycznia 2016 r. Pokazałam je Wam w tym wpisie: KLIK . Od początku byłam nimi podekscytowana, a sam sposób nakładania opanowałam bardzo szybko. Manicure robiłam sobie oraz mamie i babci. Od niedawna pojawiały się zapytania od osób mi obcych i znajomych czy bym im nie robiła, jednak nie potrafię malować wzorków i nigdy nie wycinałam skórek więc się nie zgadzałam. Jak robić to porządnie. 
    Od 2 stycznia paznokcie malowałam z kilkoma przerwami co tydzień- denerwował mnie odrost, a najczęściej tyle wytrzymywały bez odprysków. Dodam, że nawet mały odprysk denerwował mnie na tyle mocno, żeby robić wszystko od początku. Bardzo lubiłam je zmieniać, sprawiało mi to radość, a efekt zawsze mnie zadowalał. Lubię pomalowane i zadbane paznokcie. Na zdjęciu poniżej mają długość taką, jak nosiłam najczęściej:



    Od kilku miesięcy podczas nakładania lakieru hybrydowego działo się coś niepokojącego. Zaczęło się od większego bólu podczas utwardzania w lampie, później skóra wokół paznokcia zaczęła mi się wysuszać (skórki same odpadały, co się wcześniej nie zdarzało). Od 2/3 miesięcy oprócz tego, co opisywałam doszło rozwarstwianie się skóry pod paznokciem (odchodziła płatami, jakby odklejała się od reszty palca) i uporczywe swędzenie i opuchlizna. Doszło do tego, że ostatnim razem jak nałożyłam lakier (2 tygodnie temu) to miałam tak opuchnięty opuszek palca, że nie mogłam zdjąć pierścionka. Niestety, nie miałam telefonu, który robił ostre zdjęcia więc nie mam żadnego ,żeby pokazać, musicie mi wierzyć na słowo. 
    To, co mnie również martwiło to stan paznokci po zdjęciu hybryd. Wystarczyło, że o coś się uderzyłam palcem i było to dla mnie bardzo bolesne. W dodatku płytka była na tyle słaba, że przy puknięciu o np.stolik/ telefon paznokieć mi pękał... Dodam, że na początku swędzenie pojawiało się po kilku godzinach, a  znikało po 2/3 dniach. Ostatnio reakcja alergiczna nastąpiła niemal natychmiastowo i chociaż od razu usunęłam lakier to utrzymywała się 3 dni. 

    Abyście nie myśleli, że jestem bezmyślna- przez te kilka miesięcy próbowałam z różnymi bazami i lakierami. Myśląc, że to wina Semilaca (na którego wiele osób ma uczulenie)  testowałam: 
    -bazę z Indygo
    -bazę z NeoNail
    -bazę z Claresy 

    Plus lakiery z NeoNail i Indygo. Topy też zmieniałam i nie było efektów. 
    Niestety, za każdym razem objawy się nasilały. 

    Zdziwiło mnie, że reakcja alergiczna wystąpiła po takim czasie, ale naczytałąm się już tyle, iż wiem, że to może wystąpić nawet po 4 latach. 

    To, co może nas uczulać w hybrydzie to:
    -formaldehyd (znajduje się w wielu odżywkach do paznokci m.in Eveline 8w1- tam też mnie uczulał)
    -akrylany
    -nawet aceton, w którym moczymy palce (nie jest to hybryda, ale remover)

    Inne symptomy uczulenia:
    • zaczerwienienie skórek wokół paznokci,
    • pęcherzyki na palcach oraz pod paznokciami, które czasem są wypełnione ropą,
    • pieczenie i ból palców,
    • uporczywy świąd skórek i opuszków,
    • czerwone plamy na dłoniach a nawet całym ciele,
    • opuchlizna dłoni,
    • wzmożona kruchość, łamliwość i rozdwajanie się paznokci,
    • nadmierne grubienie i luszczenie skóry wokół paznokcia,
    • onycholiz (odwarstwianie płytki paznokcia)
    Poniżej kilka zdjęć, wybierałam najbardziej zbliżone do moich objawów:

    źródło wizaż.pl

    źródło liikeeme.blogspot


    źródło imgrum.com 


    Policzyłam, że na sprzęt i lakiery wydałam lekko 600 zł i jest to dla mnie przykre, chociaż przez dwa lata mi służyły. Teraz pójdą w świat za kilka zł... zaglądajcie na OLX. Link podam Wam jak dodam ogłoszenie. Można kupić cały zestaw albo lakiery. 

    To, co niepokoi mnie najbardziej to stan moich palców obecnie. Palców, a nie paznokci, bo to przy paznokciach dzieje się najgorzej. Na zdjęciach stan obecny: 

    Na tym zdj widać ,że coś się dzieje, mianowicie skóra przy paznokciu zaczyna robić się coraz bardziej sina i widać na niej jakby "zmarszczki"- kreski. Zauważyłam to od ostatnich 3 dni, a z dnia na dzień staje się to coraz ciemniejsze i jest już na 3 palcach.  

    Tutaj z kolei mój najbrzydszy palec. Widzicie tylko jedno pęknięcie (wcześniej były to dwa/trzy aż do krwi) i płaty skóry przy paznokciu, które odchodzą od opuszka. Teraz i tak jest dobrze... 

    Ostatnie zdj. Jak widać stan paznokci jest naprawdę dobry. To, co mi się nie podoba to te "zmarszczki" kreski na zdjęciu. Wyglądają w rzeczywistości jak naciągnięta skóra. 


    Nie życzę tego nikomu. Zastanawiam się nad alternatywą: manicure japońskim... Już się naczytałam wielu recenzji i dumam nad kupnem.

    Miłego tygodnia. Ja odezwę się w niedzielę :* 

    niedziela, 21 stycznia 2018

    Gdziekolwiek jesteś bądź Jon Kabat-Zin

    Witajcie. Dzisiaj przychodzę do Was z książką, chyba pierwszą, której zdecydowałam się nie skończyć. Co z moim postanowieniem? Przekonacie się niżej.


    Przewodnik uważnego życia to pozycja, która stała na dziale "psychologia" w mojej bibliotece. Postanowiłam więc się z nią zaznajomić. 

    Z książkami i podejściem buddystycznym spotkałam się już w gimnazjum. Było dla mnie dość rozsądne jednak nie zagłębiałam się dalej. Tym razem miało być inaczej. 

    Autor od początku zazcza , że nie ma zamiaru oferować nam religii , a raczej doprowadzić nas do przebudzonego życia, pełnego celebracji danej chwili. Fajnie brzmi, ale czy mu się udało? 

    Książka składa się z trzech części: I-kwiat tej chwili, mówiącej o korzyściach z bardziej uważnego życia i podstawach medytacji, II-serca praktyki traktującej o medytacji w różnych pozycjach i odnoszących się do natury (wyobraź sobie górę, jezioro...) oraz ostatniej III w duchu uważności wracającym do sedna uważnego życia. 

    Pisząc, że podjęłam decyzję o nie przeczytaniu książki pisałam prawdę, jednak to zrobiłam, ale w tak nieuważny sposób, że nie jestem w stanie opowiedzieć o czym był ostatni rozdział. Zmarnowałam czas,ale świadomość, że jej nie skończyłam byłaby dla mnie gorsza. To drugi rozdział- wyjaśniający pozycje w jakich mamy medytować i dlaczego, stanowił dla mnie najgorszą część książki po której nie byłam w stanie kontynuować treści. 
    Najzabawniejsze jest jednak to, że rozdział ,który najbardziej mi się podobał- "puszczanie" traktował o tym, że nie powinniśmy trzymać się rzeczy, których nie lubimy, przeszkadzają nam i ogólnie są ble (cóż za elokwencja xd). Ja mimo wszystko nie byłam w stanie puścić i odłożyć tej książki , bo już tyle przeczytałam , że żal mi było jej nie dokończyć. 

    Po tygodniu od napisania tej recenzji (pisałam ją 2 tygodnie temu) postanowiłam jeszcze raz przeczytać III rozdział. Czytałam uważniej i rozdział jak być uważnym rodzicem podobał mi się nawet bardzo. Patrząc z perspektywy czasu cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać rozdział ponownie. Mimo to książka była dla mnie męcząca. Bardzo mnie denerwowało czytanie jej. Nie polecam.