niedziela, 30 lipca 2017

"Noc ognia" Eric-Emmanuell Schmitt

Kolejna niedziela, kolejna recenzja.
Na książkę pana Erica- Emmanuella trafiłam z polecenia moich rodziców.
W samym albumie podobała mi się okładka, prosty, ciekawy tytuł i to, że nie jest zbyt gruba (wiem, że to nie świadczy w ogóle o jakości treści, ale chciałam wreszcie coś krótszego). Zdecydowałam się, że poświęcę jej 2/3 wieczory. Tak też się stało.

Książkę czyta się szybko, jednak momentami bywa bardzo monotonna i miałam wrażenie, że często się powtarza. Jest napisana prostym językiem, mimo że traktuje o trudnych tematach. Autor w sposób nienachalny przedstawia świadectwo wiary, cud, który mu się przytrafił  na Saharze.Sam ustosunkowuje się do niego dwojako. Z jednej strony jako doświadczenie mistyczne, z drugiej- racjonalnie- naukowo. Nie narzuca nam żadnego myślenia na temat jego doświadczeń. Uważam, że jest to walor, ponieważ często zdarzenia, które mają charakter religijny są od razu interpretowane jako objawienie, zesłanie, cud. Może warto zostawić też innym to do rozważenia i osądzenia. Zaznaczę również, że autor nie był osobą wierzącą, kiedy wybierał się na wyprawę po Saharze. Dzięki temu jest to jeszcze bardziej ciekawe czy wiarygodne. 

Niewątpliwą zaletą książki są dywagacje autora na tematy filozoficzne. Od początku zainteresował mnie sposób myślenia autora, który napisał tą książkę. Przedstawia tam tezy na istnienie Boga, które obala. Rozmawia z osobą głęboko wierzącą i sprawia, że pozostaje pewien dyskomfort w człowieku kiedy patrzy na kwestie wiary z perspektywy autora. 

Po przeczytaniu książki Smittcha nie odczuwałam niedosytu. Niestety, zadowolenia też nie. Zbyt wielu przemyśleń również nie spowodowała. Ciężko mi się do niej ustosunkować, bo nie mam ani pozytywnych ani negatywnych odczuć wobec niej. Czy ją polecam? Nie wiem... może jeśli ktoś szuka potwierdzenia na istnienie życia poza naszą rzeczywistością... czegoś, co wymyka się spod naszej kontroli i rozumu to tak. Jednak ja jej na pewno nie przeczytam ponownie.

Jeśli chodzi o inne powieści autora to miałam jakiś czas temu "Oskara i panią Różę". Niestety, ale chociaż większość osób się nią zachwyca, ja nie dostrzegłam nic ciekawego. Chyba się nie polubimy z autorem. Nie mam zamiaru sięgać po kolejne jego książki. 

piątek, 28 lipca 2017

Olejek do kąpieli ISANA

Cześć. Dzisiaj chciałam napisać o produkcie, którego od dawna nie braknie w mojej łazience. Mowa o produkcie, olejku pod prysznic z Isany. Jakiś czas temu mogliście o nim przeczytać w ulubieńcach : KLIK Do niedawna używałam go pod prysznic i do kąpieli, ale od pewnego czasu stosuję do mycia pędzli i gąbek.



OPIS PRODUKTU:
„Olejek pod prysznic z dodatkiem olejku sojowego i słonecznikowego jest idealny do codziennego oczyszczania skóry suchej i podrażnionej. Zawartość pantenolu i witaminy E chroni przed wysuszeniem oraz sprawia, że staje się ona gładka i delikatna. Bez dodatku mydła.”


Konsystencja: leista, jak na olejek bardziej płynny  niż np.oliwa z oliwek, olej z migdałów. Mi bardzo odpowiada, jednak czasem zwłaszcza podczas kąpieli powoduje to bardzo duży ubytek produktu. Warto, aby w przyszłości miał pompkę do wydobywania odpowiedniej ilości.

Zapach: dla mnie przepiękny. Niektórzy porównują go do zapachu ryby, ale ja pytam tych osób WTF. Jakby tak ryby pachniały to byłoby super. Zapach jest piękny, nienachlany, świeży i przez jakiś czas utrzymuje się na skórze.

Działanie: oprócz domywania bardzo dobrze nawilża skórę. W moim przypadku jest to bardzo duży walor, ponieważ moja skóra jest wymagająca i szybko przesusza się. Kiedy używam innych żeli, płynów to zawsze muszę po tym zaaplikować balsam czy oliwkę (inaczej jest ściągnięta) natomiast po tym produkcie niekoniecznie. Jeśli mowa o drugim zastosowaniu- myciu gąbek i pędzli, produkt sprawdza się lepiej niż mydła, szampony, żele. Używam go od 2 miesięcy w tym celu i zawsze mam domyty blend it, czego wcześniej nie udawało mi się zrobić. Akcesoria makijażowe pięknie pachną po wyschnięciu.

Cena i wydajność: za 200 ml zapłacimy 6 zł, ale często są na niego promocje. Myślę, że w porównaniu do działania jest to niska cena, natomiast w porównaniu do wydajności średnia. Do kąpieli zużywam produkt w tydzień/półtora, a do mycia akcesoriów starcza na niecały miesiąc (pędzle myję co 3 dzień). Jestem w trakcie chyba 7 butelki i gorąco polecam. Znajdziecie go na 100 % w Rossmannie. 

środa, 26 lipca 2017

3 sukienki za 9 zł

Dzień dobry! :)

Od około 4 lat raz na jakiś czas wybieram się na tak zwane poszukiwania/łowy. Te z Was, które zaglądają do lumpeksów pewnie wiedzą o co chodzi. W sklepach z tanią odzieżą możemy znaleźć czasem prawdziwe skarby, a jak markowe albo z metką czy fajnym składem materiałów to już w ogóle super! Jedyne za czym nigdy się tam nie rozglądam to: bielizna, okrycia na głowę i buty (chyba,że są z metką). Sporadycznie kupuję także t-shirty. Raczej upatruję koszul, sukienek i spódnic.
Zakupy robię jedynie w dwóch s-h w Świeciu, czasem zaglądam do innych, ale dosłownie raz na rok. Dwa, o których pisałam to pomarańczowy na rynku (CTO), a drugi to ten koło rynku, ale "u góry" niedaleko komputerowego.

Ostatnio na ul.Jana Pawła w Świeciu zajrzałam do lumpeksu, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Z racji pogody, która obecnie panuje zdecydowałam się patrzeć tylko na sukienki. I tak w moje ręce wpadły trzy z nich: 




Każda w powyższych kosztowała 3 zł/sztuka. Najbardziej jestem zadowolona z tej ciemnej w kwiaty, którą miałam już na egzaminie. Byłam zdziwiona, że nikt wcześniej jej nie wziął, jednak miała defekt- popsuty zamek. Z uwagi na fakt, że jest to sukienka trochę na mnie za duża <M a nie XS/s> babcia wypruła i zaszyła mi go. Nie mam problemów z jej ubieraniem.




Sukienkę we wzory nosiłam już parokrotnie i czuję się w niej świetnie tylko jest dosyć prześwitująca i ubieram pod nią cielistą bieliznę. Bardzo lubię styl boho, a ona mi taki przypomina.


Jedyną sukienką, co do której nie jestem w 100 % przekonana jest ta w paski. Kojarzy mi się z czymś na plażę, a nie wiem czy będę z takowej korzystać w tym roku :P Zobaczymy czy mi się przyda, jak nie to nawet nie będę miała skrupułów aby ją wyrzucić.


Miłego dnia i powodzenia w szukaniu perełek :) 

niedziela, 23 lipca 2017

Olivier Sacks "Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem"

Witajcie :) Dzisiaj o książce z zakresu neurologii i psychiatrii.

O bestsellerze Sacksa słyszałam już od dawna. Jak sięgam pamięcią- na pierwszym roku studiów prof. Francuz na psychologii percepcji opowiadał o wybitnym dziele, które należy przeczytać. Jak można się domyśleć chodziło o "Mężczyznę...". Tytuł już wtedy był zachęcający jednak nie było mi po drodze do biblioteki. Los chciał, że po 3 latach zakupiłam owy album i niesamowicie się z tego cieszę. Sama także uważam, że nastąpiło to w momencie idealnym, ponieważ dopiero co skończyłam praktyki w Szpitalu dla Psychicznie i Nerwowo Chorych oraz miałam psychologię kliniczną, dzięki czemu mogłam lepiej zrozumieć zagadnienia poruszane w książce. Aby nie przedłużać- przechodzimy do mojej opinii o książce.

Oczekiwania jakie żywiłam wobec lektury były raczej niewielkie (coś "lekkiego", ciekawostki w jednym miejscu). Ot, uważałam, że to przyjemna powiastka, która opisze tytułowego mężczyznę, jego życie i jednostkę chorobową. Myliłam się. Książka to zbiór historii pacjentów z ich deficytami, nadmiarami, uniesieniami a także upadkami. Przy każdym przypadku autor odwołuje się do wiedzy, do autorytetów i innych książek z zakresu podejmowanych zagadnień.
Bardzo podobało mi się, że jako praktyk / teoretyk Pan Olivier patrzy na człowieka podmiotowo. Zastanawia się nad jego życiem duchowym, świadomością, przeżyciami. Podejmuje głębszą refleksję nad egzystencją z chorobą i zdolnościami, widzi człowieka w człowieku.Jest to książka pod tym względem podobna do M.Kościelskiej "Niechciana seksualność" . Często w albumach, które są popularnonaukowe odrzuca mnie brak wnikliwości w życie człowieka i jego zdolności, a dokładna i szczegółowa analiza procesów, funkcji , skupianie się na deficytach. Ograniczanie człowieka do przypadku. Tutaj zupełnie tak nie jest.

Oczywiście nie umknął mi także jej sposób wydania. Ma idealny "zeszytowy"rozmiar, prostą okładkę, która nie zalewa barwami i niepotrzebnymi obrazami. Zawsze zwracam uwagę na to, czy w środku jest cała zapisana, czy (jak w przypadku książek "O mężczyźnie" , "Wszystko da się naprawić" Starowicza) połowa kartek to treść, a margines to reszta. Minusem jest brak " zakładki" z okładki lub zakładki w jakiekolwiek innej "wbudowanej" formie.

Czy polecam ją każdemu ? Nie. Uważam, że osoby ,które nie interesują się funkcjami mózgu, chorobami, które mogą spotkać człowieka i ogólnie neurologią choć trochę, będą się nudzić. Książka nie stanowi samych opisów historii, a znaczna jej część traktuje o nauce, postępach , odwoływaniu się do innych naukowców. Ja jestem osobą, która oprócz studiowania tych treści lubi o nich czytać i je zgłębiać. Mi się bardzo podobała :)

środa, 19 lipca 2017

Ulubieńcy półrocza: kolorówka

Witam Was! Dzisiaj obiecana kolorówka.  Produkty, które ostatnio używam non stop i dzięki którym malowanie jest jeszcze przyjemniejsze :) 


Zacznę od kosmetyków, które mam najdłużej. 


1. Puder ryżowy PAESE: 



Używam go od około pół roku, ale mam od ponad 2 lat. Większość czasu przeleżał w kartoniku. Używałam kompaktowego Stay Matte z Rimmella, ale odkąd wtopiłam się w świat bakingu i chciałam poradzić sobie ze świeceniem oraz uniknąć przy tym efektu ciastka ten produkt okazał się idealny. Już mi się kończy :(

2.Rozświetlacz Mary Lou Manizer:


czyli najbardziej popularny z rozświetlaczy. O szampańskim wykończeniu. Absolutnie nie lubię jego efektu w zimę, jest dla mnie za ciemny i ma zbyt ciepłe tony (a w zimę lubię robić "zimne" makijaże). Teraz używam go od kwietnia prawie codziennie. Daje przepiękny efekt na policzkach. Dzisiaj zabieram się za jego "naprawę", bo jak widać uległ bliskiemu spotkaniu z ziemią. 

3.Bronzer Lovely milky chocolate:


Coś pięknego! Kupiłam go "z braku laku", bo zapomniałam mojego produktu na wyjazd i dzisiaj jestem w połowie zużycia jego zawartości (co mi się bardzo rzadko zdarza,bo mam kilka bronzerów). Ma piękny odcień, ładnie się blenduje, twarz wygląda dzięki niemu promienniej i zdrowiej :)

4.Róż Deni Carte nr 1:


jeszcze kilka miesięcy temu nie byłam fanką róży. Miałam jeden z bourjois (zresztą do dzisiaj) i lovely, ale zazwyczaj omijałam ten krok w makijażu. Wszystko się zmieniło odkąd zakupiłam deni carte. Uważam, że kolor jaki wybrałam idealnie do mnie pasuje, na policzkach utrzymuje się cały dzień. W dodatku jest taniutki. 

5.Cienie Glam Shadows:


Odsyłam do wpisu : http://aprilexpose.blogspot.com/2017/06/cienie-glambox.html tam wyczerpałam temat. 

6.Baza pod podkład Douglas:


Testuję ją do wpisu na temat baz pod podkład,ale na to musicie poczekać jeszcze co najmniej 2 miesiące. Póki co ta trafia do ulubieńców, ponieważ jako jedyna tak dobrze i na długo matuje moją strefę T. Każdy podkład nałożony na nią daje wrażenie idealnie gładkiej skóry. Wygląda jak z photo shopa. 

7.Matowa szminka do ust K-lips od Lovely + konturówka:


Nie sądziłam, że to napiszę, ale znalazłam coś lepszego od Golden Rose. K-lips nie są wysuszające, kolor trzyma się naprawdę długo, nie zastygają na "suchy" mat, a raczej stawiają wrażenie odrobinę satynowych. Posiadam dwa kolory- neutral beauty oraz pink poison. Reszta jest dla mnie nieodpowiednia, bardzo cierpię, że nie ma większej gamy kolorów. Konturówka jest miękka , ładnie się ostrzy i ma dobrze dobrany kolor do szminki. 

Polecam ! Miłego dnia. 

poniedziałek, 17 lipca 2017

Michał Rozkrut "Mistrz życia"

Wyjątkowo dzisiaj przychodzę z nową recenzją, ponieważ przedwczoraj dodałam post i nie chciałam tego robić dzień po dniu. 

Książki o rozwoju nie były mi obce- od jakiegoś czasu czytałam Grzesiaka czy poznawałam na studiach  literaturę dotyczącą tego zagadnienia. Na pana Rozkruta trafiłam niedawno, książkę "Mistrz życia" dostałam w prezencie od Damiana. Cienka , w miękkiej i  "mrocznej" okładce. Nie, żebym się czepiała, ale jej wygląd mi się nie podoba. Jednak nie oceniajmy książki po okładce :P

Napisana bardzo prostym językiem i traktuje o oczywistościach, z których trzeba zdać sobie sprawę i zacząć praktykować. Jest przemyślana, kolejność treści jest uzasadniona. Tekst czyta się bardzo szybko, nie potrzeba przy tym większych refleksji chociaż pytania na końcu rozdziału do tego zmuszają. Autor podaje wiele przykładów z życia jednak mnie one nie satysfakcjonowały. Zazwyczaj historia z życia to jedna z ciekawszych rzeczy w druku, pozwala zapamiętać i lepiej przyswoić treść. Mimo to pamiętam może jeden z nich. Uważam ,że był słabe. 

W książce podobało mi się podejście do "palenia mostów" , a raczej do tego, by tego nie robić. I uzasadnienie właśnie takiego myślenia. Autor przedstawia także swoją koncepcję Życiowego Widnokręgu, dzięki któremu " można diametralnie zmienić życie". Czy aby na pewno? Myślę, że to zdanie jest z lekka przesadzone. Przeczytałam o tym parokrotnie, aby dobrze zrozumieć i nie odnoszę tego do swojego życia i sytuacji, postrzegam ją inaczej. Różne podejścia mają to do siebie, że albo się z nimi zgadzamy, albo nie. Tu wrażam swoje zdanie :)

Przejdę już do podsumowania. Książka jest "ok", przemyślana, ale to nic wielkiego. Nie sądzę, żebym zajrzała do niej ponownie. To początek, wstęp do rozwoju i osobom, które zaczynają interesować się samodoskonaleniem ją polecam. Ja z tych rad korzystam już od dawna. 

sobota, 15 lipca 2017

Ulubieńcy ostatniego półrocza; pielęgnacja

Witajcie! Postanowiłam podzielić się z Wami moimi ulubieńcami, które przez ostatnie plus/minus pół roku umilały moją poranną, wieczorną i całodobową pielęgnację. Niebawem ukaże się jeszcze jeden wpis podzielony kolorówce, a później kolejny- akcesoriom z kolorówki. Nie będę przedłużać, zapraszam!





1. Jako pierwszy ulubieniec plasuje się krem, którego używam do twarzy- Cetapil

Kupiłam go w aptece z polecenia kosmetyczki i nie żałuje. Za 100 ml zapłaciłam 40 zł. Krem bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze i stanowi świetną bazę pod podkład. Odkąd jej używam nie zauważyłam suchych skórek.





2. Woda różana 

Dostałam ją od w prezencie i używam jej jako toniku do przemywania twarzy rano i wieczorem. Zapach nie należy do moich ulubionych, ale za to uczucie, które zostawia na skórze- tak. Jest po nim miękka, nie ściągnięta i moje naczynka są ukojone. Identyczne efekty widziałam po wodzie różanej z evree z atomizerem.





3. Gąbeczka z celulozy Calypso

Bardzo tania i bardzo przydatna, kiedy myję nią twarz. Przy okazji świetnie peelinguje. Dostępna w 2-paku w Rossmannie. Kiedy się ją zmoczy jest zupełnie miękka i szybko wysycha.






4.Lanolina z Ziaji jako produkt silnie nawilżający usta

Naprawdę robi robotę. Kiedy nałożę ją na noc mam pewność, że rano usta będą wyglądały super. Bardzo wolno się wchłania, dlatego nie stosuję jej w ciągu dnia. Nie lubię uczucia lepienia. Cena to ok.10 zł za 30 ml produktu, który starcza na bardzo długo.





5. Grejpfrutowy peeling do ust The Secret Soap

Ma piękny, naturalny skład, super pachnie, smakuje i działa. Czego chcieć więcej? Kosztuje ok.25/30 zł . Starcza na bardzo długo. Używam go zawsze, gdy mam zamiar użyć matowej szminki.





6. Olejek do kąpieli ISANA

Chociaż bardzo lubię się nim myć, bo ma piękny zapach i bardzo mocno nawilża, to obecnie używam go do mycia nie ciała a czegoś innego. Mianowicie pędzli i gąbeczek do makijażu. Sprawdza się do tego świetnie. Pod prysznic był dla mnie po prostu zbyt mało wydajny.





Jednym słowem polecam, bo są to produkty, do których albo wracam, albo używam od dawna i się sprawdzają. Wyczekujcie kolorówki. Tam będzie nieco więcej produktów.

wtorek, 11 lipca 2017

Biały pigment do podkładów NYX

Witam.
Kilka miesięcy temu, kiedy w zimę praktycznie żaden podkład nie pasował do koloru mojej skóry natrafiłam  na filmik, w którym youtuberka (DressdbyMint) przy okazji wspomniała o rozjaśniającym pigmencie do podkładów. Od razu zaczęłam zgłębiać temat i postanowiłam zapolować na taki produkt z NYXa. Niestety, ale okazało się, że nie jest to tak proste jak wygląda. Biały pigment na stronie producenta był cały czas wykupiony. Nie interesowały mnie inne- rozświetlający, opalizujący, oliwkowy ect. (których jest 5). Chciałam koniecznie biały. Kliknęłam w okienko "powiadom mnie o dostępności" i po miesiącu doczekałam się e-maila z wiadomością o możliwości kupna kosmetyku.

Używam go od kilku miesięcy (styczeń/luty) i czas na moją opinię o produkcie.
Na stronie NYXa za 30 ml zapłacimy 39 zł (+przesyłka). Opinia producenta: 

"Stwórz idealny dla siebie odcień podkładu z jednym z naszych Pro Foundation Mixer! Te płynne pigmenty zostały stworzone po to, abyś mogła indywidualnie dobierać tonację, odcień i wykończenie wszystkich płynnych podkładów. Osiągnij perfekcyjne dopasowanie swojego podkładu! "




Uważam, że ten produkt jest ratunkiem dla wielu osób i podkładów. Oprócz tego, że korzysta na nim osoba, która go używa to również producenci. Kosmetyk, który jest dobry, ale za ciemny nie będzie trafiał do większości europejek, jednak z tym nie stanowi to problemu. Jedyne, na co trzeba zwrócić uwagę w takim przypadku to ton, w jaki wpada w podkład. Jeśli jesteśmy żółte, a wybierzemy za ciemny wpadający w różowe tony podkład to NYX nie spowoduje, ze nagle dopasuje nam się do skóry :)



Kolejny plus pigmentu to pewność, że nie zmienia właściwości fluidów, z którym go zmieszamy. Szczerze mówiąc bałam się tego, ale po sprawdzeniu i obserwacji kilku podkładów z i bez dodatku jestem pewna, że nic złego się nie dzieje. Nie wpływa na rolowanie się, świecenie, trwałość czy powstawanie plam. 



Dla mnie jest to produkt ratujący w pewnych momentach wygląd mojej twarzy. Póki co już z niego nie korzystam, bo opaliłam się na twarzy, jednak jestem pewna, że będzie idealny na jesień i zimę (oraz jak już się przekonałam-wiosną). Produkt ma ważność 12 miesięcy. Przez ostatnie ponad 4 miesiące zużyłam go prawie w połowie więc zdaje mi się, że starczy mi do końca roku. 



Przy posiadaniu tego produktu należy sobie wyrobić umiar w jego nakładaniu. To przychodzi oczywiście z czasem. Jednak proponuję "im mniej tym lepiej" i ewentualnie następnym razem nałożyć go więcej. Ja popełniłam kilkakrotnie błąd, gdy dałam go za dużo i moja twarz była naprawdę jaśniutka. Oczywiście zależy też, do jakiego podkładu go dodajecie, ponieważ w niektórych przypadkach potrzeba go więcej. Mi średnio starcza 1/2 ziarna od grochu. Nakładam go w ten sposób, że na plastikowej podkładce mieszam odpowiednią ilość podkładu i produktu przy pomocy końca spiralki do brwi :D 

Mam nadzieję, że moja recenzja okaże się pomocna. Według mnie jest to produkt, który warto mieć w kosmetyczce, pod warunkiem, że nie posiada się idealnie dobranego podkładu, bo w takim wypadku jest niepotrzebny. Jestem pewna, że jeśli ta tubka mi się wykończy sięgnę po kolejną, ale chcę sprawdzić tą z Makeup Revolution. Zobaczymy :)

Pozdrawiam. 


niedziela, 9 lipca 2017

Michaił Bułhakow "Mistrz i Małgorzata"

Pozwólcie, że napiszę kilka słów o książce niezwykłej. Wciągającej, ale chwilami irytującej. Takiej, która budzi skrajne emocje, targające człowiekiem przez całą lekturę. Mowa o "klasyce" , która wpisała się do kanonu dzieł światowej literatury. Czytałam ją w liceum i już wtedy wiedziałam, że do niej wrócę. Jakie na mnie wywarła wrażenie? 

Przede wszystkim czytając ją byłam poddenerwowana i chwilami przerażona. Jest to mroczne i mocne dzieło , które chwilami powoduje dreszcze na skórze. Kiedy świat fantazji i czarów miesza się z rzeczywistym, a my staramy się wszystko racjonalizować wtedy jest problem. W książce jest to najlepszy sposób do tego, aby zamknąć człowieka w oddziale psychiatrycznym i stwierdzić schizofrenię (tak jak i w naszej rzeczywistości ;)). 

Czytając "Mistrza i Małgorzatę" czułam jakbym była zamknięta w jednej wielkiej metaforze, wielowątkowości i chaosie. Co chwilę zdarzenia  i postacie mieszały się ze sobą i kilkakrotnie wracałam do poprzednich stron, aby niczego nie przeinaczyć.  Nazwiska i imiona bohaterów przewijały mi się nawet we snach. Zresztą czułam, że ta powieść jest jednym wielkim snem i kiedy wczoraj ją skończyłam poczułam się, jakbym miała przed chwilą psychotyczną marę. 

Dodam, że język lektury szczególnie przypadł mi do gustu. Nie brakowało pojęć bardziej wyszukanych, jednak wszystko czytało się szybko i płynnie. Pamiętam jak w liceum męczyło mnie to, ale teraz sprawiało przyjemność. 

Aby nie było tak kolorowo napomknę, że książka podzielona jest na dwie części, z których ta druga znacznie bardziej mnie zainteresowała. Opis balu u Szatana był dla mnie tak nietuzinkowy , że przeczytałam go dwa razy. Mimo to, w drugiej części ostatnie rozdziały wymęczyły mój umysł i czytałam ze znacznym zniechęceniem. Uważam także, iż epilog na końcu książki był czymś przydatnym, bo jak często chcę znać zakończenie, nie ma już więcej wyjaśnień. A tu proszę, było i to jakie! :) 

Zachęcam do przeczytania utworu Bułhakowa. Jestem w trakcie odbywania praktyk w psychiatryku i staram się inaczej patrzeć na granice "normy" , a dzięki tej książce na ów problem patrzę bardziej holistycznie i z innej perspektywy. 


środa, 5 lipca 2017

Zakupy z wyprzedaży

Cześć! W minioną środę, po ostatnim egzaminie postanowiłam poszaleć i wybrałam się do galerii. Warto dodać, że nie lubię chodzić po sklepach, ale lubię zakupy. Jedno nie wyklucza drugiego, po prostu męczy mnie chodzenie po nich, dlatego zazwyczaj jadę dopiero wtedy, gdy wiem, czego potrzebuję. Moim celem był H&M oraz TK Maxx, ponieważ HM to mój ulubiony sklep z ubraniami, a w TK chciałam zapatrzeć się w jakieś porządne okulary, a nie te z plastiku, jak to zazwyczaj bywało.Miałam jednak dobry humor i postanowiłam pomyszkować po innych sieciówkach...straciłam 40 minut na Zarze, Bershce, Stradivariusie oraz pull & bear, w których i tak finalnie nic nie kupiłam. Naprawdę wydaje mi się, że jedyny sensowny sklep- jego wystrój, działy basic i ogólnie ubrania są w HM.  Gdy już tam weszłam od razu zabrałam się do szukania rzeczy, które mnie interesują. Moim celem był zakup: biało-czerwonej i granatowo-białej bluzki z bawełny, stroju kąpielowego jednoczęściowego, dopasowanej marynarki oraz okularów.

Co z listy udało mi się kupić?


Czarna marynarka przeceniona z 129 zł na 40. Jest idealnie dopasowana w tali i ma odpowiednią długość. Martwię się jedynie o mechacenie materiału. 



Najbardziej spontaniczny zakup- ogrodniczki. Także w rozmiarze 34/ Przecenione ze 129/139 zł na 60. Leżą super. 



Klasyczna,  elegancka sukienka w rozm.34. Na wieszaku nie wygląda tak dobrze jak na sylwetce. Zakochałam się od razu jak ubrałam. Przeceniona ze 129 zł na 60. Wszystko pięknie, jednak gdy zobaczyłam w domu, że jest z poliestru do teraz zastanawiam się czy jej nie zwrócić... 



Bawełniana bluzka XS z 39,99 zł na 20. Miałam bardzo podobną w koszyku z działu basic, ale nieprzecenioną i dłuższą więc jak zobaczyłam tą sztukę od razu wymieniłam bluzki.



Moja bluzka, która była must have tych zakupów. Od momentu zakupu ciągle piorę i ubieram. Czuję się w niej świetnie. Wolałabym, żeby jej długość była taka jak tej poprzedniej, granatowe, ale nie można mieć wszystkeigo. Ta bluzka nie była na promocji, kosztowała 39,99 zł.



Biały top na szerokich ramiączkach z koronką to spontaniczny zakup za 20 zł. Również najmniejszy rozmiar. Czułam się w niej bardzo dobrze i stwierdziłam, że nada się idealnie do bardziej eleganckiego stroju w upalny dzień. 



Teraz czas na mój ukochany zakup! Okulary Tahari w cenie 80 zł z filtrami UVA i UVB. Zabarwiają świat na pomarańczowo-brązowo i jakość "obrazu" jaki przez nie widac jest cudowna <3 Przymierzałam jeszcze Stave Maddena, jednak finalnie pozostałam przy tych. 



Mam nadzieję, że miło Wam się oglądało moje zakupy. Pewnie gdybym miała jeszcze kilka $$$ na wydanie to byłoby tego wiecej, ale trzeba dozować przyjemności :)

niedziela, 2 lipca 2017

Recenzja książki "Małe cuda" Heather Gudenkauf

Witajcie. Dzisiejsza recenzja stylem i językiem będzie znacząco odbiegać od pozostałych. Poprzednie zostały napisane jako forma projektu w celu podwyższenia oceny z psychologii klinicznej, więc starałam się używać innego języka. Dziś prosto. Zapraszam.

Książka "Małe cuda" to powieść, którą nabyłam za pośrednictwem strony na facebooku "sprzedam wszystko, co zalega w domu". Kobieta sprzedawała kilka książek, a ja wybrałam trzy z nich (ww, "Mistrz i Małgorzata" oraz "Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem") w cenie 10 zł za każdą. Uważam to za bardzo dobrą inwestycję (ponieważ uważam książki za inwestycję). 

Po kilku egzaminach i wielu zaliczeniach, które miałam w ciągu minionego miesiąca chciałam zupełnie się wyalienować i odpłynąć przy dobrej lekturze. Nie sądziłam, że odpłynę aż tak. Od pierwszych stron akcja toczyła się szybko i sprawiała, że miałam ochotę dowiedzieć się, co będzie dalej. Nie znajdziemy w niej obszernych opisów domów, miejsc czy okolic (czego nie lubię w książkach- "Nad Niemnem" było dla mnie męczarnią) a nasza uwagę przykuwać będzie to, co jest istotne. Akcja toczy się z perspektywy jednej z głównych bohaterek oraz trzecioosobowego narratora opisującego zdarzenia 10latki. W połowie książki perspektywa staje się bardziej zbieżna, bo historie kobiety i dziewczynki splatają się. Już na początku czytelnik dowiaduje się o trudnej posadzie pracownika socjalnego oraz traumie związanej z nieustabilizowanym życiem dziecka. Parokrotnie zatrzymywałam się w trakcie czytania i uzmysławiałam "to się naprawdę dzieje, nawet teraz", a do oczu napływały mi łzy. 

Dużym atutem powieści są zakończenia każdego z rozdziałów powodujące, że z całych sił nie chcemy przerywać lektury, a dalej ją zgłębiać. Fabuła jest wartka i muszę przyznać, że od urodzenia Julii nie przeczytałam książki w niespełna 24 godziny (a nie jest to stu stronicowy egzemplarz). Przedwczoraj mi się udało. 

Podczas lektury wielokrotnie płakałam, ponieważ nie jest to książka "lekka". Traktuje o bólu, który dotyka najsłabszych istot na świecie- dzieci. Ukazuje także drastyczne konsekwencje nieprzemyślanych czynów. Dzięki niej widzę jak kolosalne znaczenie ma życie i to, w jaki sposób się z nim obchodzę. Wiele razy podczas czytania zastanawiałam się, "co by było, gdyby..." . Brałam tą historię tym bardziej personalnie, że 11 miesięczne dziecko głównej bohaterki trafiło do szpitala. Ja również byłam z moją (w tamtym momencie) 9 miesięczną Julią przez całe święta w szpitalu i te negatywne emocje z tym związane wracały do mnie ze zdwojoną siłą. Czułam fizyczny ból, kiedy czytałam o tym, jak wygląda pobyt dziewczynki w szpitalu. 

Nie będę pisać o zakończeniu ani tym, czy jestem nim usatysfakcjonowana czy nie. Liczę, że tym krótkim opisem zachęciłam do jej przeczytania. Książka jest naprawdę dobra, jeśli  zamiast dramatu na ekranie wolimy zanurzyć się w lekturze z kubkiem herbaty u boku. Gorąco polecam.