czwartek, 11 stycznia 2018

Golarka do ubrań Philips GC026/00

No cześć. 
Pamiętacie mój wpis o wish liście prezentów świątecznych? Jak nie to przypominam: KLIK 
Ową golarkę dostałam w prezencie (a właściwie sobie kupiłam,ale otrzymałam zwrot pieniędzy od Gwiazdora). Także te święta pełne były samych użytecznych podarków.

Skąd w ogóle pomysł na posiadanie golarki? 
Aby zadbać lepiej o swoje ubrania, których ilość jest niewielka. Mają posłużyć mi jak najdłużej, dlatego o nie dbam. Oprócz prania w odpowiednich warunkach i temperaturze zwracam również uwagę na golenie zmechaceń. To działa. 

na zdjęciu  niewyczyszczony Philips, podczas użytku

W internecie szukałam czegoś lepszego niż produkt za kilkanaście złotych, który jest na kabelek, ma zwykłe baterie, albo kwadratowe czy szybko się rozładowuje. Zależało mi na:
-bezprzewodowym działaniu
-bateriach-akumulatorkach
-ocenie co najmniej 4.5 na Ceneo i innych portalach
-przystępnej cenie

Co do ostatniego-wybrałam jeden z droższych produktów, ale z tej średniej półki cenowej, bo wiem, że za golarkę możemy zapłacić nawet 150 zł :) Ponad to trafiłam na promocję i z przesyłką zapłaciłam 60 zł zamiast 80 (jakbym wydała teraz). W dodatku golarka Philips była najczęściej polecaną w tej kategorii produktów. 

Czas na moją opinię, ale najpierw kilka zdjęć przed i po: 



I po : 






I po:


Czy zdjęcia nie mówią same za siebie? :)


Jestem bardzo zadowolona z tego urządzenia, ponieważ:
-usuwa zmechacenia w 95 % 
-działa bardzo cicho
-nie zadziera ubrań (mi się to udało 3 razy, ale nie zrobiłam dziur, po prostu pracowałam na pozaginanym materiale i za mocno docisnęłam)
-nawet moja mała Julka potrafi tym golić i nic nie psuje 
-w ciągu 15 minut jestem w stanie zgolić dokładnie bluzkę, ze swetrem powyżej było ciężej,bo miał pełno kulek
-ładowanie trwa około 2 h i starcza na wieeeeeele goleń


Bardzo serdecznie polecam :) Ja wygoliłam już połowę szafy rodziców :D  

niedziela, 7 stycznia 2018

"Pułapki przyjemności" rozmowa z Robertem Rutkowskim

Witajcie. Dzisiaj o książce, której tak naprawdę nie powinnam mieć. Dlaczego? Bo ją kupiłam, a w październiku obiecałam sobie, że nie będę kupować książek. Od tamtego czasu stalam się posiadaczką trzech używanych. Obiecuję, teraz Wam,że już więcej nie kupię. P.s swoją drogą- zaczęłam sprzedawać pod tym linkiem KLIK . Zapraszam.

zdjęcie pochodzi z Ceneo.pl


Teraz o samej książce. Kupiłam ją po zachwycie Raaaadzki w jej inspiracjach. Wychwalała ją tutaj : KLIK . Cóż, jeśli widzieliście jej opinię to ja się pod nią podpisuję. Bardzo warto ją przeczytać.

Wywiad, który przeprowadziła Irena Stanisławska dotyczy kilku kwestii, podzielonych na rozdziały.

Autor opowiada o : jedzeniu, seksie, praca, odpoczynku, relacjach międzyludzkich i ich pułapkach. Czasami miałam wrażenie jakby pan Robert obnażał to, o czym wiele osób boi się mówić. 

Próbuję coś o tej książce napisać, ale mi nie wychodzi. Opublikuję zatem opinię jednej osoby z lubimyczytać- MożnaPrzeczytać : 


"Książka jest próbą balansu w zdrowym zakresie przyjemności, znalezieniem granic poza którymi powinna zapalić się czerwona lampka. Jedzenie, seks, praca, odpoczynek, relacje międzyludzkie - to sfery bez których trudno wyobrazić sobie spełnione i szczęśliwe życie, ale są to również sfery, które kryją wiele tytułowych pułapek. Robert Rutkowski z całym swym doświadczeniem, zawodową drogą terapeuty od uzależnień, wielką wrażliwością i zwykłym rozsądkiem przybliża historie ludzi poranionych przez kogoś lub przez samych siebie, obnaża mechanizmy dzisiejszej kultury, w której łatwo się zatracić i wyjaśnia wiele procesów psychologicznych, które dzieją się w nas lub gdzieś obok. "
 Ciężko mi coś więcej dodać. Dawno tak nie miałam. Po prostu ją przeczytajcie, bo warto. Ja z pewnością niedługo znowu do niej sięgnę i chociaż nie miałam kupować książek to akurat tej zupełnie nie żałuję. 


piątek, 5 stycznia 2018

Moje postanowienia na 2018 rok + lista nawyków

Witajcie drugi raz w nowym roku. Tym razem wpis bardziej klimatyczny. Postanowiłam podzielić się z Wami moimi postanowieniami i nie tylko. 

W ubiegłym roku działo się naprawdę dużo rzeczy. Tych bolesnych, ale i pozytywnych. 
Bardzo się rozwinęłam za sprawą postanowienia - przeczytania 52 książek. Więcej w jednym z kolejnych wpisów. Ponad to stałam się silniejsza jako kobieta i matka. Odbyłam pierwszą podróż samolotem z moją półtoraroczną córką i rozpoczęłam studia podyplomowe równolegle z psychologią. Chociaż nie zawsze było pięknie- dzisiaj się uśmiecham. Dodam jeszcze, że z perspektywy czasu rok 2017 był najbardziej organizacyjnym w moim życiu tzn. nauczyłam się organizacji własnego czasu, do takiego stopnia, że teraz jest mi dużo łatwiej przyswajać i wypełniać codzienność. Nie ma chaosu, są zadania i ich realizacja. Mimo że mam małe dziecko to potrafię skutecznie panować nad własnym czasem oraz nauczyłam się w ubiegłym- panować nad finansami :) 

Wyciągnęłam także kilka lekcji, które przydadzą się w tym roku. Po pierwsze- nie zakładam już takiej częstotliwości czytania książek. Chociaż to ultra rozwojowe i dało mi bardzo wiele to miałam kilka momentów, w których nie mogłam patrzeć na książki. Odpychało mnie, ale ciągle w głowie miałam liczbę, którą sobie założyłam. Po drugie- w moim życiu szykują się spore zmiany, o których pewnie niebawem przeczytacie. 

W tym roku z pewnością dużo się zadzieje. Pisanie podyplomówki, badania do magisterki, praktyki w szkole i jeszcze w jednym miejscu. Ponad to niebawem zmienię miejsce zamieszkania i będzie z  pewnością dużo "zabawy" z tym związane. Dojdzie samodzielne prowadzenie domu i opieka nad córką. Będzie się działo :D Poniżej moje postanowienia w rzeczywistości, którą Wam własnie opisałam .

Po pierwsze: Przeczytać minimum 20 książek


Jest to założenie , które na pewno uda mi się spełnić, jednak istnieje tu jeden kruczek. Część z nich będzie z określonej, wcześniej przygotowanej listy. Póki co są na niej: Łysiak, Jak Paweł II, Chesterton, Rowińska, Chardin, Murphy, Goleman i tematy powiązane z fizyka kwantowa oraz religiami. Założenie ma na celu, aby zredukować czytanie przypadkowych książek "Z łapanki" w bibliotece, chociaż nie zakładam, że ich w ogóle nie będzie, bo czasami potrzebuję chillu. 

Po drugie: Zacząć oszczędzać na konkretny cel

Owym celem będzie auto. Już w tym roku oszczędzałam i szło mi całkiem sprawnie, jednak teraz będzie to oszczędzanie na konkretny cel przy dużo większych wydatkach. Te pieniądze, które odłożyłam w 2017 rozpłyną się w trakcie przeprowadzki. 

Po trzecie: Wyeliminowanie kolorowych napojów i słodzenia picia

Czyli coś dla zdrowotności :) W tym roku chcę wyrobić sobie nawyk odmawiania napojom typu Pepsi, Cola (tak naprawdę to z kolorowych piję głównie je). Nawyk picia wody już w sobie wyrobiłam i nie wyobrażam sobie poranku bez szklanki wody, jednak jeszcze zbyt wiele w moim życiu cukru. Nauczyłąm się także nie słodzić kawy, jednak z herbatą bywa ciężko. Chcę pić właśnie te trzy napoje: wodę, herbatę i sporadycznie kawę (mam problemy z ciśnieniem). To, nad czym będę również pracować to wyeliminowanie lub zminimalizowanie soli w diecie. Za dużo używam tej substancji, a nie ma pozytywnego wpływu na moje zdrowie. 

Po czwarte: raz w tygodniu jeździć z Julią na basen lub wykonywać inną aktywność przez godzinę

Tak naprawdę zależy mi na basenie- chcę z nią częściej jeździć i w ten sposób spędzać czas (jeśli się nie uda to stawiam na wycieczki rowerowe). Mała czerpie z tego dużą radość, a samo pływanie (jak już się na uczy) będzie świetną ogólnorozwojową aktywnością dla jej organizmu. Oczywiście nie jest to jedyna godzina poświęcona mojemu dziecku, ponieważ bawię się z nią i wychodzę na spacery na co dzień, jednak ta aktywność ma być szczególna. 

Po piąte i ostatnie: oglądać w 50 % zagranicznego youtuba

W zeszłym roku udało mi się znacząco zminimalizować liczbę subskrypcji youtuberów. Miałam ich około 15, a teraz jest ich 6. Postawiłam na Olfaktorię, Zophię osobistą stylistkę, Karolinę Baszak, Design Your Life oraz Pick Up Limes i Jenny Mustard. Nie zaprzeczę, że odwiedzam od czasu do czasu "stare" kanały, jednak robię to wtedy,g dy mam czas, a nie bo muszę, gdyż jakaś osoba dodała coś nowego. Sama sobie wcześniej generowałam dziwną presję. Często odwiedzam Przeciętnego Człowieka, Strefę Psychę, Maxineczkę, Red Lipstick Monster i MarKę, jednak robię to tylko wtedy jeśli się nudzę albo chcę zrelaksować i film na danym kanale jest interesujący. 



To już wszystkie moje postanowienia :) Mam nadzieję, że być może kogoś zainspirowały.
Dodam, że ostatnio dostałam na święta przepiękny kalendarz. Niestety, ale osoba która mi go sprezentowała nie wiedziała ,że jeden posiadam. Postanowiłam wykorzystać go w twórczy sposób. Stworzyłam z niego kalendarz pozytywnych zdarzeń i inspiracji. Zapisuję w nim każdego dnia pozytywne rzeczy, które mi się zdarzyły. W przeszłości miałam już taki słoik, ale po pewnym czasie karteczki się nie mieściły i nie wiedziałam co z nim zrobić. Znacznie bardziej spodobał mi się pomysł, który Wam przedstawiłam :) 



Teraz chcę podzielić się z Wami listą nawyków, które spisałam w listopadzie i pracowałam nad nimi już od pewnego czasu. Niektóre udało mi się wypracować, inne są nadal do opanowania. Zachęcam do wypisania sobie takich rzeczy :

  1. Picie szklanki wody po obudzeniu/ w nocy
  2. Spacer 30 minut codziennie z Julią
  3. Mówienie sobie i innym codziennie chociaż po jednym komplemencie
  4. Nie narzekanie na osoby i rzeczy
  5. Jedzenie jednego owocu dziennie
  6. Poświęcanie 30 minut dziennie na czytanie
  7. Odkładanie rzeczy od razu na miejsce
  8. Codzienne zapisywanie wydatków do arkusza
  9. Spanie maksymalnie 8 h na dobę (spanie max do 7 rano)
  10. Codzienny masaż skóry głowy 
  11. Zabieranie ze sobą książki na uczelnię
  12. Raz w tygodniu wysłuchanie wykładu (Strefa Psychę, Ted)
  13. Prowadzenie dziennika alkoholu :D 

Na zielono- te wdrożone. Przez pewien czas spałam również po max 8 h i czułam się zdecydowanie lepiej niż teraz (9 h) jednak przerwa świąteczna mnie rozleniwiła. Co do owocu- zapominam. Najczęściej biorę banany na uczelnię, jednak w domu już nie pamiętam o ich jedzeniu. Ze spacerami ostatnio było ciężko, ponieważ jestem chora, a nad narzekaniem i komplementowaniem pracuję :) Najbardziej kontrowersyjne, a może i śmieszne- na końcu. Mam zamiar zapisywać co i jak często piję. Podczas świąt naszła mnie refleksja, że ostatnio robiłam to za często i chcę mieć nad tym większą kontrolę.

Liczę, że skorzystacie z moich postanowień czy nawyków i zaczniecie pracować nad sobą. Ja w obliczu blogowej deklaracji czuję się zobowiązana do wywiązywania się z tego, co wyżej.

Pozdrawiam. 

wtorek, 2 stycznia 2018

Denko pielęgnacyjne

Witajcie. Nowy rok zaczynamy od denka kosmetycznego :) Czas na pozbycie się zalegających przedmiotów. Dzisiaj nietypowo, bo przedstawię Wam KILKA produktów pielęgnacyjnych , które sięgnęły dna czyt.wykończone przeze mnie. Od jakiegoś czasu nie kupuję kosmetyków, które nakładam rano i wieczorem przed makijażem. Zawzięłam się i chciałam wykończyć wszystko, co posiadałam. Wiązało się to z silnym oporem wewnętrznym, ale jak widać po dzisiejszym tytule- udało się. Jestem w szoku, bo pierwszy raz jednocześnie wykończyłam tyle produktów. Nawet nie wiecie jaką radość sprawiło mi dokupienie niezbędnego kremu na dzień oraz obecne robienie reserchu w internecie za odpowiednim kremem pod oczy. Wykańczając kosmetyki, a nie wyrzucając kiedy nam się nie sprawdzą zyskujemy wiele: 

  • stajemy się bardziej świadomi naszych potrzeb i tego, czego oczekujemy od kosmetyku,
  • dokładniej szukamy produktów odpowiednich dla nas
  • nie kupujemy czegoś pod wpływem chwili , bo może się nie sprawdzić i nie spełnić oczekiwań
Po tym wstępie czas na zdenkowanych. Od razu zaznaczę, że część z nich to niestety rozczarowania, ale dzięki temu wiem, czego unikać.




1. Płyn micelarny Garnier 3 w 1 do skóry wrażliwej to najlepszy płyn do usuwania makijażu i kojenia skóry jaki miałam. A używałam już np.biodremy za 50 zł, która działała jak zwykła kranówka czy kilku innych produktów tego typu. Mleczka zupełnie się nie sprawdzają (chyba, że micelar nie daje rady z tuszem). Za co tak lubię Garniera?
-nie podrażnia mojej skóry
-nie szczypie w oczy
-jak dla mnie bezzapachowy co jest ogromnym plusem
-koi skórę po oczyszczeniu
-bardzo dobrze zmywa makijaż
-nie wysusza skóry
-jest tani i wydajny
-zaleta jest to, że dzięki opakowaniu dokładnie widać ile go zostało (jak w większości płynów micelarnych, ale nie w każdym to się zdarza)

2. Peeling enzymatyczny Ziaja (brakuje go na zdjęciu, bo własnie wykańczam), ulga dla skóry wrażliwej, czyli produkt który nie przypadł mi do gustu. Im dłużej go stosowałam tym bardziej podrażniał moją skórę. Skóra piekła i swędziała. Z uwagi na to, że jest to peeling enzymatyczny to trzyma się go na skórze kilkanaście minut, a później "rozsmarowuje" resztę i zmywa. Był on tak delikatny, że nie radził sobie ze wszystkim suchymi skórkami, co mnie mocno zawiodło. Skóra była tylko trochę gładsza, a nie o to mi chodziło. Plusem może być dla niektórych ta delikatność (ale nie dla mnie) oraz to, że nie przesusza skóry. Ja do niego nie wrócę z uwagi na pieczenie.

3. Bogaty krem nawilżający 10% MIXA (brak go na zdjęciu-wyrzuciłam go) . Jeśli to jest bogaty krem NAWILŻAJĄCY to ja nie wiem jakiego ultra nawilżenia potrzebuję. Nie, nie i jeszcze raz nie. Mixa wypuściła tak delikatny kremik, że abym odczuła nawilżenie chociaż kilka godzin musiałabym go co chwilę reaplikować. Nie dla mnie taka zabawa. Krem bardzo szybko wsiąkał (na plus) jednak po chwili czuć było ściągnięcie... Jak dla mnie to nie jest krem jakoś bardzo nawilżający. Myślę, że dla większości cer dobry pod makijaż, ale dla mnie za slaby. Jak użyłam mojego Cethaplia (uluboony krem do twarzy) to poczułam błogie nawilżenie :D Nazwałabym go bardzo lekko nawilżającym kremem na co dzień.

4.Woda różana Easy End pisałam o niej tutaj . Mam do dodania tyle, że po czasie zmienił się jej zapach w kontakcie ze skórą, co mi bardzo nie odpowiadało i używanie go pod koniec było męczące.

5.Krem pod oczy IWOSTIN lubię go, ale ma jeden ogromny minus: nie nadaje się pod makijaż. Za każdym razem korektor, który znajdował się na nim rolował się i wyglądał nieestetycznie. Używałam go na noc, ładnie nawilżał i był wydajny. Działania na zmarszczki nie widziałam, bo ich jeszcze nie mam. Nie sądzę, że do niego wrócę, ale naprawdę nie był zły.

6.Olejek do twarzy Evre Essentials Oils 8 olejków. Nie lubię go bardzo:
-z początku zapach wydaje się śliczny, cytrusowy, jednak po nałożeniu na skórę zaczyna śmierdzieć, po prostu
-bardzo zapycha skórę, nie mam tendencji do ropnych, podskórnych wyprysków, ale dzięki niemu wszystko jest możliwe
-jeszcze raz : śmierdzi
Z plusów to z pewnością nawilża, ale ten efekt nie wygrywa z minusami.

7.Balsam Johnsons baby na dobranoc:
zaczniemy od tego,że pachnie obłędnie, jednak zapach bardzo szybko się ulatnia. Na pewno nie powiedziałabym, że to zapach dla małego dzieciaczka. Jest niestety mało wydajny. Myślę, że do niego wrócę za jakiś czas. Zdecydowanie na chłodniejsze dni.

8. Elseve i Gliss Kur- mgiełki do włosów:
 Mgiełek do niedawna nie używałam wcale. Od kilku miesięcy spryskuję nimi włosy i całkiem się sprawdzają. W przypadku dwóch ze zdjęcia to Glis Kur jest lepszy. Może nie pachnie ładniej (kwestia indywidualna), ale świetnie wygładza i eliminuje puszenie. Po Elseve włosy stawały się czasem szorstkie.

O oliwce Hipp (używam do włosów i ciała) oraz wcierce Jantar pisać nie będę, bo robiłam to tak często , że wydaje mi się to bezsensowne. Jednak wspominam o nich, gdyż skończyłam niedawno kurację wcierką (chyba 8 w moim życiu ) a oliwka właśnie się wykończyła, po oliwieniu włosów (od kilku lat radzi sobie z nimi super).

Obecnie staram się wykończyć kolorówkę, ale serio- idzie opornie. Najgorzej chyba z cieniami do powiek i pomadkami...