wtorek, 22 sierpnia 2017

Dove Advanced Hair Series, Regenerate Nourishment

Witam, dzisiaj o dwóch produktach marki Dove.



Zestaw był w kilku ulubieńcach (chyba RLM i Stylizacje) więc i ja się skusiłam przy okazji promocji . Odżywki i szamponu używałam razem z mamą i starczył nam na 3 miesiące (w między czasie używałyśmy kilku innych produktów ).




Jakie mam wrażenia ? 

Zapach: produkty pachną pięknie. Powiedziałabym, że typowym zapachem Dove,ale mają w sobie jeszcze coś. Woń duetu utrzymuje się na włosach 2/3 dni. Sama odżywka z innym szamponem równie długo. Jest to niewątpliwa zaleta dla tych, którzy lubią mieć pachnące włosy :)

Konsystencja: W przypadku szamponu- leista, powiedziałabym, że dosyć gęsta, natomiast odżywka- taka jak lubię, czyli gęsta, nie spływająca z dłoni.Na plus.

Działanie: szampon utrzymuje włosy świeże przez max 1,5 dnia, czyli standard. Odżywka natomiast oprócz zapachu dużo nie daje, bo włosy są sztywne, a czasami zupełnie spuszone.  Jeśli używam je w duecie to mam zagwarantowany puch, a jeśli z innym szamponem- sztywność.  Trochę nie rozumiem tych zachwytów. Używać dla samego zapachu to trochę słabo. Podsumowując działa słabo.

Cena/ wydajność: za 250 ml zapłacimy ok.20 zł. Jak na to, że duet starcza na dość długo (zdecydowanie szybciej zużywa się odżywka) to wydajność jest w porządku. Tutaj nie mogę się przyczepić. Jednak jeśli zanalizuję to, że w sumie produkty nie działają tak, jak tego oczekuję to cena jest wysoka. Jeśli miałabym kupić dla samego zapachu- brałabym, ale oczywiście nie jestem aż tak zdesperowana i raczej do czerwonego duetu nie wrócę.


wtorek, 15 sierpnia 2017

Niezbędnik turysty w górach

Cześć.
Za dwa dni wybieram się w góry. Z tej okazji postanowiłam przygotować dzisiejszy wpis. Przedstawię Wam mój niezbędnik górski, gdyż latem odwiedzam je już piąty raz. Zapraszam J

1.       Wygodne buty- zastanawiałam się, czy o tym pisać, bo to przecież oczywistość, ale jak to z oczywistościami bywa- najczęściej o nich zapominamy. Dla mnie- jako osoby, która robi wiele km po szlakach górskich- jest to niezwykle ważne. Moje ulubione buty to no name kupione w „Świecie butów” kilka lat temu. Ala trapery wykonane ze skóry. Od 4 lat korzystam z nich i ani razu się nie zawiodłam. Jeśli stopa ma odpocząć od cięższych butów polecam New balance. Nie polecam natomiast Conversów :D




2.       Pomadka ochronna- niby nic, a jednak. Za każdym razem będąc w górach i wychodząc na szlak  muszę mieć na ustach coś, dzięki czemu nie wyschną mi na wiór i nie popękają. Naprawdę to jest must have!



3.       Płaszcz przeciwdeszczowy- ile to razy zdarzyło się go użyć? Nie zliczę. Zajmuje bardzo mało miejsca i jest niezawodny. Co prawda stopy i tak przemokną, ale cała reszta- nie. Zdjęcia brak, ale wierzę, że wiecie jak wygląda taki płaszcz :D 

4.       Wygodna rozpinana bluza- oczywiście może być też nierozpinana, ale ja preferuję tę, którą łatwo ściągnąć lub „przewietrzyć”.  Rozpinamy się i od razu nam chłodniej. A różnice temperatur to normalne zjawisko podczas wędrówek po górach. Raz zapomniałam o niej i uwierzcie- brakowało. Od 4 lat towarzyszy mi jedna i ta sama, na zdj poniżej. Chociaż sfatygowana to jeszcze ją trzymam. Przydaje się także w późne wieczory kiedy to piszę posty :D 



5.       Nerka- czyli mała saszetka, którą zaczepiamy w pasie. Nawet jeśli niosę plecak (w którym mam dużą wodę, coś do przegryzienia, mapę, płaszcz przeciwdeszczowy itd.) to nerka jest jak najbardziej wskazana. Trzymam w niej najczęściej małą wodę, gumki i wsuwki,czasomierz (rzadko jest to telefon) oraz pieniądze.



6.       Czapka z daszkiem i krem z filtrem- zapisałam to razem, ponieważ nawazjem się uzupełniają. Czapka chroni przed słońcem głowę (jeśli idziecie kilka godzin to jest ona więcej niż konieczna!), natomiast filtr skórę twarzy i ramiona.



7.       Gumki i wsuwki do włosów- coś niepozornego, bez czego ja nie mogłabym wyjść na szlak. Na szczytach wieje wiatr, po drodze również, a po co się męczyć z włosami, które przylepiają się do nabalsamowanych ust?



8.       Mały aparat cyfrowy- dodałam to na koniec, bo chociaż uważam, że jest to niezbędne, dla niektórych wcale takie nie musi być. Pierwszy raz w tym roku zdecyduję się na cyfrówkę, bo rok w rok cierpiałam nosząc ze sobą Nikona. Zdjęcia owszem, były piękne, ale kosztem marudzenia i gorszego humoru. Lustrzance mówię nie.



To wszystko. Na pewno wezmę więcej rzeczy i wiele z nich będzie również istotnych jednak o najważniejszych napisałam powyżej. Tą listę bierzcie z przymrużeniem oka, ponieważ nie jestem jakimś zagorzałym turystom i pewnie o wielu rzeczach nie wiem. Jednak jak na amatorkę zakochaną w górach- to jest dla mnie niezbędne.

W tym roku zabieram ze sobą córeczkę- 1,5 roczną Julkę. Jestem podekscytowana i trochę się stresuje, ale już się nie mogę doczekać. Razem będziemy podziwiać widoki :) Jak już wrócę to zastanawiam się nad wpisem nt.niezbędnika dla takiego maluszka. Może coś przygotuję.

Dodam również,że w niedzielę nie dodam wpisu o kolejnej przeczytanej lekturze, ponieważ nie będę miała jak. Internety zostawiam w domu i cieszę się wyjazdem :)

niedziela, 13 sierpnia 2017

"Im mniej tym więcej" Joshua Becker

Cześć :)
Dzisiaj pora na moją "perełkę" , czyli książkę, do której często będę zaglądać.



O minimalizmie przeczytałam już 4 pozycje:
"Chcieć mniej" Kędzierskiej, którą uważam za top 1 w tej dziedzinie
"Magia Sprzątania" Marie Kondo
"Tokimeki" Marie Kondo
oraz "Im mniej tym więcej" Becker'a

Muszę przyznać, że eksplorowanie tego tematu dostarcza mi bardzo dużo zmian, przemyśleń, a co więcej- zwyczajnie mnie interesuje. Po lekturze trzech poprzednich książek wprowadziłam już kilka innowacji, jednak cały czas nie mogłam sobie odmówić zakupów książkowych i ubraniowych. Uprzątnęłam znacznie swoje ubrania, wyrzuciłam nieużywane kosmetyki, jednak kiedy zrobiło mi się trochę miejsca myślałam jakby je zapełnić. Chociaż w tej kwestii wychodzi mi stawianie na zasadę "mniej, ale jakościowo więcej" to w przypadku książek jest inaczej. Zdarza się także, iż podczas promocji na kosmetyki ciężko mi sobie odmówić.Tak jak pisałam w tym poście: KLIK na zakup decyduję się, gdy mam pewność, że wiedza z książki posłuży mi więcej niż raz lub gdy chcę poznać twórczość kogoś i wyrobić sobie opinię na jego temat czy poznać dane zagadnienie. Patrząc na te kryteria nie łatwo jest  dokonać minimalizacji zakupów. Może to w ogóle nie wyjść (bo np.każdego autora chcę "sprawdzić"). Tym sposobem pozwoliłam sobie na kilka bardzo nieprzemyślanych nabytków i w mojej szafie znajdują się książki, które nie powinny już zajmować w niej miejsca. Do października chcę znacznie uszczuplić moją kolekcję. Zobaczymy czy to wyjdzie. To tak słowem wstępu...najważniejsze jest to, że książka, o której dzisiaj to jedna z tych, którą zatrzymam w mojej szafie na pewno ,bo będę do niej wracać. Dlaczego? 

Po pierwsze- napisana jest bardzo ciekawie. W większości poradników mamy do czynienia z momentem, w którym ją odkładamy i być może znajdujemy motywacji, aby znowu po nią sięgnąć (jak w przypadku Grzesiaka). Jednak tutaj za każdym razem czekałam na wolną chwilę, by móc do niej usiąść. 

Joshua w bardzo ciekawy sposób pokazuje jego przemianę i dodaje kilka przypadków osób, które czasem w dramatyczny sposób zaczęły kierować się minimalizmem. Świetnie opisuje także siłę reklamy na nasze postrzeganie świata. Chociaż wiedziałam, że telewizja manipuluje nami (i dlatego od bardzo dawna jej nie oglądam) to autor odwołał się do reklam i mediów w ogóle. Także tych internetowych, które na mnie mają bardzo duży wpływ. Niemałym atutem książki jest również rozdział o nauce minimalizmu dzieci i młodzieży. Wcześniej się z tym nie spotkałam i niesamowicie mnie to zainteresowało. Już mam plany na Julię :D Tylko sama muszę stać się idealnym wzorem do naśladowania, a to wciąż ćwiczę ;) W kwestii książek również znalazłam dużą motywację do pozbycia się niektórych za sprawą podrozdziału "na półkach" (nie będę spoilerować )

Jedną z ważniejszych lekcji, jakie wyciągnęłam z lektury było to, że dużo bardziej opłaca się komuś coś oddać niż sprzedawać. Miałam również okazję się o tym przekonać. Wcześniej wielokrotnie oddawałam rzeczy m.in do PCK lub GOPS-u jednak kiedy przeprowadziłam naprawdę WIELKIE porządki i pozbywałam się raz ubranej sukienki studniówkowej, nowych swetrów ale ze złym składem czy ubrań, które leżały w szafie, bo "myślałam,że je ubiorę" to stwierdziłam, że za takie ubrania chciałabym coś dostać. Do wykonania zdjęć zbierałam się 2 miesiące- do obróbki tydzień, a sam opis kosztował mnie trzy godziny czasu. Plus dodawanie zdjęć, odpisywanie na komentarze. A zysk ? 10 zł za sukienkę, którą kupiłam za 100 zł i ubrałam ją dwa razy. Myślałam, że się popłaczę, bo ceny naprawdę były niskie, a wystawianie wszystkiego zajęło mi mnóstwo czasu. Dopiero po lekturze "Im mniej tym więce" byłam w stanie wziąć te rzeczy (dwa worki niezużytych ubrań) i odwieźć do GOPS-u. Czy poczułam żal, smutek i rozpacz? Nie. Poczułam się lekko. Może i nie zarobiłam, żeby wydać to na kolejne ubrania,ale w zamian mam pewność, że ktoś się z tego będzie cieszył. 

Komu polecam tę ksiazkę ? Każdemu bez wyjątku :) 

czwartek, 10 sierpnia 2017

Ostatnie zakupy książkowe

Cześć. 
Czasami pokazuję Wam kosmetyczne zakupy, ale tym razem podzielę się ostatnimi zakupami książkowymi. Chociaż od początku roku staram się wprowadzić minimalizm do mojego życia-różnie to wychodzi. Moim postanowieniem jest, że będę dokonywać zakupów książkowych "z głową", czyli kierować się ich użytecznością. Tym, że sięgnę do nich jeszcze nie raz, a rady przydadzą się w prostszym życiu. Czasami też ważne są treści, które chce lepiej przyswoić,poznać Zdarza się również, że mam zamiar poznać lepiej czyjąś twórczość i dlatego, aby wyrobić własne zdanie kupuję książkę autora (bo np.nie mogę jej znaleźć w bibliotekach).


W przypadku zakupów, które zobaczycie poniżej trzy z nich nie zostały kupione właśnie w oparciu o te zasady czego żałuję i albo je sprzedam, albo oddam do biblioteki. Zobaczymy.  Może kogoś z Was moje zakupy zainspirują. 


To trzecia książka Pana Mateusza i niestety, ale znowu na niej "utknęłam". Przeczytałam 1/3 i nie mogę ruszyć dalej. Tak samo było w przypadku poprzednich dwóch. Codziennie sobie obiecuję "chociaż 50 stron" i słabo mi to wychodzi. Te książki nie są nudne ani bezwartościowe, tam otrzymujemy konkretną wiedzę...jednak nie mogę się przemóc i do niej usiąść. Zazwyczaj znajdę coś ciekawszego do poczytania. 


Recenzja tej książki w niedzielę :)


Jest to jedna z dwóch książek autorki, którą przeczytałam (Tokimeki to ta druga). Niestety, nie pojawiła się recenzja, bo książkę przeczytałam w kwietniu, zanim zaczęły pojawiać się regularne wpisy. Bardzo serdecznie ją polecam, z pewnością będzie często używana. Zmienia zupełnie światopogląd. Jest bardzo konkretna i uczy kierowania się rozsądkiem połączonym z uczuciami, co zazwyczaj pozostaje w kontraście. Przeczytam ją ponownie po nowym roku i zrecenzuję. 


Recenzja ksiązki tu: KLIK


Mam plan ją niedługo przeczytać , także pod koniec sierpnia/ na początku września spodziewajcie się recenzji. 


Recenzja książki tu:KLIK


Jest to książka, która kupiłam pod wpływem impulsu, czego żałuję. Chociaż sama w sobie jest bardzo dobra, przeczytałam ją prawie całą w 13sto godzinnej podróży pociągiem, to jednak nie wiem czy przeczytam ją ponownie. Nawet jeśli (bo jest bardzo ciekawa) to nie widzę sensu trzymać jej w szafie. "W sam raz na raz". 


Recenzję tej ksiazki znajdziecie tu: KLIK

Na zdjęciach brakujesz jeszcze ksiażki "Małe cuda" , której recenzję napisałam tu : KLIK . Niestety, ale ponownie bym jej nie kupiła, bo to ten typ książki "w sam raz na raz" .